15 Paź 2019, Wto 12:36, PID: 807827
Cześć,
jestem tu nowy, ale zapoznałem się z regulaminem Gdybym, mimo wszystko, strzelił jakąś gafę, to jestem otwarty na konstruktywną krytykę
Jeśli chodzi o mój stan, to sam nie wiem - do końca - co mi jest, ale obstawiam CHAD II lub/oraz borderline. Generalnie od jakiegoś czasu mam spadek nastroju (wszystko bez sensu). Tzn. robię tylko to, co do mnie należy (najlepiej, jak potrafię), ale nic ponadto. Nie mam życia prywatnego. Po pracy nie wiem, co ze sobą zrobić, nie podejmuję żadnej akcji, bo wszystko deprecjonuję i tak wegetuję do kolejnego dnia roboczego. Do tego dochodzi wieczorne (codzienne) picie alkoholu, by spać w nocy. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej wykończony. Jeśli chodzi o leki, to dość mocno reaguję (i strachliwie). Kiedyś zapisano mi hydroksyzynę (nie pamiętam dawki, ale podobno najmniejsza) i po jednej tabletce myślałem, że zejdę. Potem postawił mnie do pionu Cloranxen (też nie pamiętam dawki, ale brałem tylko miesiąc i odstawiłem - zgodnie z zaleceniem). Potem było dość długo ok. Po sypnięciu nastoletniego związku psychiatra zapisał xanax, trittico i mozarin. Po tym zestawie byłem tak zamulony - bez chęci do życia, że odstawiłem zanim mozarin się rozkręcił i tak popłynąłem w alko. Chcę coś z tym zrobić. Zamknąłem się w 4 ścianach i unikam ludzi uważając ich za zagrożenie (kłamliwi, interesowni, roszczeniowi manipulanci), a przecież to jest nienormalne. Nawet, gdy mam dzień wolny, to nie zmuszę się do wyjścia na spacer, basen, czy rower - nie potrafię. Chciałbym, ale nie chcę - jakkolwiek głupio to brzmi. Spróbowałem L-teaniny 150 mg i zadziałało fajnie, choć trochę za mocno, więc kupiłem 100 mg - czekam aż dojdzie.
Plan jest taki (tylko swanson lub solgar, a nie jakiś no name): rano L-Tyrozyna 500 gm (paliwo) + Ashwagandha 450 mg (antystres), a w razie potrzeby (problem ze skupieniem) L-Teanina 100 mg.
W ciągu dnia - jak cukierki - KUDZU z K+K wspomagająco w uzależnieniu (na odtrucie).
Wieczorem: 5-HTP 100 mg na spanie (nie zamierzam, ale mógłbym to połączyć z GABA 750 mg w razie konieczności). Melatonina za długo mnie trzyma i chodzę zamulony cały dzień, dlatego szukam alternatywy. L-Tryptofan 500 mg też działał podobnie. Za to samo GABA 750 mg działa niewyczuwalnie, więc nie wiem, czy działa.
W odwodzie mam też orotan litu 5 mg, ale jakoś mam wrażenie, że albo lit, albo cała reszta, a nie razem, choć może jest to błędne założenie. Nie sprawdzałem interakcji.
Generalnie staram się zdrowo (choć nieregularnie) odżywiać. unikam fast foodów (no może pizza raz w miesiącu i jeden hot-dog lub zapiekanka). W miarę możliwości unikam garmażerki lub jestem przeczulony na skład. Miałem fazę na suplementowanie witamin i minerałów, ale jak usłyszałem, że kilkanaście kapsułek żelatynowych codziennie może spowodować czop w jelitach, to odstawiłem w cholerę
Temu wszystkiemu codziennie towarzyszy bliżej nieokreślony lęk - permanentny, z tyłu głowy, że zaraz coś się rozwali tak na amen. Taki stan wyczekiwania tragedii, wręcz paranoiczny. Jak pojawiają się wizualizacje różnych skutków chorych zdarzeń, to są (w mojej ocenie) bardzo przesadzone - jak z jakiegoś dobrego kryminału, czy sensacji. No a do tego brak czegokolwiek, co w życiu prywatnym dawałoby radość. Robiłem test Bravermana, to wyszło, że mam umiarkowane niedobory wszystkich neuroprzekaźników. Test na depresję dał 27 punktów.
