Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html) +--- Dział: Inne życiowe problemy i sytuacje (https://www.phobiasocialis.pl/forum-22.html) +---- Dział: MIEJSCA PUBLICZNE (https://www.phobiasocialis.pl/forum-65.html) +---- Wątek: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... (/thread-12570.html) |
Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Extrovertus - 02 Cze 2015 Nie wiem co o sobie myśleć. Jestem zdruzgotany tym, co się ze mną dzisiaj działo. Jestem studentem na Uniwersytecie Wrocławskim i zawsze dojeżdzam samochodem, ale dzisiaj i jutro to jest niemożliwe. A więc musiałem pojechać i przyjechać autobusem. I co się działo przez te 8 godzin, od wyjazdu przez zajęcia na uczelni, po przyjazd do domu? Akcja działa się we Wrocławiu. Szedłem na przystanek jak żywy trup, byłem wręcz nieludzki, ale założyłem kaptur, żeby jakoś się ukryć ( jako jedyny ze wszystkich, których mijałem, bo niedawno padał deszcz ). To, jaki jestem w takim momencie, to trudno opisać. Czuję się jak opętany przez demona. Czuję się nieludzki, wyjałowiony, niezdolny do jakiejkolwiek spontaniczności, spięty do granic absurdu, z żelazną i niepokojącą mimiką twarzy, co chwilę przełykam ślinkę i zachowuje się tak, jak by mnie coś dosłownie pochłaniało, jak by mnie chciało wbić w ziemię lub rozsadzić. Tego wszystkiego nie da się ukryć. Ludzie widzą, a ja czuję straszny wstyd. Potem, staram się o wszystkim zapomnieć i jakby nie utożsamiam się z takim sobą, jakim byłem jeszcze godzinę temu, ale zawsze boję się że to wróci. Nie mogę polegać na sobie w tym przypadku. Kiedy usiadłem w autobusie, nigdy w życiu nie czułem się tak źle w autobusie a jeździłem bardzo wiele razy. Na przeciwko mnie siedziały dwie osoby i cały czas patrzyły się wprost na mnie. KOSZMAR. Wyciągnąłem telefon i zacząłem pisać cokolwiek mi tylko przyszło do głowy, żeby się czymś zająć i na nikogo nie patrzeć ( żeby nikt nie zobaczył obłędu w moich oczach ). Było bardzo dużo ludzi, mało wolnych miejsc i ciasno. Coś mi się zaczęło dziać z oczami, w takim momencie nie mogę normalnie patrzeć i zaczynam mrugać bez opamiętania i nie mogę skupić wzroku na żadnym konkretnym punkcie. TO TAKIE DZIWNE! Współczuję ludziom, którzy muszą coś takiego oglądać i się zastanawiać co się dzieje i jak się zachować. Ale to nie trwało długo. W budynku uczelni mogłem odetchnąć. Czuję się tam dość dobrze, ponieważ jest tam pewna intymność, która mi odpowiada. Ludzie nie są sobie obojętni i łatwo jest nawiązać kontakt. Paradoksalnie być może, tutaj czuję się ZNACZNIE LEPIEJ niż idąc ulicą. Początkowo byłem dość zdenerwowany, ale nikt tego za bardzo nie zauważył, bo nikt na wykładach nie zwraca na mnie szczególnej uwagi, a jeśli już to są to moi dobrzy znajomi. Dlaczego dobrzy? Bo na początku, kiedy lęk nie jest silny, potrafię zdobywać przyjaciół. Dopiero z czasem, lęk zaczyna wzrastać. Na początku, co ciekawe, byłem zaskakująco pewny siebie. Ale to inna historia. Teraz jestem dość sfrustrowany, ale radzę sobie i wcale nie brakuje przyjemnych momentów. Mimo wszystko, mogłoby jednak być znacznie lepiej. Po pierwszej lekcji, przeprowadziłem bardzo udaną rozmowę z moim kolegą z roku. Byłem w BARDZO DOBREJ FORMIE. Byłem ZUPEŁNIE INNYM CZŁOWIEK OD TEGO KTÓRY SIEDZIAŁ W AUTOBUSIE. Śmiałem