osmieszanie przed innymi - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Działy tematyczne (https://www.phobiasocialis.pl/forum-9.html) +--- Dział: Nieśmiałość, Fobia społeczna (https://www.phobiasocialis.pl/forum-11.html) +--- Wątek: osmieszanie przed innymi (/thread-12882.html) Strony:
1
2
|
Re: osmieszanie przed innymi - Luctucor - 06 Sie 2015 Ja zjadam ciastko i sobie idę, albo często biorę do pokoju i nie widzą mnie przez dłużej niż kilka sekund. Ja nawet z rodziną, którą lubię nie mam ochoty siedzieć, bo zawsze gadają o takich bzdetach, które ani mnie nie interesują ani nie mam nic do powiedzenia na ten temat Dlatego po zjedzeniu tego grilla czy czegoś siedzę jeszcze z kilkanaście minut i się szybko ulatniam. Re: osmieszanie przed innymi - magdalena_23 - 06 Sie 2015 Ja z moja rodzina nie lubie siedziec przy stole,a z dalsza to niestety wypada,chociaz czasem zjadlam tylko ciasto i szlam do pokoju jak niewychowana heh,jak do starych przychodzili jacys znajomi to siedzialam w pokoju ,oczywiscie wolali chodz na ciasto albo chodz sie pokaz,jak nie przyszlam to matka zawsze przyprowadzala wszystkich do mojego pokoju,co mnie strasznie wkur...,robiac ze mnie jakies dziecko specialnej troski chyba...wogole ona non stop kogos zaprasza Re: osmieszanie przed innymi - Anioł stróż - 06 Sie 2015 Wiele razy tak miałem jak mieszkałem z rodziną, teraz jak ich odwiedzam to już jest większy szacunek, bo traktują mnie jak gościa. Ale ostatnio spotkałem się z tym znowu gdy wujek "zażartował" ze mnie w żałosny sposób co potraktowałem jako atak na mnie. Żałuje, że nic mu wtedy nie odpowiedziałem przez fobię i pustkę w głowie. W takich sytuacjach często mam ochotę wziąć kij i zatłuc chama razem z tymi co się śmieją. Re: osmieszanie przed innymi - Mar - 06 Sie 2015 Kamelia napisał(a):Joanno, tak się zastanawiam, bo już w którymś poście czytam o Twojej rodzinie, ale nie znam całej sytuacji, z racji krótkiego stażu tutaj, z jakiego powodu tak Cię traktuje najbliższa rodzina (zwł. że jesteś, z tego co kojarzę, jedyną córką). Masz pomysł, dlaczego Twoi bracia cieszą się większym zrozumieniem u Twoich rodziców? Głównie dlatego że jestem najmłodsza, więc automatycznie nie mają do mnie szacunku, gdyż uważają mnie za dziecko. Mój ojciec jest alkoholikiem, mieszkał z nami w czasie mojego dzieciństwa ale nie wychowywał nas, a raczej robił wszystko na przekór matce oraz pogardzał nami, wyzywał nas. Mama jak to mama, bardziej faworyzuje syna niż córkę, zresztą jej charakter ma skłonności do posłuszeństwa cwaniakom bez szacunku do płci przeciwnej. Bracia nauczyli się od tatusia aby szydzić ze wszystkich i mieć w tym swój czar, więc mama wręcz zakochuje się w nich gdy za bardzo przypominają ojca. A jak do tego zaczynają się nią opiekować (cecha, której ojciec nie posiadał) to zachowuje się jakby byli jej idealnym partnerem. Druga sprawa jest taka, że jako jedyna widziałam że coś jest nie tak i coś z tym robiłam. Szczerość i bycie sobą rzadko kiedy jest akceptowane, dlatego szybko mnie znienawidzono w rodzinie za mówienie, że powinniśmy się starać a nie tylko obwiniać innych, bo kłótnie słychać było nieustannie. Bracia mieli największe poparcie wśród znajomych, dlatego gdy za bardzo starałam się z nimi zaprzyjaźnić potrafili znaleźć mi jakieś wyzwisko i rozpowiadać o nim wszystkim znajomym. Później tylko słyszałam jak się ze mnie śmieją. Min. dlatego unikam ludzi w moim wieku. Jestem jedyną osobą w rodzinie, która nie potrafi manipulować i owijać ludzi wokół palca oraz być super wygadana. Rodzina przez to nie potrafi mnie zrozumieć i traktuje mnie jak niedorajdę życiową, wyrzutka, dziwaczkę i jak to ostatnio