Wesele, czyli masakra jakich mało - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html) +--- Dział: Inne życiowe problemy i sytuacje (https://www.phobiasocialis.pl/forum-22.html) +---- Dział: IMPREZY, SPOTKANIA (https://www.phobiasocialis.pl/forum-66.html) +---- Wątek: Wesele, czyli masakra jakich mało (/thread-2925.html) |
Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - MarszałekFoch - 05 Sie 2012 Moje małe kujawsko-mazowieckie wesele, czyli jak to przeżyłem? Przeżyłem właśnie wesele i poprawiny. Najbliższe w ciągu około 2-3 lat. Pora na konfrontację z tym co pisałem jakiś czas temu. Na wyjście przygotowałem się za pomocą mocnej kawy, lekkiego Bellergota i magnezu. Cytat:- pytania ciotek w stylu "Czy masz już dziewczynę?" Tego nie musiałem się obawiać. Owszem, na 100 osób było wiele ciotek a 2/3 ludzi widziałem po raz pierwszy na oczy. Do mnie to nawet nikt nie podchodził Jakieś fluidy wokół siebie roztaczam czy co? Dobra, trochę pogadałem z kuzynem którego nie widziałem od 2 lat i jakąś ciotką [to na poprawinach]. Nawet próbowałem zagadać do jednej dziewczyny . Osób w moim limicie wiekowym (17 lat) nie było. Przyuważyłem, że jest jakaś dziewczyna troszkę z gatunku "so shy" bo przez pewien czas siedziała za stołem. Ja zagadałem z trudem oczywiście bo przy warunkach na sali w moim wydaniu rozmowa zamienia się w wzajemne przekrzykiwanie. Dialog zakończył się szybko bo przy pytaniu o szkołę. Pierwsza klasa gimnazjum. I tu rada dla narzekających na zbyt młody wygląd: okulary typu Skrillex skutecznie postarzają o 3-4 lata Dzięki Bogu wokół domu weselnego było dużo miejsc zielonych. Jakieś bagienko, ławki, porozrzucane stare kopaczki i prakombajny. W holu domu były kanapy tak więc tam przekimałem niemałą część uroczystości. Cytat:- kwestia tańca Jako że izolację opanowałem do perfekcji też nie miałem problemu. Potańczyłem parę razy w kółku przy piosenkach typu "Jedzie pociąg" oraz parę razy z matką. Parę razy wyciągano mnie do tańca ale się nie dałem . Powiem więcej - nagle na oczepinach zacząłem szaleć. Męska część gości rzuciła się do tańczenia wokół panny młodej tańca zorba. Dyscypliny nie utrzymano a ja nagle zacząłem odstawiać chołubce i wykonałem nie perfekcyjnie ale jednak kazaczoka, kozaka (nie znam nazwy, wschodni taniec z wymachiwaniem nogami w kucaniu). Kamera to zarejestrowała. Cytat:- kontrola rodziców Ten punkt można skreślić lub zamienić na "polewanie". W każdym razie te dwa punkty się zazębiają. Pilnowałem się i będę się pilnował żeby nie skończyć jak... o tym później. Kto jest trzeźwy niech pierwszy rzuci kamień... Oh wait... Przyznaję się, nie byłem w 100% trzeźwy. Za pierwszym razem świadomie, za drugim niekoniecznie. Nie były to monstrualnie ilości. W czasie nocy weselnej brat znudzony i zażenowany poziomem wrócił do domu. W dodatku był chory (miał gorączkę). Zostało po nim nakrycie i pełny kieliszek. Przywłaszczyłem sobie talerze. Po paru godzinach mnie skusiło. Wiedziałem jedno - tylko ten jeden raz i koniec. Z góry przyjąłem, że mam słaby organizm więc nie ma sensu rywalizacja z wujostwem i polewanie bo mogło to się skończyć fatalnie zdrowotnie i mentalnie bo opr-em. Było po pierwszej. Ja rozglądałem się wokoło. Każdy był zajęty sobą. Wokół nie było praktycznie nikogo. Z góry przyjąłem, że to będzie "dla kurażu". Trwało to kilka sekund. Zapiłem Fantą. Ze względów bezpieczeństwa w obawie przed pawiem trzymałem się wyjścia. Nic się nie stało. I tu rada numer dwa moi fobicy: picie alkoholu niewiele daje. Albo otwiera na chwilę albo wcale. A zapijanie się kończy się na ogół nieszczęściem. Dozwolony jeden, góra kieliszki "dla podtrzymania tradycji". Drugą dawkę