Wesele, czyli masakra jakich mało - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html) +--- Dział: Inne życiowe problemy i sytuacje (https://www.phobiasocialis.pl/forum-22.html) +---- Dział: IMPREZY, SPOTKANIA (https://www.phobiasocialis.pl/forum-66.html) +---- Wątek: Wesele, czyli masakra jakich mało (/thread-2925.html) |
RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - ult - 28 Cze 2021 Wesele blisko, a ja cały czas się miotam, pójdę czy nie pójdę i nadal się nie zdecydowałem. Najgorsze jest, że trzeba to jakoś zakomunikować, a ja nie mam zamiaru do nikogo dzwonić, jedyna nadzieja, że starzy jeszcze nie potwierdzili i uwzględnią mnie. Ehh, nie mogło to być rok temu? Albo pół roku przynajmniej i problem z głowy. A ja akurat wybitnie nie czuję się na siłach i ciężko mi wychodzi nawet udawanie normalnego albo gadanie czegoś na siłę, już mi się nawet nie chce. W ogóle nie wiem czemu tak to przeżywam, z jakiegoś powodu głupio mi tak po prostu olać, mimo że nie mam z kim iść, więc to jest jakaś tam wymówka. No i głupio mi przed rodziną, że jestem taki zyebany, ale z drugiej strony wątpię żeby kogoś szczególnie obchodziło, że mnie nie ma, a poza tym kazdy wie, że jestem zyebany Eh, jeszcze niedawno wydawało mi się, że kiedyś tam się ogarnę i takie rzeczy przestaną być dla mnie problemem, a tu nic się nie zmieniło, a nawet jest gorzej bo teraz to już całkowicie siara iść samemu w takim wieku, a znowu odmówić to jak jeszcze bardziej się odciąć, olać i w ogóle RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - Monty - 28 Cze 2021 (28 Cze 2021, Pon 21:26)ult napisał(a): Wesele blisko, a ja cały czas się miotam, pójdę czy nie pójdę i nadal się nie zdecydowałem. Najgorsze jest, że trzeba to jakoś zakomunikować, a ja nie mam zamiaru do nikogo dzwonić, jedyna nadzieja, że starzy jeszcze nie potwierdzili i uwzględnią mnie. Ehh, nie mogło to być rok temu? Albo pół roku przynajmniej i problem z głowy. A ja akurat wybitnie nie czuję się na siłach i ciężko mi wychodzi nawet udawanie normalnego albo gadanie czegoś na siłę, już mi się nawet nie chce. W ogóle nie wiem czemu tak to przeżywam, z jakiegoś powodu głupio mi tak po prostu olać, mimo że nie mam z kim iść, więc to jest jakaś tam wymówka. No i głupio mi przed rodziną, że jestem taki zyebany, ale z drugiej strony wątpię żeby kogoś szczególnie obchodziło, że mnie nie ma, a poza tym kazdy wie, że jestem zyebany Eee tam siara Będzie zabawa! Będzie się działo! A tak serio, to absurdalne, że czasem tak myślimy, że za X-lat to już będzie ok, będziemy normalni, a później mija X lat i nic się nie zmienia. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - ult - 28 Cze 2021 Ja już nie wierzę, że będę normalny, może będzie trochę lepiej i na to liczę, ale wiem że nie mam na tyle samozaparcia, żeby przezwyciężyć sperdolenie pielęgnowane przez prawie 30 lat. Zresztą inaczej to wygląda jak się ma te 18, 20, 24 lata, wtedy może się wydawać, że jeszcze się zdarzy cud i samo się zmieni i wogle tyle czasu jeszcze RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - Danna - 29 Cze 2021 @ult, czyje to będzie wesele? Ja jestem po weselu bliskiej osoby z rodziny. Nie było opcji się z tego wesela wywinąć. To było coś strasznego. W pewnym momencie poszłam do toalety i z trudem powstrzymywałam płacz. Jeśli nigdy nie bawiłeś się dobrze na weselach i wiesz, że będziesz się męczył, a nie jest to wesele kogoś bliskiego, to wymyśl cokolwiek. Wiele osób teraz odmawia ze względu na covid. Wystarczy, że powiesz, że nie chodzisz na masowe imprezy. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - jutro - 29 Cze 2021 Ja jestem nieczynnym alkoholikiem i każde zaproszenie tak załatwiam. Byłem przez ostatnie lata tylko raz na cywilnym i był to raczej bankiecik. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - ult - 29 Cze 2021 (29 Cze 2021, Wto 11:10)Danna napisał(a): @ult, czyje to będzie wesele?Nie najbliższa, ale rodzina, dla mnie najgorsze jest to, że właściwie od paru lat nie utrzymywałem żadnego kontaktu, a teraz mam nagle z d*py dzwonić i jeszcze mówić, że mnie nie będzie. 