Studia: pasja czy coś przyziemnego? - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html) +--- Dział: Szkoła, studia, praca (https://www.phobiasocialis.pl/forum-20.html) +--- Wątek: Studia: pasja czy coś przyziemnego? (/thread-17183.html) |
RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - away - 05 Maj 2017 Cytat:Nie chcę być programistą. Nie chcę być grafikiem. Księgową. Architektem. Czy też nauczycielem. Ani nie chcę być fryzjerką czy też kosmetyczką. Ja...chciałabym być pisarką. Pisać książki. Pisać teksty piosenek. Pisać scenariusze. Chciałabym być krytykiem filmowym. Być piosenkarką. Tworzyć. Być artystą. jakbym czytał o sobie (po części). W życiu nigdy nie miałem jakiejś stałej pasji. Od małego lubiłem najbardziej rozmyślać, wymyślać, marzyć, analizować. Do niczego nie miałem talentu. Dwie lewe ręce. Jedynie na polskim odnosiłem jakieś sukcesy lub na przedmiotach gdzie trzeba było napisać artykuł, esej czy coś w tym guście. Byłem chwalony od podstawówki po studia włącznie, a moje prace wyróżniane. Mam 30 lat, mizerne doświadczenie w kilku branżach, własną rodzinę na głowie i nie wiem co ze sobą zrobić. Pisanie było tym, co uwielbiałem, w czym się zatracałem kompletnie. Niestety, po części z powodu rodziny (ciężko tworzyć/pisać, gdy trzeba zajmować się prozaicznymi obowiązkami domowymi, dziećmi etc. choć wiem, że są tacy ludzie i dają radę), po części z powodu choroby nic z pisania nie wyszło. Od czasu kiedy nasiliła się fobia/nerwica/introwertyzm moja kreatywność bardzo spadła. Patrząc z perspektywy czasu, zauważyłem ponadto, że dużo trudniej zaczęło mi przychodzić pisanie dialogów. Im moje wycofanie się pogłębiało, tym interakcji między bohaterami/dialogów było coraz mniej i stały się płytsze, sztuczne, trochę infantylne. To widać w prozie. Koleżanka po psychologii od razu zauważyła po przeczytaniu mojego opowiadania, że mam problemy w relacjach społecznych. ale Ciebie chyba proza nie interesuje, więc ten problem masz z głowy. tak czy siak, zajmuję się teraz inną dziedziną 'artystyczną', którą próbuję przekuć na pieniądze/zawód, ale średnio to idzie. Nie widzę w sobie tego zacięcia... Staram się odrzucić w sobie myśli o pisaniu, ale to wraca. Od lat wraca. Możesz nie wiem jak bardzo cisnąć tymi marzeniami w kąt, one i tak wrócą. Podczas zasypiania, podróży pociągiem, zwykłej rozmowy... Niespodziewanie i z pełną siłą. Gdy widzę książkę wydaną przez autora w moim wieku... czuję się jak ptak z połamanymi skrzydłami obserwujący orła szybującego po niebie RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 09 Maj 2017 Cytat:ale Ciebie chyba proza nie interesuje, więc ten problem masz z głowy. Skąd taki wniosek? Wprost przeciwnie : Wspominałam w pierwszym poście, że pisze wspólne opowiadanie/pseudo-rpga z kilkoma osobami Nie wiem czy nie obycie w interakcjach z ludźmi ma jakieś mocne oddziaływanie na dialogi. Mówiono mi, że dialogi moich postaci wychodzą bardzo naturalnie i mi samej, rozpisywanie interakcje między postaciami sprawiają największy fun. Myślę że chyba większy wpływ ma na to oczytanie, wiedza, wrażliwość, obserwacja ludzi itd. Ostatni akapit, to coś co oddaje kwintesencje tego wszystkiego. Ostatnio przez to że bardziej się umartwiam nad realnym życiem, to nie mogę się przez to cieszyć w pełni pisaniem. Jak tylko zatopię się w swój świat różnej maści wyobrażeń, pojedynczych scenek z moimi ulubieńcami, to