otrzymałem nie z własnej woli. Na poprawinach podszedł do mnie młody (całkiem w porządku gość) i powiedziałem, że brat mi kazał gdzieś iśc. Byłem przygotowany na to co się stanie za chwilę choć miałem ostrego pietra. Na miejscu czekała jego rodzina której nagadał jakich to ja olimpad i przedmiotówek nie wygrałem. Ja potwierdziałem co nieco w międzyczasie szukając możliwości ucieczki. Nie udało się ale odbębniłem wszystko sposobem "Pola Monola + Coca-Cola". Jedyne czego się tutaj obawiałem to wsypy ale chyba nic nie wyszło poza grono kilku świadków. Cytat:- popisy wujków(...) Byłem na to przygotowany. Było czasem zgodnie z opisem nawet zabawnie. Cytat:- głośna muzyka Po pewnym czasie głośna muzyka przy której ciężko się porozumiewać zaczęła mnie drażnić. Na szczęście jak mówiłem było gdzie się ulotnić. Ja sam miałem też alternatywne źródło dźwięków które zawsze noszę przy sobie czyli empetrójkę. Cytat:- oglądanie siebie na filmie po fakcie Na szczęście płyta dojdzie już wtedy kiedy nie będę obecny w domu i nie będę mógł jej zobaczyć. W każdym razie zawstydziłem się i zacząłem zbywać matkę gdy spytała się o mój wpis do księgi gości. Zrobiłem dosyć ładny rysunek i wplotłem w niego życzenia. Oczywiście po godzinie 2.30 czułem że wpadłem w czarną dziurę. Chciałem wracać, byłem zmęczony ale nie było transportu. Do domu zajechałem przed 6. Nie chciałem kłaść się spać tłumacząc że już jest dzień. W międzyczasie byłem zmuszony słuchać pijanego ojca narzekająco na cały świat a dokładniej na to, że jadąc 13 km/h po polnej drodze jedziemy za szybko. Całość była okraszona wstawką już w domu "Nauczę was (...) żyć" i garścią jakże ciepłych słów. Na poprawiny nie chciałem jechać ale w końcu padłem ofiarą szantażu emocjonalnego. Żałuję że pojechałem. Poprawiny czyli upadek syna człowieczego, dramat w 2 aktach Na poprawinach było luźniej. Raz że było mniej ludzi. Dwa, że zachowanie były luźniejsze z racji braku fleszy i kamer. Na dzień dobry podirytywało mnie to, że jest DJ. Przyjąłem, że byłoby o wiele taniej czyli za darmo jakby zamiast DJ-a był komputer/wieża/odbiornik radiowy i zapuszczone osławione Radio HIT (@Siri z pewnością zna te rozgłośnię z autopsji). To co tam leci wcale się nie różniło od plejlisty poprawionowej. Na poprawinach jak już wspomniałem byłem rozmowniejszy, zaaplikowano mi setkę, nie tańczyłem. Gorzej z bratem, który nagle zabrał się za rywalizację choć tego pożałował kiedyś. Zjedliśmy to samo: mięso na zimno, dużo zimnych napoi, ciasta, wódka. On wyduldał bez przymusu 5 kieliszków. Ja z przymusu jeden. To się na nim zemściło bo się zatruł. Przykro było patrzeć jak przez 2 godziny rzyga jak kot a nawet gorzej. Chciałem aby podjechać na pogotowie ale się wszyscy wzbraniali. Na szczęście sytuacja się ustabilizowała. Brat śpi a teraz starzy w TV oglądają film [nomen omen] "Wesele". O matko... Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - ForeverAlone87 - 23 Wrz 2012 Nigdy na żadnym nie byłem. Nie zliczę ile opuściłem, ale trochę tego było. Ostatnio miesiąc temu Nawet mnie to nie rusza, bo chyba każda aspołeczna osoba która obejrzy jedno wideo z tej imprezy ma dość wrażeń. Pomijam fakt, że ja nigdy nie byłem nigdzie z żadną dziewczyną Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - araya - 26 Wrz 2012 Może jestem dziwny ale na jakieś wesele w dobrym towarzystwie to bym się akurat wybrał Dawno na żadnym nie byłem. Chociaż pewnie teraz tak mówię, a jakby przyszło co do czego to bym panikował Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - patrykl - 15 Paź 2012 Byłem w życiu tylko na jednym. Zaczęło się o 18:00. Wytrzymałem 2 godziny. O 20:00 uciekłem do domu, idąc 4 kilometry pieszo i poszedłem spać. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - alessandro_nesta - 10 Gru 2012 Byłem na paru weselach, nie wypadało odmawiać. Alkohol pomagał w przełamaniu się Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - aaron - 20 Gru 2012 taa wesela , "ulubiona" impreza fobika mam tak samo , w weselnym tłumie najchętniej zapadłbym się pod ziemią czy uciekł , byleby zniknąć i nie musieć tam siedzieć :] nie wspominając o tym że skorzystam z każdej okazji żeby wykręcić się z takiej imprezy. Tylko dzięki mojej dziewczynie dawałem radę do tej pory na to chodzić. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - ucieczka - 20 Gru 2012 Jestem zaproszona na jedno i zaczynam się bać. Zdaje się, że na całą imprezę znam raptem młodą parę, rodziców i brata młodej oraz troje naszych wspólnych znajomych (ich partnerów już nie). Do tego nie bardzo mam z kim iść- po wstępnej selekcji kolegów przy których czuję się na tyle swobodnie, żeby jakoś ten wieczór przetrwać i może nawet zatańczyć ostał się tylko mój były, który ostatecznie odpada ze względu na miejsce zamieszkania i fakt, że musiałabym go zapewne przenocować u rodziców, którzy za nim nie przepadają. mt100 Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - aaron - 20 Gru 2012 Rozumiem Twoje obawy , niefajnie jest iść na wesele gdzie się praktycznie nikogo nie zna i do tego bez osoby towarzyszącej.. Dużo masz jeszcze czasu ? Życzę Ci żebyś kogoś znalazła. Nie ma co się martwić na zapas Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Mizantrop - 22 Gru 2012 Ja miałem "fajną" akcję jakieś pół roku temu. Dobra koleżanka została zaproszona na weselicho jakiejś dalszej familii i została przez rodziców wytypowana jako reprezentantka domu, bo nie bardzo opłacało im się przyjechać, a kogoś przysłać wypada. Na nieszczęście, koleżanka nie chciała iść sama. Pomimo moich początkowych oporów i prób wykręcenia się, ostatecznie dałem się namówić, bo perspektywa darmowej wyżerki jednak dość wyraźnie i zachęcająco przemawiała. Uznałem to też taką okazję do stawienia czoła swojemu strachowi i spróbowania zaznania życia takim, jakim żyją normalni ludzie. W swoim bąblu odcinającym mnie od reszty świata wiecznie mieszkać nie mogę przecież. Pomimo faktu, że nikogo nie znałem, starałem się jakoś zachować spokojną twarz i nie dać po sobie poznać spięcia. Przedstawiała mnie paru kuzynom i kuzynkom, z którymi nie wiedziałem czy się całować, czy po prostu podać im rękę. Tradycyjne składanie życzeń parze młodej po mszy już niestety ominąłem, to było dla mnie już zbyt dużo. Najlepsze jednak zaczęło się, kiedy ludzie zasiedli do stołów. Grajkowie, zabawiający gości zdecydowali, że przy każdej sekcji poszczególnych stołów musi być jedna osoba odpowiedzialna za polewanie do kieliszków wszystkim osobom w danej sekcji. Kobieta z mikrofonem chodziła po sali i pytała się co parę kroków ludzi, kogo wybrali na reprezentanta. Reprezentant (w czasie, kiedy wszyscy siedzieli) musiał wstać, ukłonić się wszystkim, i przedstawić się do mikrofonu. Zgadnijcie teraz kogo wybrali w sekcji, gdzie siedziałem ja. Koleś, który zaproponował moją kandydaturę chyba myślał, że udał mu się niezły żart. Tak też od tej pory non stop byłem zaczepiany i moja opieszałość w nalewaniu wódki była w "dowcipny" sposób komentowana. Z czasem jednak chyba goście w końcu zrozumieli czym pachnę, i dali mi spokój. Już po wszystkim zacząłem się zastanawiać, jaka przepaść dzieli mnie, a takiego typowego człowieka, który, gdyby znalazł się w podobnej do mnie sytuacji, sprawę potraktowałby po prostu jako dobry żart. Naprawdę starałem się jakoś przebrnąć przez to wszystko z podniesionym czołem i nawet spróbować się bawić na tyle, na ile to było możliwe. Po tym incydencie jednak znowu coś we mnie pękło i dalszą część wesela przeczekałem w sposób standardowy - spacerowałem nocą po okolicy, wpadając raz na jakiś czas na 5 min na salę coś przekąsić. Koleżanka na szczęście wykazała się dostatecznym zrozumieniem i nie ganiła mnie za to, że zostawiałem ją samą na sali. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - mehow - 22 Gru 2012 mizantrop, i feel you bro. choć na twoim miejscu bym się schlał wtedy jak komputer. ale jak widzisz nie jesteś sam, pełno na tym świecie "dziwaków", hehe. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - niebieski90 - 22 Gru 2012 Czułbym się dokładnie tak samo w takiej sytuacji, a co więcej nie miałbym do siebie z tego powodu żadnego żalu, bo ani ja się nadaję do takich akcji, ani ich potrzebuję Przy czym ja bym się po prostu napił i po krzyku, byłby może nawet niezły ubaw z tego Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Mizantrop - 23 Gru 2012 Niestetyż, jak się schleję to oporów przed takimi wyczynami wcale nie mam mniejszych ; ) Ba, tym bardziej się kontroluję, bo wiem, że po pijaku robię się niezdarny i pierdzielę głupoty. Blokady znikają tylko przy ludziach, których dobrze znam. Dlatego wszelakie zabawy nawet po wypiciu bym omijał, a wódy pewnie nawet bym nie byłw stanie polewać Btw mehow, dlaczego jak "komputer"? xd Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - tifa - 23 Gru 2012 MarszałekFoch napisał(a):I tu rada numer dwa moi fobicy: picie alkoholu niewiele daje. Albo otwiera na chwilę albo wcale. A zapijanie się kończy się na ogół nieszczęściem. Dozwolony jeden, góra kieliszki "dla podtrzymania tradycji".Dobrze prawi, polać mu Ja bym się chyba bała, że np. po wypiciu puszczą mi nerwy i zacznę płakać w kącie. Albo co gorsza kamerzysta by to nagrał... Inna sprawa, że mam pewną dość popularną zasadę, której się trzymam. Nie piję więcej niż tak jak to mówisz, jeden lub dwa kieliszki w nieznanym towarzystwie. Ja byłam w życiu na kilku weselach i mam z nich dwojakie doświadczenia. Jak byłam młodsza (jakieś 12-16 lat), przechodziłam to gorzej - wstydziłam się tańczyć, nie wiedziałam jak zagadać do ludzi, uciekałam przed kamerą. Na którymś z takich wesel nawet niestety złapałam welon, a chłopak, który złapał muszkę, musiał przed wszystkimi gośćmi ściągnąć mi z uda ową muszkę... zębami. Oczywiście wszystko nagrane. On się dobrze bawił, ja byłam tak niesamowicie zażenowana, że modliłam się w duchu, żeby to się jak najszybciej skończyło. Do żadnej innej zabawy nie dałam się już namówić. Okres 17-22 lata to ta druga epoka, jeśli mogę to tak nazwać. Całkiem nagle i przypadkowo odkryłam, że jest nieco lepiej, gdy idzie się z osobą towarzyszącą. Mówię "nieco", bo to też zależy z kim się pójdzie. Pamiętam, że mój pierwszy weselny partner był duszą towarzystwa i cały czas chciał tańczyć. Ja trochę mniej, ale że był to też ten czas, gdy otwierałam się na kontakty międzyludzkie, radziłam sobie rozmawiając z ludźmi przy stole. Partnerem przynajmniej rodzina była zachwycona... Nie że mam do niego pretensje oczywiście, ale wolałam czasem usiąść i odpocząć. Byłam też na innym weselu z troszkę cichszym chłopakiem, zachowywał się podobnie jak to opisujecie. To mi chwilami w drugą stronę przeszkadzało, bo jednak ten raz czy dwa chciałam iść zatańczyć przy lepszej muzyce, a on kręcił nosem, ale tylko chwilami i nic nie mówiłam. Jednak w ogólnym rozrachunku było mi z nim lepiej niż z tym "wesołym" dlatego, że mieliśmy podobne oczekiwania i ogólnie podobni byliśmy. Przebrnęliśmy przez wesele cicho i niepostrzeżenie, a z tamtym, mimo że w większości pozytywne, były komentarze. A po co mam tego wysłuchiwać przez dwa tygodnie... Inna sprawa, że od tej pierwszej ery ja sama się nieco zmieniłam, jest mi dużo prościej nawiązać kontakty i prowadzić lekkie rozmowy, łatwiej się rozluźnić, choć wciąż nie mogę powiedzieć, żebym wesela lubiła. Mizantrop, no wiesz co, zamiast z chęci pomocy koleżance wyjść z twarzą, to Ciebie tylko perspektywa jedzenia interesowała! Acz historia z polewaniem okropna, brr. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - verti - 27 Gru 2012 Niestety ja też mam dużą rodzinę i śluby zdarzają się tutaj nawet kilka razy w roku. Ostatnio byłem na ślubie i weselu siostry rodzonej (bo musiałem). Zachowywałem się oczywiście dziwnie. Nie tańczyłem, nie rozmawiałem z ludźmi (poza bratem i kolegą). Na płycie z wesela widać mnie tylko raz Moje dziwne zachowanie ma oczywiście negatywny wpływ na moje relacje z rodziną. Jeśli jakimś cudem wyjdę z fobii, znajdę dziewczynę i poproszę ją o rękę. To niestety nie będę miał dla niej dobrych wiadomości. Na moje wesele przyjdzie niewiele osób (najwyżej kilkanaście). Jeśli ona tego nie uszanuję, to będzie poważny problem... Ale o czym ja tutaj marzę ;] Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - nola - 15 Kwi 2013 Odświeżam temat ponieważ byłam w ten weekend na weselu i utwierdziłam się w przekonaniu, że to największe zło. Znałam tam tylko mego towarzysza niedoli Zaprosił mnie, bo jak sam stwierdził, ja nie tańczę, on też, więc będzie super. Oczywiście po alkoholu przyszła mu ochota na zabawę. Dobrze, że nie było kamerzysty, bo nasza żałosna próba tańca zakończyła się katastrofą (zeszliśmy z parkietu po minucie). Kolejną traumą były oczepiny. Wywołano mnie (imiennie) na środek. Na szczęście technikę nie łapania welonu opanowałam do perfekcji Moją strategią jest zazwyczaj wychodzenie do pociągu albo kółeczka i śpiewania „Cudownych rodziców mam”, „Konika na biegunach” itp., żeby nikt mi nie zarzucił, że się nie bawię Tym razem i ten pomysł nie wypalił, bo nagle kazali nam się odwrócić do przypadkowych ludzi na sali i z nimi tańczyć. Potem było już tylko gorzej, bo oprócz tańca była masa innych „zabaw”, które polegały np. na masażu pośladków tychże losowo wybranych partnerów. Ja uciekłam już w momencie , kiedy usłyszałam, że mamy się do kogoś odwracać Jeśli kiedykolwiek wezmę ślub, na pewno nie urządzę wesela: p Zawsze kiedy to mówię ludzie pytają: Naprawdę? Przecież każda dziewczyna marzy o pięknym weselu Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Hollowy - 23 Kwi 2013 Wesela? Hate hate hate! Udało mi się wymigać od jednego w zeszłym tygodniu, ale czeka mnie jeszcze jedno za kilka miesięcy, na które chciałabym pójść i chociaż raz nie wydziwiać... no i się nie zbłaźnić. Nie mam kogo zaprosić, nie umiem tańczyć, nienawidzę nosić sukienek, żywię od dziecka nienawiść do muzyki weselnej (wiem dlaczego wszyscy tyle piją, na trzeźwo też nie mogę tego przetrawić...) no i jak wspominaliście wcześniej - oglądanie się później na kamerze przypomina mi tylko więcej sytuacji, których nie chcę pamiętać. I jeśli kiedykolwiek będę miała okazję mieć ślub, to wesele sobie z radością podaruję, albo zrobię kameralne, żebym znała i lubiła wszystkich, których zaproszę. Mnie ktoś zaprasza a ja nie wiem kto to, bo jestem najmłodsza z rodziny... no sorry, że nie pamiętam ludzi których widziałam raz jeden 15 lat temu albo nawet tylko 8 na innym weselu i coś tam z twarzy kojarzę Równie dobrze mógłby mnie na wesele zaprosić pan Staszek Kowalski z Koziej Wólki - w równym stopniu go znam. I wszyscy wydziwiają. Raz mi się upiekło, bo tydzień wcześniej zachorowałam i do szpitala na ileś tam