Mimo najszczerszych chęci wracają wspomnienia z patologicznego domu (z - moją - próbą samobójczą w nastoletnim wieku) - to nie pomaga. Mimo postanowienia przyjęcia poprawnej, profesjonalnej postawy (co realizowałem dość skutecznie) nie mam samodzielnej chęci do jego realizowania - to było jakby na siłę narzucone, a teraz - mam wrażenie - że płacę za to właśnie słabym nastrojem. Dopóki byłem w związku, to jeszcze miałem motywację, by trzymać się w ryzach, a teraz - skoro nikt nie patrzy, to wręcz czuję przyzwolenie do "zapuszczenia" się. Absurd... a byłem w trybie wystąpień publicznych przed dość sporymi grupami - parę lat i jestem sam (wmawiając sobie, że przecież koniecznie trzeba to przetrzymać, by w końcu nauczyć się być ze sobą samemu) w czterech ścianach. Kiedyś byłem osobą kreatywną, tworzącą ciekawe projekty, a dziś wszystko jest bez sensu.
Dochodzi jeszcze brak sportu, siedzący tryb życia i chęć, ale niemoc zmiany. Brak emocji - poza lekkim, permanentnym wkurzeniem na całą sytuację, siebie, życie i świat.
No i wyszedł elaborat.
Reasumując, co sądzicie o takim połączeniu. Może coś się gryzie, albo dawki są niewłaściwe lub czegoś brakuje? Aha, no i - w kwestii dawek - jestem samcem w średnim wieku o wadze ok. 85 kg - w końcu to nie bez znaczenia dla ustalenia dawkowania
jestem tu nowy, ale zapoznałem się z regulaminem Gdybym, mimo wszystko, strzelił jakąś gafę, to jestem otwarty na konstruktywną krytykę
Jeśli chodzi o mój stan, to sam nie wiem - do końca - co mi jest, ale obstawiam CHAD II lub/oraz borderline. Generalnie od jakiegoś czasu mam spadek nastroju (wszystko bez sensu). Tzn. robię tylko to, co do mnie należy (najlepiej, jak potrafię), ale nic ponadto. Nie mam życia prywatnego. Po pracy nie wiem, co ze sobą zrobić, nie podejmuję żadnej akcji, bo wszystko deprecjonuję i tak wegetuję do kolejnego dnia roboczego. Do tego dochodzi wieczorne (codzienne) picie alkoholu, by spać w nocy. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej wykończony. Jeśli chodzi o leki, to dość mocno reaguję (i strachliwie). Kiedyś zapisano mi hydroksyzynę (nie pamiętam dawki, ale podobno najmniejsza) i po jednej tabletce myślałem, że zejdę. Potem postawił mnie do pionu Cloranxen (też nie pamiętam dawki, ale brałem tylko miesiąc i odstawiłem - zgodnie z zaleceniem). Potem było dość długo ok. Po sypnięciu nastoletniego związku psychiatra zapisał xanax, trittico i mozarin. Po tym zestawie byłem tak zamulony - bez chęci do życia, że odstawiłem zanim mozarin się rozkręcił i tak popłynąłem w alko. Chcę coś z tym zrobić. Zamknąłem się w 4 ścianach i unikam ludzi uważając ich za zagrożenie (kłamliwi, interesowni, roszczeniowi manipulanci), a przecież to jest nienormalne. Nawet, gdy mam dzień wolny, to nie zmuszę się do wyjścia na spacer, basen, czy rower - nie potrafię. Chciałbym, ale nie chcę - jakkolwiek głupio to brzmi. Spróbowałem L-teaniny 150 mg i zadziałało fajnie, choć trochę za mocno, więc kupiłem 100 mg - czekam aż dojdzie.