się, żartowałem, miałem bardzo dużo do powiedzenia, byłem rozluźniony i rozmawiałem też z innymi z grupy. Po takiej rozmowie czuję lekkie rozdarcie, małe rozdwojenie jaźni, pewne zauroczenie. Jakby coś we mnie próbowało się uwolnić, przebić do świadomości, zaczynam nagle przypominać sobie wspomnienia z przeszłości kiedy miło spędzałem z kimś czas. W tym samym czasie, inna część mnie próbuje to zagłuszyć i przekonać mnie że to iluzja, że NIE MAM PRAWA MYŚLEĆ O SOBIE JAKO NORMALNYM CZŁOWIEKU i muszę pozbawić się takich złudzeń. Tak mija kilka godzin. Czuję się dość dobrze, nie robię sobie wstydu, ludzie nie reagują na mnie podejrzliwie. Jednak na ostatniej lekcji coś się znowu zaczyna dziać. Świadomość że będę niedługo musiał wsiąść do autobusu sprawia, że zaczyna mi się robić słabo. Tracę entuzjazm, pewność siebie, opadam z sił. Pojawia się obłęd w oczach. Ludzie już zaczynają patrzeć na mnie inaczej. Już nie jest dobrze. I to wszytko zmieniło się tak nagle. I tak jest zawsze. Z godziny na godzinę jestem całkiem innym człowiekiem ( raz całkiem normalnym, raz jakby upośledzonym ). Już bez spokoju w sercu, sfrustrowany i spodziewający się najgorszego, idę jakbym szedł na ścięcie. Jestem przygnębiony, ale mam raczej wyraz twarzy psychopaty lub świra niż smutnego człowieka. Ludzie patrzą na mnie w dziwny sposób. Ktoś idąc przede mną, odwraca się. Coś przykuło jego uwagę. COŚ EWIDENTNIE JEST ZE MNĄ NIE TAK. Musiałem prezentować się beznadziejnie. Ale wcale nie umię powiedzieć co robiłem ''nie tak''. Pewnie miałem wytrzeszczone, zaczerwienione oczy z jakimś straszliwym gniewem i żalem. W takim momencie czuję się tak jakbym był w kompletnej desperacji, jakbym miał zaraz popełnić samobójstwo. Nawet dzieci przyglądają mi się podejrzliwie. Wpadam w taki stan, że przestaję prawidłowo odbierać to co się dzieje dookoła. Jeszcze trochę i mogę zrobić coś głupiego albo zemdleję albo wpadnę pod samochód. Zmienia się mój chód, dźwięki zaczynają się zlewać w jeden zgiełk, reaguję na każdą kolejną osobę, która się pojawia. MÓZG ZACZYNA MI PŁATAĆ FIGLE. Mam ograniczoną samokontrolę. To się, w przybliżeniu, działo ze mną kiedy szedłem na autobus. W autobusie, wyczerpany, usiadłem z tyłu pomiędzy dwoma młodymi ludźmi. Jeden spojrzał na mnie raczej krzywo, drugi się nieco odsunął. Ten pierwszy odwrócił się ode mnie po chwili. Drugi zerkał od czasu do czasu. Siedziałem inaczej niż wszyscy, nieprzytomnie wpatrzony w podłogę, mrugając bez przerwy, niemalże nieruchomy, czułem się jak OSOBA KTÓRA UCIEKŁA Z PSYCHIATRYKA. Siedziałem tak przez kilka minut, które dłużyły się bezlitośnie i w końcu wyszedłem niezdarnie, jakbym był pod wpływem proszków lub lekko pijany. Wróciłem do domu załamany. NIE JESTEM W STANIE UWIERZYĆ ŻE JESTEM NORMALNYM CZŁOWIEKIEM. MAM OCHOTĘ SIĘ ZABIĆ. MAM WRAŻENIE ŻE TAKIE PRZYPADKI JAK JA ZDARZAJĄ SIĘ RAZ NA MILION LUB RZADZIEJ. TO TAKIE STRASZNE PIĘTNO, ŻYĆ Z GŁĘBOKIM PRZEKONANIEM ZE JEST SIĘ NIENORMALNYM I NIE PASUJĄCYM DO RESZTY. P.S. Gdybym tego nie napisał, znowu udałbym, że nic się nie stało. Jestem wyjątkowo trudnym przypadkiem, bo choćby nie wiadomo jak źle by się ze mną działo, zawsze to ukrywam przed WSZYSTKIMI i WYPIERAM PRZED SAMYM SOBĄ. Cierpienie i lęk jednak zawsze pozostają! Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - iLLusory - 02 Cze 2015 Jak się to czyta, to ma się wrażenie, że cała Twoja uwaga skierowana jest do wewnątrz siebie. Sęk w tym, że od czegoś takiego przegrzewają się zwoje i można wpaść w pułapkę. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - BlankAvatar - 02 Cze 2015 iLLusory napisał(a):Jak się to czyta, to ma się wrażenie, że cała Twoja uwaga skierowana jest do wewnątrz siebie. Sęk w tym, że od czegoś takiego przegrzewają się zwoje i można wpaść w pułapkę.+1 Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Zasió - 02 Cze 2015 +2 Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - The_Visitor - 02 Cze 2015 https://www.youtube.com/watch?v=mgBs_W5CFnw&feature Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - iLLusory - 02 Cze 2015 Eh no... Dopiero 3 zalicza wszelkie egzaminy, przedmiot i ćwiczenia... Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Extrovertus - 03 Cze 2015 Cytat:Jak się to czyta, to ma się wrażenie, że cała Twoja uwaga skierowana jest do wewnątrz siebie. Sęk w tym, że od czegoś takiego przegrzewają się zwoje i można wpaść w pułapkę. Dzięki za pofatygowanie się z przeczytaniem tego. Już dawno wpadłem w pułapkę. Moja samokontrola jest doprowadzona do poziomu absurdu i sam sobie buduję klatkę w ten sposób. Epicka psychoza! Cytat:Eh no... Wszystko zaliczam. Kończę 2 semestr ( z 6-ciu ). Z tym nie mam problemu. Udało mi się bardzo dobrze poradzić z immatrykulacją, której bałem się już kilka miesięcy wcześniej. Co mi pomogło? Nastawiłem się tak pozytywnie jak to było tylko możliwe, byłem w ekstazie, żadnych negatywnych myśli, byłem pogodzony i przyjaźnie nastawiony do wszystkich, chodziłem ze szczerym uśmiechem na twarzy. Zauważyłem, że to pogodzenie się ze światem i oczyszczenie z negatywnych emocji jest niesamowicie pomocne. Udało mi się też przeprowadzić prezentację na środku sali z dobrym skutkiem. Mam kilku naprawdę dobrych znajomych na moim roku. Generalnie, im dłużej przebywam w jakimś miejscu, tym bardziej lęk bierze nade mną górę, choć mimo to wywiązuję się ze wszystkich obowiązków. Na samym początku byłem ufny jak dziecko i pozytywnie nastawiony do ludzi, później stopniowo wypalam się emocjonalnie. Teraz moje studia są na swój sposób bezosobowe, bo prawie nic nie czuję. Na początku za to, czułem bardzo dużo. Zadziwia mnie to, że na początku studiów swobodnie chodziłem po mieście, prawie bez lęku, nie ściągając na siebie uwagi. Teraz, kiedy - wydawałoby się - jestem już oswojony z miastem, czuję się jak intruz. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Gollum - 03 Cze 2015 Cytat:MAM WRAŻENIE ŻE TAKIE PRZYPADKI JAK JA ZDARZAJĄ SIĘ RAZ NA MILION LUB RZADZIEJ. Ale ze mną jest podobnie, powoli dziczeję, nie mając kontaktu z nikim. Wychodzę co dzień z domu, staram się jakoś żyć, ale idąc ulicą po prostu boję się, różnie jest zależy od dnia, ale czasem mam tak jak opisałeś. Prawie na nikogo nie patrzę, nie mogę się do tego zmusić, chociaż czuję, że to dziwnie wygląda nie wiem czy się patrzy na mijanych ludzi na ulicy czy nie. Tak, ja nie muszę niczego ukrywać, nie mam przed kim. Nie chcę się licytować kto ma gorzej. Nie w tym rzecz, chociaż cierpienie sprawia jakąś przyjemność w dni, kiedy jest tragicznie źle i nie da się tego zagłuszyć. Ale kiedy studiowałem to było inaczej. Wtedy nie bałem się iść ulicą, szedłem radosny,uśmiechając się nawet do siebie, wręcz w euforii, tylko kiedy zbliżałem się do uczelni, to wtedy zwalniałem, ogarniało mnie przerażenie i wtedy czułem, że idę jak na ścięcie, a potem znieruchomienie, kamienna twarz, myśli samobójcze i chęć schowania się w najciemniejszym kącie. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że ze mną coś nie tak, a nikt nie domyślał się jak wesoły i pogodny potrafię być, gdy jestem sam. Ale w sumie przyznaję, że moja opcja jest chyba bardziej typowa dla fobika. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - iLLusory - 03 Cze 2015 To bardzo cieszy, że mogę przeczytać, iż pomimo takich kłopotów jednak wywiązujesz się z zobowiązań na uczelni. Wiem, że to wszystko wychodzi w trybie działania awaryjnym, ale spójrz na to tak: "mam niesamowitą siłę!!" Mam nadzieję, że masz jakąś dziedzinę, związaną z Twoimi studiami, która szczególnie Cię interesuje. A gdybyś zechciał uczynić z tego swoją specjalizację i w tę stronę przekierował uwagę...Jeśli zobaczysz, że jesteś z czegoś dobry może zaczniesz inaczej postrzegać siebie i to w czym się obracasz. Przyznaję, że było mi ciężko przebrnąć przez to co napisałeś i nie sądzę, aby ludzie, którzy Cię otaczają chcieliby zadawać sobie trud, aby równie mocno skupić swoją uwagę do Twojego wnętrza, aby popatrzeć, co przeżywasz. Więc raczej chyba to, czego się obawiasz jest niewidoczne dla tych, którzy spoglądają mimochodem na Ciebie. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - jackson - 03 Cze 2015 Siemanko, Przyznam, że pierwszego posta w temacie czyta się jak dobrego thrillera. Pewnie troszkę podkoloryzowałeś swoje zachowania, bo przecież za wszelką cenę chciałeś wyrzucić to wszystko z siebie, ale fakt że masz problem jest niepodważalny. Poczytaj jednak więcej tematów, a zobaczysz że takich jedno milionowych przepadków jest tutaj na forum więcej, i nie jesteś w najgorszej sytuacji. The_Visitor zasugerował dobry kierunek, w który powinieneś pójść. Nie jesteś centrum wszystkiego i na szczęście większość osób ma Cię gdzieś- pamiętaj o tym. Byłeś u jakiegoś psychologa\psychiatry? Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Zasió - 03 Cze 2015 "Eh no... Dopiero 3 zalicza wszelkie egzaminy, przedmiot i ćwiczenia..." O przepraszam, mam z jednego egzaminu "3 z dwoma" vel "3 na szynach". To prawie jak 2 i 1/3. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Extrovertus - 03 Cze 2015 Cytat:Siemanko, Z zewnątrz wygląda to tak jak bym podkoloryzował, ale wewnątrz ( mnie ) naprawdę tak to przeżywałem. Wiem, że mój organizm wyolbrzymia to co się dzieje, wiem że jestem przewrażliwiony, wiem że toczy się wojna w mojej głowie. Więc te przeżycia właśnie takie dla mnie były, w rzeczywistości jednak pewnie nie było nawet w połowie tak strasznie jak mi się wydawało. Ale to dostrzega osoba, która nie zatraciła pewnej trzeźwości, a ja ją właśnie zatraciłem. Przykładowo: domyślam się, że wiele osób, które na mnie patrzą, nie ma na myśli nic złego, ale mój organizm każe się doszukiwać czegoś złego w każdym spojrzeniu. Przecież jestem cały czas w stanie czuwania, obserwując otoczenie. Ten thriller toczy się w mojej głowie. Być może to jednak jest bardziej kiepska czarna komedia. Innym powodem mojego