dni I lepiej mi było jak mnie przyszli odwiedzić niż jakbym musiała na wesele iść, ale to była ta sympatyczniejsza część mojej rodziny, więc w sumie mogłabym iść. A co teraz pocznę ze sobą, nie wiem... Przypomniałam sobie, że jakiś rok temu moja "przyjaciółka" chciała mnie wrobić w wesele, powiedziała swojemu znajomemu, żeby mnie zaprosił. Może mi ktoś wytłumaczyć czemu mi to zrobiła, kiedy tyle razy jej mówiłam, że nienawidzę wesel??? A w dodatku chłopak mi ledwo do ramienia sięgał, także już bardziej ze względu wygody w tańcu to był poroniony pomysł... oczywiście odmówiłam, i to ja miałam wyrzuty sumienia, że ktoś szuka kogoś tak jak ja czasami przed weselem panikuję.. a 'ktoś' mu odmówi. Mam nadzieję, że nikt mnie w coś takiego nie wpakuje więcej. Hipokrytka ze mnie Ale ja się nie nadaję na osobę towarzyszącą... co mam komuś zabawę psuć... damn Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - OtoJa - 23 Kwi 2013 Hollowy napisał(a):co mam komuś zabawę psuć... damnAle może właśnie uratowała byś tej osobie całą sytuację Chociaż nie ma sensu się też na siłę zmuszać do czegoś Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Hollowy - 23 Kwi 2013 Pouczyłam moją koleżankę, która doskonale wiedziała, że odmówię, żeby nie robiła czegoś takiego nigdy więcej i że jest kilka innych osób, które mogła zaproponować zamiast mnie i robić człowiekowi nadzieje. Próbowałam swoją lubiącą wesela i umiejącą tańczyć koleżankę namówić ale nie wyszło Nie poszłam - źle. Poszłabym - też niedobrze. Ludzie nie powinni w ogóle robić wesel Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - OtoJa - 23 Kwi 2013 Hollowy napisał(a):Nie poszłam - źle. Poszłabym - też niedobrze.Nie poszłaś- źle. Poszła byś - nie wiesz jak by było Hollowy napisał(a):Ludzie nie powinni w ogóle robić weselZ punktu widzenia osoby bez FS to jest całkiem niezła zabawa Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Hollowy - 23 Kwi 2013 OtoJa wyznaję zasadę, że im mniej osób na imprezie tym impreza lepsza. Sprawdziło się jak dotąd w 100% A byłam w życiu na paru weselach, nigdy jakoś szału nie było Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - OtoJa - 23 Kwi 2013 Hollowy napisał(a):A byłam w życiu na paru weselach, nigdy jakoś szału nie byłoTeż nie lubię wesel, ale ostatnie, na którym byłem pokazało, że może być całkiem fajnie Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Hollowy - 23 Kwi 2013 No dobra, ostatnie na jakim byłam jakieś 2 lata temu, gdzie nawet nie wiem czemu mnie zaproszono było całkiem znośne. Jakimś cudem miałam z kim iść i ja tą osobę wyciągałam na parkiet... dobrze, że nie widziałam filmu, żadne z nas nie umiało tańczyć... za bardzo... Ale i tak będę psioczyć, że nie lubię wesel, a co! Mam dużo przeciw, a chyba nic za. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Zasió - 23 Kwi 2013 Bo wesele to wiocha i w wiekszości przypadków niepotrzebny wydatek, za ciężko pożyczone od banku pieniądze. Jedna z bardziej zadziwiających mnie rzeczy w polskiej obyczajowości. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - wikja - 24 Kwi 2013 Zas napisał(a):Bo wesele to wiocha i w wiekszości przypadków niepotrzebny wydatek, za ciężko pożyczone od banku pieniądze. Jedna z bardziej zadziwiających mnie rzeczy w polskiej obyczajowości. Mam podobne odczucia. A co do wesel byłam na czterech, za każdym razem panicznie bałam się oczepin. Zawsze ciągnięto mnie na siłę, żeby łapać welon, czy tam bukiet. Raz uciekłam i się schowałam w ubikacji. Re: Wesele, czyli masakra jakich mało - Zasió - 24 Kwi 2013 Ja z premedytacja nie złapałem krawata, jak byłem na jednym weselu z 10 lat temu... Cholera, moze jednak trzeba było? |