czuję wtedy taki przypływ szczęścia. A wracając do tych przyziemnych spraw, to za miesiąc kończy mi się umowa w pracy, mam mieć załatwione przedłużenie na jeszcze jakiś tam okres czasu. Perspektywa siedzenia w tej pracy jeszcze i nawet choćby miesiąca dołuję mnie i chciałabym już się uwolnić od tej roboty, ale z drugiej strony jak przeglądam oferty, to jeszcze bardziej szlag mnie trafia i cytując: "To jest k** dramat". Odnoszę wrażenie że w tym kraju, a przynajmniej w Krakowie, jeśli nie jesteś programistą lub jakimś mendażerem uj-wie-czego, to do wyboru masz: - bycie domokrążcą - stalkowanie ludzi przez telefon - mycie garów - bycie murzynem na taśmie - sprzątnie - praca na kasie Nie mam nie wiadomo jakich wymagań, bo zdaję sobie sprawę z tego, że w mojej obecnej sytuacji pole do popisu mam ograniczone, mogłabym nawet i na kasę iść, ale niekoniecznie do spożywczego/monopolowego/plantacje w galeriach handlowych. I jak tu mieć motywacje do czegokolwiek...choć właściwie to powinno mnie motywować do działania, żeby mieć jakieś lepsze możliwości niż wybierać między tylko o innym kształcie i konsystencji, które i tak finalnie tak samo śmierdzi. Paradoksalnie, to mnie nie motywuje, a bardziej załamuję. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - away - 11 Maj 2017 Cytat:Nie wiem czy nie obycie w interakcjach z ludźmi ma jakieś mocne oddziaływanie na dialogi. Mówiono mi, że dialogi moich postaci wychodzą bardzo naturalnie i mi samej, rozpisywanie interakcje między postaciami sprawiają największy fun. Myślę że chyba większy wpływ ma na to oczytanie, wiedza, wrażliwość, obserwacja ludzi itd. 10, 15 lat temu moje dialogi były lepsze niż teraz, a siłą rzeczy byłem i mniej oczytany i mniej doświadczony życiowo. Myślę, że w moim przypadku jest to spowodowane nie tylko lękiem przed ludźmi, ale także nerwicą, apatią, zgorzknieniem, ogólną niechęcią do ludzi, większym zamknięciem się w sobie itp. Ogólnie dużo gorszą kondycją psychiczną. Lovecraft był odludkiem i dialogi miał dość kiepskie ( względnie mało też ich było), choć pisarzem był zacnym. Cytat:Odnoszę wrażenie że w tym kraju, a przynajmniej w Krakowie, jeśli nie jesteś programistą lub jakimś mendażerem uj-wie-czego, to do wyboru masz: najlepsze oferty zawsze, ale to zawsze są po znajomości... znam osobiście parę przypadków ludzi, którzy mają naprawdę dobrą/ciekawą/przyjemną robotę tylko dzięki koneksjom... niestety. To jest plaga. W firmie w której kiedyś pracowałem kilka osób przyjęto do naszego biura, mimo, że nie mieli bladego pojęcia o pracy, którą wykonywaliśmy. Było wielu dużo lepszych kandydatów, ale co zrobić... trzeba przyjąć koleżankę/kolegę... Wkurza mnie to strasznie. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 21 Maj 2017 Miałam dziś rozmowę z rodzicami. Oczywiście jak zawsze przy poważnej rozmowie na temat moich planów na przyszłość, zachowalam się jak kompletna sierota i się rozplakalam. Zdobylam się na to by powiedzieć wprost, że boję się z nimi na te tematy rozmawiać, bo boję się że będą negowali i krytykowali moje plany. Dla nich to irracjonalne. Powiedziałam im o swoicj planach co do matury i studiów. Powiedzialalam że anglistyka lub amerykanistyka, mimo że tak naprawdę powinnam ująć to w ten sposob, zee się nad tym zastanawiam, bo byc może inna filologia. Bardziej jednak jestesm na siebie zla z powodu pracy. Nie odwazylam się by powiedzieć, że