od mamusi usłyszałam "przestraszonego króliczka". A to, że nie piję alkoholu jest dla nich chore i dziwaczne, zwłaszcza gdy przy każdym zjeździe rodzinnym piją piwo wieczorami.. Niby mnie kochają i gdy trzeba pomagają ale później słyszę tylko wyrzuty do mnie, że jestem słaba i nieporadna. A gdy walczę o swoje zdanie, które wszyscy ignorują to od razu jestem taka jak ojciec (a raczej jego zła strona), uparta, kłótliwa i opętana przez szatana Ale to już tylko chodzi o słowa matki. Bracia wtedy mają mnie gdzieś i mówią, że jestem głupia. Najdziwniejsze jest to, że oni wszyscy potrafią okazywać czułość i troskę w jakieś mierze oraz sami mają dużo problemów, którymi się dzielą. Tylko, że oni lubią marudzić na swoje życie, mówić jak to jest źle i obwiniać za to innych. Mama dodatkowo użala się nad sobą w taki sposób aby ktoś powiedział jej dobre słowo, tak jakby uważała że jest wspaniałym, dobrym i wrażliwym człowiekiem pokrzywdzonym przez bliskich ale chce to usłyszeć aby połechtać jej ego. Ja jakoś nie potrafię razem z nimi pić i mówić o głupotach, wolę wyrzucić z siebie jeśli coś mnie trapi i wziąć się za siebie. Ich niechęć do działania jest na takim stopniu, że popadają w długi i coraz więcej problemów, którymi poprzez manipulacje często obarczają innych. Może to mnie tak denerwuje i mówię im to, dlatego mnie tak nie lubią. Z troszkę innej strony. Mama bardziej jest za braćmi ponieważ nie ma u mnie wsparcia jakie by chciała. Nawet jeśli wspieram, to pomagam w taki sposób aby coś z tym zrobić, aby ruszyć naprzód. Ona zaś woli jak się głaszcze po główce i mówi, że jest biedna i pokrzywdzona przez wszystkich. Braci nie obchodzi co ona mówi, więc najczęściej przytakują jej i nie słuchają, a dla niej najwyraźniej tyle wystarczy do "szczęścia". Druga sprawa to trafianie w czułe punkty, znam ją na wylot więc gdy trafiam w sedno jeśli chodzi o jej motywy, to reaguje złością. Moja matka nigdy nie była szczera, nawet swoim dzieciom nie potrafi zaufać, co również sprawia że inaczej ją traktuję. Z jednej strony mnie to dołuje ale z drugiej cieszę się, bo dzięki temu nauczyłam się obserwować a nie tylko słuchać. Zauważyłam, że mama mnie "kocha" tylko wtedy, gdy jestem jej całkowicie posłuszna i rozmawiam z nią tylko o tym co ją interesuje. Trochę też się na niej zawodziłam (o zgrozo, była kiedyś dla mnie autorytetem), więc i powiedziałam jej nie raz co o niej myślę Ogólnie jak nie jestem przy nich sobą i gram głupiego wesołka bez problemów i wiedzy o życiu, to aż tak mnie nie oceniają. Gorzej jest jak okazuję jakieś cechy mojego charakteru... W skrócie moja szczerość jest tym, przez co straciłam szacunek rodziny. Re: osmieszanie przed innymi - Kamelia - 06 Sie 2015 Joanno95, doceniam Twoją szczerość i że Ci się chciało wyczerpująco odp. na moje pytania. Tak, wiem, że masz skłonność do pisania długich wypowiedzi, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że trochę czasu na to poświęciłaś. Nie za wesoło to wszystko wygląda, niby nie mieszkasz już z nimi (czytałam w innym miejscu), ale zawsze to przecież rodzina i jakieś kontakty z nimi masz. A co do szczerości, to masz rację. Zresztą ogólnie już tak jest, że wiele osób nie lubi, gdy się im wali prawdą po oczach, wolą żyć w błogiej nieświadomości albo sami siebie oszukiwać, że jest inaczej niż w rzeczywistości. I w takiej sytuacji osoba, która im ten świat próbuje przemeblować, automatycznie staje się ich wrogiem. I tu pytanie, czy lepiej być w zgodzie ze sobą, ale w kiepskich relacjach z innymi, czy przytakiwać innym, żeby tylko mieć święty spokój (ale mając jednocześnie świadomość, że wcale się tego robić nie chce) Mam nadzieję, że