Plan jest taki (tylko swanson lub solgar, a nie jakiś no name): rano L-Tyrozyna 500 gm (paliwo) + Ashwagandha 450 mg (antystres), a w razie potrzeby (problem ze skupieniem) L-Teanina 100 mg.
W ciągu dnia - jak cukierki - KUDZU z K+K wspomagająco w uzależnieniu (na odtrucie).
Wieczorem: 5-HTP 100 mg na spanie (nie zamierzam, ale mógłbym to połączyć z GABA 750 mg w razie konieczności). Melatonina za długo mnie trzyma i chodzę zamulony cały dzień, dlatego szukam alternatywy. L-Tryptofan 500 mg też działał podobnie. Za to samo GABA 750 mg działa niewyczuwalnie, więc nie wiem, czy działa.
W odwodzie mam też orotan litu 5 mg, ale jakoś mam wrażenie, że albo lit, albo cała reszta, a nie razem, choć może jest to błędne założenie. Nie sprawdzałem interakcji.
Generalnie staram się zdrowo (choć nieregularnie) odżywiać. unikam fast foodów (no może pizza raz w miesiącu i jeden hot-dog lub zapiekanka). W miarę możliwości unikam garmażerki lub jestem przeczulony na skład. Miałem fazę na suplementowanie witamin i minerałów, ale jak usłyszałem, że kilkanaście kapsułek żelatynowych codziennie może spowodować czop w jelitach, to odstawiłem w cholerę
Temu wszystkiemu codziennie towarzyszy bliżej nieokreślony lęk - permanentny, z tyłu głowy, że zaraz coś się rozwali tak na amen. Taki stan wyczekiwania tragedii, wręcz paranoiczny. Jak pojawiają się wizualizacje różnych skutków chorych zdarzeń, to są (w mojej ocenie) bardzo przesadzone - jak z jakiegoś dobrego kryminału, czy sensacji. No a do tego brak czegokolwiek, co w życiu prywatnym dawałoby radość. Robiłem test Bravermana, to wyszło, że mam umiarkowane niedobory wszystkich neuroprzekaźników. Test na depresję dał 27 punktów.
Mimo najszczerszych chęci wracają wspomnienia z patologicznego domu (z - moją - próbą samobójczą w nastoletnim wieku) - to nie pomaga. Mimo postanowienia przyjęcia poprawnej, profesjonalnej postawy (co realizowałem dość skutecznie) nie mam samodzielnej chęci do jego realizowania - to było jakby na siłę narzucone, a teraz - mam wrażenie - że płacę za to właśnie słabym nastrojem. Dopóki byłem w związku, to jeszcze miałem motywację, by trzymać się w ryzach, a teraz - skoro nikt nie patrzy, to wręcz czuję przyzwolenie do "zapuszczenia" się. Absurd... a byłem w trybie wystąpień publicznych przed dość sporymi grupami - parę lat i jestem sam (wmawiając sobie, że przecież koniecznie trzeba to przetrzymać, by w końcu nauczyć się być ze sobą samemu) w czterech ścianach. Kiedyś byłem osobą kreatywną, tworzącą ciekawe projekty, a dziś wszystko jest bez sensu.
Dochodzi jeszcze brak sportu, siedzący tryb życia i chęć, ale niemoc zmiany. Brak emocji - poza lekkim, permanentnym wkurzeniem na całą sytuację, siebie, życie i świat.
No i wyszedł elaborat.
Reasumując, co sądzicie o takim połączeniu. Może coś się gryzie, albo dawki są niewłaściwe lub czegoś brakuje? Aha, no i - w kwestii dawek - jestem samcem w średnim wieku o wadze ok. 85 kg - w końcu to nie bez znaczenia dla ustalenia dawkowania