chciałabym zrezygnować z obecnej pracy, czyli nie przedłużać umowy, zapisać się na kurs prawka i dac sobie dwa miesiące na znalezienie czegoś (mam oszczędności i mogę sobie na to pozwolić), a jeśli przez ten czas bym nic nie znalazła, to wrocilabym do poprzedniej pracy (nie tej obecnej tylko wczesniejszej). Nie powiedziałam o tym, po tym jak ojciec stwierdził że nie wrócę do spania w południe i siedzenia na kompie (i tak siedzę na kompie i tak, ale że pracuję to jest to akceptowane). Bałam się, że po takim tekscie moj plan zostanie skrytykowany i dlatego nic nie powiedziałam. Chyba jedyną akceptowalana opcja to znalezienie czegoś innego i dopiero wtedy odejscie tej pracy. Nie uśmiecha mi się jak wspomniałam w wcześniejszym wpisie siedzieć tutaj przez nie wiadomo ile jeszce. Meczy mnie ta praca, paradoksalnie nie mam motywacji szukac czegoś innego i w ogóle nic mi się nie chcę, a mój brak jaj mi nie pomaga. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - verti - 21 Maj 2017 Popieram w 100% temat prawa jazdy, to Ci da pewności siebie, która może być pózniej kluczowa. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Zasió - 21 Maj 2017 to źle, że nie powiedziałaś jakie są twoje plany w całości. są przecież bardzo rozsądne, odpowiedzialne i nikt normalny nie powinien ich krytykować. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 21 Maj 2017 Porozmawiałam jeszcze raz, ogólnie dając komunikat że nie chcę pracować w obecnym miejscu. Ogólnie rozmowa się finalnie skończyła na tym że mam przemyśleć czy chcę w tej obecnej pracy zostać czy nie. Rodzice powiedzieli mi że chcą żebym była szczęśliwa, że mi pomogą, że muszę uwierzyć w siebie i się nie załamywać. Generalnie okazali mi wsparcie, co w pewnym sensie dodało mi otuchy. Niemniej, nadal tak naprawdę mam mętlik w głowie. Wiem że studia to jeszcze dość odległa przyszłość, bo najpierw matura, (a w pierwszej kolejności prawo jazdy) i mogę jeszcze na spokojnie kwestie studiów przemyśleć tak naprawdę, ale no myślę nad tym i im więcej o tym myślę, tym bardziej nie wiem co robić. Z jednej strony nadal po głowie tłucze mi się to nie nieszczęsne filmoznastwo. Z drugiej strony ta anglistyka czy amerykanistyka. W tym przypadku rozważam tłumaczenia, nie bycie tłumaczem przysięgłym, najchętniej to tłumaczenie filmów czy seriali, książek, artykułów w ten deseń, czyli coś jak widzicie też pokrewnego/związanego z moimi zainteresowaniami. Tyle że tutaj sprawa ma się tak, że z tego co się pobieżnie w temacie zorientowałam, to bardziej filologia angielska. Z kolei mnie już bardziej by interesowała amerykanistka. Nie wiem czy zakładając że wybrałabym tą amerykanistkę, która sama w sobie uprawień do tłumaczeń mi nie daje, mogłabym pójść na jakieś podyplomowe stricte dotyczące tłumaczenia. Tyle że to by była zdeka okrężna droga. Z kolei czy anglistyka czy amerykanistyka, to pojawia się problem o którym wcześniej (w sensie w innym wpisie) pisałam, a mianowicie to, że mój angielski obawiam się że nie jest na takim levelu, żebym dała rady na takich studiach. Zdecydowanie przydałby się jakiś sensowny kurs językowy. A może w ogóle lepiej iść za radą Divine i lepiej pomyśleć o jakieś filologii z rzadszym językiem, gdzie tego języka uczą od podstaw... Jak sami widzicie sama sobie funduję taki roller coaster, że już głupieję i nie wiem jak to wszystko połączyć w jakąś sensowną całość (o ile w ogóle się da). RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - away - 22 Maj 2017 nawet jeśli chcesz być tłumaczem przysięgłym nie potrzeba do tego ukończonej filologii co do innych tłumaczeń: Piotr W. Cholewa jest po matmie, a jest tłumaczem. Mój wujek też jest tłumaczem literatury, choć akurat skończył anglistykę. Ciężko się wbić. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 25 Maj 2017 Mam straszny problem z tą pracą... Mam do wyboru: - nie przedłużać umowy, dać sobie dwa miechy na znalezienie czegoś innego w międzyczasie ogarniając prawko i szukając jakiej roboty, a jeśli mi się nie uda nic do dwóch miechów znaleźć, to się wrócę do pracy w sklepie u mojej sąsiadki. - przedłużyć umowę w obecnej pracy i siedzieć tam (o ile się będzie w ogóle dało tyle czasu) do matur. I głowie się nad tym od kilku tygodni, a co raz mniej czasu mam na podjęcie decyzji (muszę do poniedziałku dać znać w pracy czy zostaję czy odchodzę) i . Za ch** nie wiem co wybrać. Bo z jednej strony, jak pomyślę że bym się w końcu uwolniła od tej roboty, to od razu czuję ulgę, od razu człowiek ma inne nastawienie, mogłabym na spokojnie to prawko ogarniać i też odetchnąć fizycznie jaki i psychicznie przede wszystkim. Z drugiej strony - miast na spokojnie skupić się na prawku i nauce, to jeszcze sobie dodatkowo dowalę stresem i umartwianiem się nad szukaniem roboty. Pracując tutaj nie muszę się martwić robotą, ch**owo, bo chu**owo, ale stabilnie. Tyle że perspektywa siedzenia tutaj przez rok jest dla mnie totalnie demotywująca. Męczy mnie ta robota, nie mogę się do niczego przez nią zmotywować. Miałam szukać czegoś w między czasie, mówiłam sobie że wcale nie muszę tu siedzieć te bite 3 miechy, bo będę czegoś szukać w między czasie i jak coś tylko znajdę, to idę stąd w . No i jak wyszło to widać. Chyba już 3 tydzień zamierzam się z skontaktowaniem się do szkoły nauki jazdy. Po prostu nie chcę tutaj utkwić, obawiam się że ciężko będzie mi będzie się zmotywować by ogarniać te rzeczy, które mam ogarniać. Z drugiej strony po prostu się boję, że trafię jeszcze gorzej, bo i też w mojej obecnej sytuacji, wybór mam kiepski. Może ktoś coś doradzi? RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - away - 30 Maj 2017 ja bym siedział w tej robocie, którą masz. 1) bardzo ciężko znaleźć pracę. Ja nie przedłużyłem umowy, bo nie chciałem już w tym miejscu pracować. Liczyłem, że coś znajdę i co? Właśnie od roku szukam czegoś... 2) praca w przedszkolu jest bardziej ambitna i sensowna niż praca w sklepie. Zawsze to lepszy start, więcej nabytych umiejętności można w CV wpisać. Praca z dzieciakami wymaga więcej cierpliwości niż z klientem. Wiem, bo pracowałem i z dzieciakami i z klientami różnej maści. ja bym zmienił tylko i wyłącznie mając już nagraną pracę w innym miejscu RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - ewl - 30 Maj 2017 A ja jestem innego zdania. Sama mam teraz pracę, w której jest stabilnie, bezpiecznie, ale to kompletnie nie dla mnie. Uważam, że trzeba szukać czegoś, w czym poczujemy się dobrze, żeby praca nie była tylko przykrym obowiązkiem i żeby nie chodzić do niej z grymasem na ustach. No inna sytuacja, jeśli ktoś nie ma żadnego zawodu/ wykształcenia i musi się trzymać tego co ma, żeby nie wylądować na bezrobociu, wtedy to zrozumiałe, że się trzymamy danej roboty. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 30 Maj 2017 Zrezygnowałam z tej pracy. Tzn. jest wstępnie ustalone tak, że teraz mam przerwę i wrócę tam od sierpnia/września (znajoma taty mi tak załatwiła, powiedziała że po wakacjach to będziemy ogarniać). Ale nie mam tak naprawdę zamiaru tam wracać na dzień dzisiejszy. Wiem, że zapewne powinnam o tym powiedzieć rodzicom wprost, ale chcę przez ten czas rozejrzeć się za czymś na spokojnie, bez presji z ich strony. Away...chyba sobie nie zdajesz sprawy z tego na czym moja praca tam polegała, a polegała głównie na byciu pomywaczką i sprzątaczką...jak dla mnie to już bardziej ambitniejsza jest praca na kasie, przynajmniej tutaj jakąś konkretną umiejętność zdobywam - obsługa kasy fiskalnej i mam chociaż przelotny kontakt z ludźmi, a nie kiszenie się z frustrowanymi, wypalonymi babami i irytującymi dziećmi, co na dłuższą metę sprawia, że mając już i bez tego rozchwianą psychikę, to wpędza mnie to wszystko w jeszcze większy marazm i depresje. A na szczęście nie jestem w takiej sytuacji, że muszę tam pracować, bo inaczej to zdechnę gdzieś pod mostem. Z dwojga złego, jeśli będę musiała wybierać między jednym a drugim , to już wolę spokojną pracę w sklepie. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - margines123 - 12 Cze 2017 Z czego się utrzymuję ? Z dawania pieniędzy ze studiów(stypendium socjalne 300zł) rodzicom co miesiąc. I nic więcej nie mam, jakieś przyjemności ? Co rodzice kupią i jeśli mi dadzą jakąś czekoladę czy coś to mam, a tak wszystkie dosłownie pieniądze oddaje. Na studiach sobie nie radzę, I semestr dwa nie zaliczone przedmioty, II semestr znowu problemy i to czuję większe niż w I tak więc będzie trzeba poprawiać z 5 trudnych przedmiotów - nie podołam. Studenci na początku mojego studiowania stosowali mobbing słowny, jakieś wyśmianie, później się przyzwyczaili trochę, ale widzą jakim jestem dziwakiem, np. nie rozumieją czemu nie chce z nimi wracać autobusem do domu, oni na siebie po zajęciach czekają, ja nie, i często idę na następny przystanek lub czekam na następny tramwaj. Przedrzeźniają mnie często. Z prostych przedmiotów jak matematyka, fizyka, programowanie idzie się nauczyć, jakieś całki etc. nie są straszne w porównaniu do przedmiotów do których nie sposób znaleźć wiedzy potrzebnej do zaliczenia. Do tego dochodzi brak dalszej perspektywy, z racji iż wiem jak byłem wszędzie traktowany przez innych to wiem że studia mi nic nie dadzą, bo w żadnej pracy nie znajdę ludzi którzy by mnie choć troszkę polubili, pracodawcy w normalnych pracach nawet nie chcą mnie zatrudniać - i nie chodzi tu o kwalifikacje, bo stwierdzili to po rozmowie ze mną, widzieli jak się zachowuje, wiedzieli że popsuję im tam morale pracowników, będą się przy mnie stresować etc. 25 lat, z 3 lata byłem w UP zarejestrowany, przepracowałem łącznie z 1 miesiąc w 4 albo 5 firmach produkcyjnych, w żadnej nie wytrzymałem dłużej niż tydzień. Mobbing i moje samopoczucie idąc tam każdego dnia nie do opisania. Pobudka o 4,5 autobusem 1h w jedną stronę, o 13/14 koniec pracy 1h powrotu. o 16 w domu, zmęczenie sięga zenitu, w telewizji władcy niewolników mówią jak trzeba żyć robakom. Nogi na+ą, z 4h człowiek odpoczywa, otrząsa się po pracy. 20 godzina i zaraz trzeba spać bo o 4 pobudka. Wspaniałe życie + całkowite gnojenie w pracy przez ludzi = [...]