Ci się jeszcze Twoje życie poukłada tak, jakbyś chciała i będziesz szczęśliwa Re: osmieszanie przed innymi - Mar - 07 Sie 2015 W zgodzie ze sobą, definitywnie. Nauczyć się jeszcze dystansu i będzie idealnie. Na to jednak potrzeba czasu, zwłaszcza gdy pomaga NFZ Mam nieprzyjemny charakter, tak naprawdę mogę policzyć na palcach osoby, które potrafią znieść moją szczerość. Wiele razy na niej się przejechałam, pewnie dlatego boję się nawiązywać nowe znajomości a jeśli już do nich dochodzi, to jestem bardzo zdystansowana i poważna i przez to uważana za nudną. Dlatego będę szukać osób, które potrafią ze mną wytrzymać, z czasem znajdę więcej takich osób, jeśli tylko się postaram i będę trwać w swoich przekonaniach na pewno mi się uda. Najczęściej widzę skutki po zachowaniu dalszej rodziny wobec mnie, nawet jeśli jestem daleko to i tak czuję, że matka trochę złego o mnie mówi a oni nawet nie pofatygują się aby to sprawdzić i później gdy z nimi "rozmawiam" (a raczej siedzę w ciszy, gdy mama z nimi rozmawia) słyszę z ich ust czasami bezpośrednio, czasami sugerując, że przeze mnie mama bardzo wiele wycierpiała i że powinnam się wstydzić, że opuściłam szkołę i w dodatku jej nie pomagałam. Nawet mój chrzestny, który był dla mnie jak ojciec patrzy na mnie z rozczarowaniem i pretensją, nawet nie chce ze mną rozmawiać a to dlatego, że odbył rozmowę z mamusią na temat mojej depresji, nawet nie chcę wiedzieć co mu naopowiadała. Przynajmniej teraz już nie ośmieszają mnie przed innymi, tylko obgadują, łatwiej wtedy o tym zapomnieć. Dziękuję Tobie za zauważenie mnie, to bardzo wiele dla mnie znaczy, zwłaszcza gdy ostatnio czuję się niewidoczna i jeszcze słabsza niż zazwyczaj. Już niedługo, niecały tydzień i zacznę terapię. Nie biorę tego za pewnik ale wiem, że w jakimś stopniu na pewno mi pomoże Muszę wytrzymać jeszcze parę miesięcy wtedy będę silniejsza, znacznie silniejsza. Ja widzę szczerość tak: powiem komuś szczerze w odpowiedniej chwili, licząc się z tym, że mi się dostanie ale zmienię tą osobę w jakimś stopniu, może nie od razu. Może nie za rok ale jeśli bardzo ją zszokowałam to któregoś dnia ona to sobie przypomni lub myśl wpłynie na nią podświadomie, nakierowując na pewne działanie. Wystarczy tylko wiedzieć gdzie nacisnąć i kiedy, wtedy wiadomo jak dana osoba zareaguje. Dla mnie jednak jest już to manipulacją dlatego zatrzymuję się na odpowiednich słowach, które zmieniają człowieka. Już wiele razy dzięki szczerości moja mama i niektóre osoby w moim otoczeniu coś zrozumiały. Omijanie czyiś problemów najczęściej prowadzi do ślepego błąkania się tej osoby po nieodpowiedniej drodze. Bardzo prawdopodobne, że taka osoba kiedyś coś zrozumie ale zawsze musi to być styczność z prawdą czy to w słowach czy w doświadczanych sytuacjach. Choć nawet szczerość czasami nie pomaga, nawet jeśli bardzo bym tego chciała. Będąc szczerym trzeba się liczyć z odpowiedzialnością i bólem niestety ale jeśli wyrobi się dystansu i odpowiedniego nastawienia, to nawet negatywne reakcje otoczenia nie będą mogły zranić. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nauczę się tego dystansu i zobaczę czy moja teoria pokrywa się z praktyką W dniu w którym zatracę siebie, będę czuć się martwa, bowiem to moja jedyna nadzieja aby żyć w miłości a przynajmniej do niej dążyć, nie mogę jej stracić. Nawet jeśli mam wiele wątpliwości to nie mogę zapomnieć jaka naprawdę jestem. Z drugiej strony ideały a działanie to dwie różne sprawy, najważniejsze to mieć nadzieję i przetrwać najgorsze a przede wszystkim pracować nad swoim nastawieniem. Cały świat zmienia się pod wpływem nastawienia, przynajmniej tak mówi moje nastawienie |