'No cześć, nie przyjdę, do widzenia' xd Cytat:Jeśli nigdy nie bawiłeś się dobrze na weselach i wiesz, że będziesz się męczył, a nie jest to wesele kogoś bliskiego, to wymyśl cokolwiek.Właśnie różnie to może być, może nawet jakoś bym przeżył ale nigdy nie wiadomo. Dawniej posadzili mnie obok kogoś właściwie obcego, pół wesela przesiedziałem jak z kołkiem w dópie i gdyby nie to, że się nawaliłem i ogólnie chodziłem gdzieś na zewnątrz cały czas to nie wiem jak bym przeżył. No i własnie chyba jedynym moim wybawieniem jest wóda, nawet obmyślam, żeby jeszcze przed sobie walnąć, kiedyś wypiłem na szybko piwo przed jakimś spotkaniem rodzinnym i dużo mi to dało @jutro, nie zazdroszczę, ale wymówkę masz bardzo dobrą RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - Danna - 29 Cze 2021 (29 Cze 2021, Wto 14:53)ult napisał(a):(29 Cze 2021, Wto 11:10)Danna napisał(a): @ult, czyje to będzie wesele?Nie najbliższa, ale rodzina, dla mnie najgorsze jest to, że właściwie od paru lat nie utrzymywałem żadnego kontaktu, a teraz mam nagle z d*py dzwonić i jeszcze mówić, że mnie nie będzie. 'No cześć, nie przyjdę, do widzenia' xd A jak wręczyli Ci zaproszenie? Masz do wyboru: 5-10 minut niezręcznej rozmowy telefonicznej albo (być może) cały wieczór. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - ult - 29 Cze 2021 zzzzzzzzzzzz RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - cien1995 - 29 Cze 2021 Też nie chcę iść i nie mam wymówki. Udało mi się póki co wywinąć z wręczenia mi zaproszenia osobiście. Właściwie po co mam tam iść. Bo wypada? Niby tak, bo jak się poobrażają, to potem na moje nie przyjadą. Ale mojego wesela na 99,98% nigdy nie będzie, więc nie będę też od nich niczego chciał. I do tej pory nie chciałem nic. Oni też. A teraz się odezwali bo zachciało się imprezy i prezentów. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - Nowy555 - 29 Cze 2021 Ja tam na wesele bardzo chetnie bym poszedl jesli to by bylo kogos ze znajomnych. Ostatnio bylem na weselu kolezanki. Bylem sam ale mimo to zle tego nie wspominam RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - michal93ryba - 30 Cze 2021 Byłem na ślubie i weselu w zeszły piątek, wesele kuzynki, poszedłem sam. Było raczej średnio, nie obawiałem się tego wesela bo akurat ta strona rodziny dość dobrze wie jaki jestem i nikt do niczego mnie nie namawiał (w senesie do zabawy itp.). Miałem też wymówkę aby nie uczestniczyć w zabawach bo kuzynka mnie poprosiła abym zmontował jej jakiś film z tego wydarzenia więc też coś kręciłem kamerą . Nagrywanie również nie było jakieś komfortowe ale stałem sobie po prostu gdzieś z boku i nagrywałem ludzi jak tańczą itp. Samo wesele nie było dla mnie zbyt przyjemne, bo ja tylko siedziałem przy stole, coś zjadłem, wychodziłem na chwilę na dwór no i to nagrywanie. Jak usiadłem przy stole to dość szybko chciałem się ewakuować stamtąd ale tak od razu nie wypada, więc chciałem poczekać do 21 i wtedy. Jednak czas leciał nawet dość szybko no i chciałem też ponagrywać oczepiny, ostatecznie szedłem do domu gdzieś po 1 w nocy. Początkowo też miałem pić alkohol ale jak już byłem na sali weselnej to pomyślałem sobie że lepiej nie bo to mi zamknie szybszą drogę do domu, więc nie piłem. Z jakieś dwa-trzy lata temu dostałem też zaproszenie od innej kuzynki, z drugiej części rodziny. To na to wesele nie poszedłem, wiedziałem że nie będę się tam komfortowo czuł tylko męczył. Zaproszenie dostałem tylko dlatego że mój tata był chrzestnym i wypadało też zaprosić jego dzieci. Poszedłem tylko na ślub, wręczyłem prezent (koperta z zawartością taką jak bym normalnie szedł na wesele), jeszcze wuja (tata panny młodej) po kościele namawiał mnie abym przyszedł chociaż obiad zjeść ale jak mówiłem że mnie nie będzie mnie to odmówiłem. Pewnie że nie byłem na weselu to jakoś negatywnie to odebrali ale ogólnie z tą rodziną widzimy się raczej tylko na święta itp., nie mam z nimi jakiś super kontaktów więc się tym nie przejąłem. Myślę że jeśli ktoś dostał zaproszenie i nie bardzo chcę iść na wesele, to właśnie może pójść tylko na ślub, wyjaśnić że wesele nie jest dla was bo nie lubicie się bawić. Pewnie mało kot zrozumie ale myślę że chyba lepsze to niż iść tam i przeżywać lęki. Myślę że drugą opcją jest pójść na wesele ale dość szybko się z niego zmyć, po obiedzie czy coś, to jest jednak wydaje mi się trudniejsze. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - ult - 30 Cze 2021 xxxxxxxxxx RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - saintan - 05 Paź 2021 Byłem na początku lipca, na weselu kuzynki, po raz pierwszy od 2004 roku. Jak wspominam? Wolę nie wspominać. Wiedziałem, że będzie kijowo i tak było. Niby bez zaskoczenia, ale po raz kolejny się przekonałem, że nie pasuje do społeczeństwa. Mam nadzieję, że już mnie nikt nie zaprosi. A niestety wiem, że jeden z kuzynów się niedawno zaręczył i pewnie też będzie ślubował. Oby był rozsądny i wesela nie robił tudzież zreflektował kogo nie zapraszać. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - cien1995 - 06 Paź 2021 Byłem niedawno. Czułem dyskomfort. Urwałem się po kilku godzinach. Ważne, że pokazałem się, złożyłem życzenia i dałem forsę. Na pewno więcej nie pójdę, to nie jest miejsce dla samotnych, tylko dla par. A mnie życie w parze nie dotyczy. RE: Wesele, czyli masakra jakich mało - Glass - 12 Lis 2021 Wszyscy piszą więc napiszę i ja. Byłem niedawno na dwóch weselach, z których nie mogłem się już wykręcić. Już ze dwa miesiące wcześniej zaczęły mnie dopadać różne lęki i stres, dodatkowo potęgowane tym, że miała być na nich obecna cała dalsza rodzina, z którą nie widziałem się od dobrych kilku lat. Samo pojawienie się na takim weselu bez pary mówiło już w zasadzie wszystko o mojej obecnej sytuacji życiowej. Plan działania jakiś tam powstał, ale jednak zaproszenie na wesele dziewczyny to coś, co jednak mnie ciągle przerasta (trzeba jeszcze jakieś znać). Wobec kompletnego braku pomysłu postanowiłem, że wezmę wszystko na klatę, przygotowany na totalną kompromitację, następujące po nim załamanie nerwowe i przewlekłą depresję. Tak. Tak w moim przypadku wygląda tzw. "wesele". Na pierwszym weselu obrałem tradycyjnie strategię unikająco-partyzancką. Było dokładnie tak jak się spodziewałem, tzn poznawanie masy obcych mi ludzi, przed którymi musiałem udawać normalnego (na tyle, na ile to możliwe), dziwne spojrzenia starych ciotek, wyrywanie do tańca na siłę i dziwienie się, dlaczego nie tańczę i się nie bawię, dlaczego nie piję i do tego jak zwykle zbyt głośna muzyka, od której zacząłem dostawać już powoli nerwicy. Coraz gorzej szło mi ukrywanie zmęczenia i udawanie stabilnego stanu psychicznego. Ostatecznie jakoś tam przetrwałem, ale wiedziałem, że jeżeli czegoś nie wymyślę, to na drugim weselu może być jeszcze gorzej. Musiałem zmienić taktykę. Drugie wesele. Okazało się, że oprócz mnie jest jeszcze jedna samotna osoba, dziewczyna, z którą to niby miałem się bawić - nieprzypadkowo siedziała naprzeciwko mnie. Bez komentarza. Zrezygnowany sięgnąłem po ostatnią deskę ratunku i w zasadzie jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy. Spojrzałem na stojący na stole napełniony kieliszek. Wypiłem jeden, drugi, następny, a później to już sam zacząłem polewać. Wiedziałem oczywiście jak to się skończy. W kilka godzin wypiłem więcej alkoholu niż przez ostatnie 10 lat. Nie liczyłem też, że w ten sposób zamienię się w duszę towarzystwa, tym bardziej, ze nawet alkohol nie jest w stanie mnie doprowadzić do takiego stanu, żeby wyłączyć samokontrolę wynikającą z fobii. Perspektywa wyniesienia mnie nieprzytomnego z imprezy przez osoby trzecie była po prostu lepsza niż męczenie się przez całą noc. W sumie nawet porzyganie się i zgon przed wszystkimi wydawało mi się bardziej taktowne niż ewentualna samodzielna ewakuacja. Efekt był o dziwo lepszy niż się spodziewałem. Zaczęło do mnie docierać na tyle mało bodźców z zewnątrz, że sam poszedłem w końcu na parkiet, zacząłem tańczyć i nie przejmowałem się zupełnie jak to wygląda z boku. Zauważyłem nawet w pewnym momencie, że tańczę wcale nie gorzej niż (normalna) reszta towarzystwa. Potem widząc to wszystko kilka osób nawet zaprosiło mnie do tańca(!) Czy podobała im się zabawa ze mną, czy chciały się tylko ze mnie ponabijać - tego nie wiem i nie chcę wiedzieć. W każdym razie czas zaczął dla mnie lecieć jakoś tak szybciej i bawiłem się świetnie. Był nawet taki moment, w którym chyba dane mi było doświadczyć na własnej skórze, jak czują się na takich imprezach normalne osoby - po prostu znakomicie. Jedzą, piją, bawią się, śmieją się i niczym się nie przejmują. Rekonwalescencja po wszystkim była cholernie ciężka i trwała tak ze dwa dni, ale BYŁO WARTO. Osobiście nie widzę obecnie dla mnie innej metody na wesele - muszę się najzwyczajniej w świecie porządnie schlać. Na następnym weselu zrobię identycznie . |