. Inni ludzie oczywiście pracują - ale bez tego drugiego -> im ludzie dodają energii w pracy i mogą jakoś tą energię wykorzystać w ciągu dnia. U mnie praca zabiera energię + ludzie zabierają energię równie dobitnie. To zbyt duża mieszanka utraty energii, człowiek traci wszelkie siły, czuje się jak wyciśnięta ścierka do ostatniej kropli, jak niewolnik przywiązany do łańcucha w miejscu pracy - bo ja traciłem poczucie czasu - czułem że jestem w pracy nie 8h a 24h, bo sen 10-12h + praca 8h + 3h na dojazdy + odpoczynek bez relaksu żadnego 3h = jesteś w pracy wracasz -> i zanim się obejrzysz już jest rano i znowu praca w zakładzie pracy. Szapo ba dla kolesi którzy wymyślili ten świetnie działający system niewolniczy - że się ludzie na to zgodzili... na KFC, pizze hut ludzie nie mogą sobie pozwolić - a to restauracje dla mas - a co dopiero mówić o normalnych restauracjach z normalnym jedzeniem, dobrym jakościowo i smakowo. Internet który powoduje chaos w mózgu, głupoty, oglądanie przez dzieci i ostatnio przez dorosłych streamy z gierek, z życia patologii etc. - i tak całymi dniami. To ma być ten piękny system według mediów i polityków. A w rzeczywistości ludzie jedzą ryż, czasem kurczaka, makaron ze zważoną śmietaną z biedronki, zepsute/przeterminowane przekąski z biedronki po których są nieprzyjemności trawienne etc. - a to tylko jedzenie... Nie mówiąc o własnościach typu mieszkanie, działka, dom, samochód etc. To jest śmiech na sali. Gdzie rewolucje ? Gdzie ? Gdzie ? Gdzie ? Dziękuję. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - away - 05 Lip 2017 Cytat:25 lat, z 3 lata byłem w UP zarejestrowany, przepracowałem łącznie z 1 miesiąc w 4 albo 5 firmach produkcyjnych, w żadnej nie wytrzymałem dłużej niż tydzień. z ciekawości - jak kończyłeś współpracę z tymi firmami? Za porozumieniem stron? RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 15 Lip 2017 Mam problem z moim ojcem... Sytuacja jest taka, że praca, którą mi załatwił przez swoją znajomą, a której tak nie cierpię...udało mi się załatwić żebym miała wolne na 2 miechy i żebym wróciła tam od sierpnia, choć wcale nie zamierzałam tam wracać i to był błąd z mojej strony, że nie byłam od początku szczera, choć pewnie gadka i tak by była ta sama. W każdym razie chciałam z rodzicami o tym porozmawiać powiedzieć im o tym, że tam nie wrócę, ale niestety zdarzyło się coś czego nie przewidziałam - ta znajoma 1 zadzwoniła do mojego ojca czy mi załatwić tą pracę od sierpnia, bo ona idzie na urlop i ojciec powiedział że tak...rozmawiałam z nim że ja tam nie chcę, że nie cierpię tej pracy i żeby mi dał numer do tej kobiety, że sama to odkręcę, dał mi go, ale on mnie nie rozumie. Jego nie obchodzi to, że mi ta praca nie odpowiada, liczy się tylko dla niego to, co ta znajoma powie, ja jestem niewdzięczna i odrzucam pomoc (o którą tak naprawdę nie prosiłam)...a ja nie chcę na tej kobiecie wisieć, chcę móc jak normalny, wolny człowiek, sama wybierać sobie pracę, jak mi coś nie odpowiada to po prostu zmienić, a nie czuć presje, że potem będzie głupio bo mi ktoś załatwił, trzeba się tłumaczyć przed kimś i bla bla....ojciec stwierdził żebym nigdy więcej nie przychodziła i go nie prosiła żeby mi cokolwiek załatwiał i mam sobie radzić sama. Boli mnie to, wiem że to jest czysty szantaż z jego strony, chcę wymusić na mnie żebym zrobiła tak jak on chce. Przez to też zaczynam się łamać, a ja naprawdę nie chcę tam wracać nawet tylko na te 3 miesiące...pomóżcie, co mam robić? RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - EasyPeasy - 15 Lip 2017 (15 Lip 2017, Sob 11:09)Swango napisał(a): Mam problem z moim ojcem... ... przyjąć konsekwencje swoich decyzji, tj. nie bycia szczerym od początku i być konsekwentnym tj. nie wrócić do tej pracy w wyniku czego jak Twój tato powiedział (chociaż i tak pewnie słowa nie dotrzyma) "żebyś nigdy więcej nie przychodziła" -> pora przestawiać się z trybu nastolatki na dorosłą osobę ... RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - qaz21122 - 15 Lip 2017 Zależy od kilku czynników, między innymi dlaczego nie cierpisz tej pracy, jaką masz alternatywę w kwestii pracy, najzwyczajniej w świecie czy ci się opłaca odrzucić tą oferte. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 15 Lip 2017 Nie cierpię tej pracy z powodu atmosfery jaka tam panuję, czyli współpracowników i sam charakter pracy. Pracując tam nic mi się nie chciało, byłam rozdrażniona, łapałam co raz większego doła, męczyłam się tam na samo wspomnienie o tym miejscu i wszystko co mi go tylko przypomina, reaguję ogromną niechęcią. Moją alternatywą jest na dzień dzisiejszy praca w małym sklepie, która jest gorzej płatna, ale nie jest stresująca i lepiej się w niej czułam, ponadto miałabym wtedy więcej czasu i pogodzenie pracy z robieniem prawka i nauką do matury, nie było by problematyczne, jak przy pracy na pełen etat. Ojciec co nie zrobię to i tak będzie źle, bo uważa że powinnam się tej znienawidzonej pracy trzymać kurczowo, bez względu na wszystko, tylko dlatego że jego znajoma mi ją załatwiła. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - qaz21122 - 15 Lip 2017 Może spróbuj mu powiedzieć że chcesz się dobrze przygotować do matury. Że praca którą ci załatwił spowoduje że nie będziesz tego w stanie zrobić. Potem przejdź się do tej osoby która ci załatwiła prace i ją przeproś oraz wytłumacz sytuację jednocześnie podkoloryzuj że gdyby nie twoja aktualna sytuacja to z chęcią byś tam pracowała i podziękuj za daną ci możliwość. Przede wszystkim naucz się lepiej kłamać, czy raczej upiększać rzeczywistość Nie wiem jakie masz relacje z ojcem ale pewnie wydaje mu się że działał żeby ci pomóc i nie rozumie co czujesz odnośnie pracy. Jednocześnie wykorzystał swoje znajomości i pozycje żeby załatwić tą pracę więc obawia się że taki obrót sprawy nadszarpnie jego relacje z tą znajomą oraz wiarygodność. Przede wszystkim nie zachowywał bym się jak jak to niektórzy radzą. Możesz postawić na swoje i po prostu nie wrócić do pracy i radzić sobie na własną rękę, jednak radził bym ci dobrze sobie przekalkulować wszelkie rozwiązania tej sytuacji, może się okazać że lepiej będzie się przemęczyć te kilka miesięcy i próbować jakoś poprawić swoją sytuacje w pracy niż nadszarpnąć relacje z ojcem i jego znajomą. Nigdy nie wiadomo czy w przyszłości nie przyda ci się ich pomoc ponownie. Ale przede wszystkim głowa do góry na pewno jakoś ci się uda wybrnąć z sytuacji RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 15 Lip 2017 (15 Lip 2017, Sob 15:46)qaz21122 napisał(a): Nigdy nie wiadomo czy w przyszłości nie przyda ci się ich pomoc ponownie. Ale przede wszystkim głowa do góry na pewno jakoś ci się uda wybrnąć z sytuacjiTo wygląda tak, że ona z czystej kurtuazji mi to załatwiła tak naprawdę. W końcu mnie nie zna i ma gdzieś tak naprawdę to czy tam będę pracować czy nie. Tak jak pisałam, nie chcę pomocy od tej osoby, bo nie chcę potem czuć się zobowiązana i nie mieć tak naprawdę wyboru jak normalny człowiek. Owszem, mogę tam iść i spiąć poślady z całych sił i jakoś przemęczyć te 3 miesiące, ale wtedy tak naprawdę będę robić coś wbrew sobie. Zrobię to w imię tego żeby ojciec się na mnie nie wściekał i bo co powie Pani X. Tylko że wtedy to męczyć się będzie nie mój ojciec, ani nie ta kobieta tylko JA. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - qaz21122 - 15 Lip 2017 Nie mówię żebyś robiła coś wbrew sobie, jeśli czujesz że zmarnujesz sobie w ten sposób czas i nerwy to nie wracaj tam Chodzi mi o to że polecał bym ci żebyś zrobiła tak jak uważasz za słuszne jednak równocześnie spróbować załagodzić sytuacje z ojcem i jego znajomą. Nie na siłę ich zadowolić tylko w ramach własnych możliwości. Jeśli ci się nie uda to trudno zrobiłaś co mogłaś, jednak jeśli ci się uda to nie tylko postawisz na swoim ale jednocześnie twoje relacje z ojcem nie zostaną nadszarpnięte. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 15 Lip 2017 Czy ty w ogóle czytałeś co ja napisałam? Żeby nie było żadnych kwasów, to musiałabym się zgodzić i tam wrócić i wtedy robię coś wbrew sobie. Zresztą nieważne, decyzję już podjęłam. RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 13 Sie 2017 Nie pisałam tu dość długo i jeśli chodzi o pracę, to sprawa rozwiązała się tak, że będę pracować w tej samej "branży", ale w innym miejscu. Z tego co wiem, pracują tam młode dziewczyny, więc możliwe że prędzej się z nimi dogadam, niż z tamtymi starymi rurami, niemniej...tamta praca tak mi zryła beret, że teraz się boję iść do pracy. To znaczy nie boję się samej pracy, ale tej konkretnej. Po prostu na samo słowo "przedszkole" odczuwam niechęć i lęk. Boję się że tam tak samo będzie kiepsko albo i jeszcze gorzej, eh... RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - Swango - 20 Lis 2017 Heh z moich wielkich planów, może być jedno wielkie ... Listopad się kończy, a moje praktyczne przygotowanie do matury, to zakup książki do matematyki...powinnam dokupić resztę podręczników, ale mam lęki, związane z tym, że się okaże że nie wiele już pamiętam i nie dam rady. Do tego jeszcze większy lęk mam przed tym, by udać się do mojej szkoły i poprosić o tematy prac na polski. Boję się straszliwie tego że mnie dyrektor wyśmieje, że chce zdawać maturę po paru latach i wstydzę się tam iść. Przez to tak to odwlekam, że jw. już listopad się kończy i teraz to się zastanawiam czy jest w ogóle jeszcze sens się za to zabierać, eh...mógłby mi ktoś coś doradzić? RE: Żyć czy Rzyć? Tego nie wie chyba nikt. - dziewczyna z naprzeciwka - 20 Lis 2017 Tematy prac na polski są w niektórych szkołach wywieszone na tablicy ogłoszeniowej, może u Ciebie też tak będzie? A jeśli nie, to pozostaje spytać. Na pewno nie wyśmieje, podejrzewam, że raczej się ucieszy, że się starasz. Jak było z Twoim pierwszym podejściem, zdałaś na zbyt niski procent aby dostać się na wybrane studia czy nie podchodziłaś w ogóle? Przejrzałam z grubsza posty ale nie znalazłam o tym informacji. Ile lat minęło od ukończenia szkoły średniej? Z tego co pamiętam można przez 5 lat, więc jeśli ostateczny termin się zbliża, to nie ma w ogóle dyskusji, podchodź. Z drugiej strony, jeśli zostało jeszcze kilka lat to można ulec pokusie i odłożyć na następny rok, ale w praktyce niewiele to polepsza, później będzie prawdopodobnie tak samo ciężko zmobilizować się do nauki. Podsumowując, próbuj. |