wyolbrzymienia jest to, że nie przypominam sobie żebym widział kiedykolwiek kogoś kto zachował by się tak jak ja w niektórych momentach, a jeździłem autobusami mnóstwo razy i podróżowałem dużo. Miałem tyle okazji żeby kogoś wypatrzeć i nie przypominam sobie żebym kogoś takiego zobaczył. Gdzie są ci ''jednomilionowcy''? Z zainteresowaniami i, mimo wszystko, rozwojem osobistym, to myślę że jestem tutaj jednym z bardziej fortunnych przypadków. Na pewno w coś się zaangażuję. Już pracuję nad wieloma rzeczami. Mam mnóstwo pomysłów. To bierze się z tych pozytywnych przeżyć, których nigdy nie pozwoliłem zabić. Przynajmniej rozkręciłem jakąś dyskusję i dorzuciłem swoją cegiełkę do tego forum Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - jackson - 04 Cze 2015 Zaufaj mi, że nie będziesz potrzebował spotkać miliona osób, żeby znaleźć drugiego takiego jak Ty (odnośnie zachowania). Widać, że tamten niefortunny dzień był jednym z nielicznych gorszych, a może był po prostu zwyczajnym złym dniem. Wpis który umieściłeś wyżej pokazuje chłodniejsze podejście do sprawy i co najważniejsze kończy się pozytywnym podejściem do przyszłości, co na tym forum jest raczej rzadkością. Chciałem jeszcze raz zapytać o wizytę u specjalisty, odbyłeś kiedykolwiek takową? Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Extrovertus - 05 Cze 2015 Tamten dzień był wyjątkowy z tego względu, że od miesięcy unikałem jak tylko mogłem miejsc publicznych. Mój organizm odwykł od takich sytuacji. To była zbut duża nagła zmiana z dnia na dzień. Następnego dnia było już znacznie lepiej. Poszedłem na piechotę na uczelnię, bo wolałem uniknąc autobusu. Szedłem z półtorej godziny, ale nic szczególnie złego się nie działo. Nawet mi się to podobało, czułem kontakt z życiem miejskiem, ruchliwą energię miasta, od której odwykłem. Potraktowałem to jako eksperyment. Nic strasznego się nie wydarzyło. Z powrotem wracałem jednak znowu autobusem, ale tym razem było już znacznie lepiej. Powoli zacząłem się przyzwyczajać i przypominać sobie jak to było kiedyś kiedy tak często jeździłem autobusami i tramwajami. Dużo pracy jeszcze przede mną do wykonania, ale nie brakuje pozytywów. Czasami nawet lubię swoje problemy. Zauważyłem bardzo ważną rzecz, jak jechałem autobusem - biłem się z własnymi myślami. Walczyłem z natrętnymi myślami. To świadczy o silnie utrwalonych irracjonalnych nawykach myślowych. Obserwałem konflikt zachodzący wewnątrz mnie, pomiędzy racjonalną a irracjonalną częścią mojej osobowości. Wydaje mi się, że zrobiłbym pierwszy poważny krok ku wyjściu z mojego permanentnego stanu lękowego, gdybym zażegnał ten właśnie wewnętrzny konflikt i powstrzymał powracające natręctwa, których często nawet nie potrafię dostrzec i odróżnić od tej trzeźwej części mnie. U psychologa byłem wiele razy, u psychiatry też byłem. W jakimś stopniu mi to pomogło, ale żadnego przełomu nie wniosło to do mojego życia ( wiem, że to co jest najważniejsze zawsze zależy ostatecznie ode mnie! ). Pomaga mi jedna rzecz w sczególności: staram wykrzesać z siebie miłość i być możliwie jak najbardziej pozytywnie nastawiony do świata ( nieważne jaki on jest ). Staram się być pozytywną zmianą ( nieważne co się dzieje! ). Cokolwiek by się nie działo, pod koniec jestem gotowy pojednać się ze wszystkimi i wybaczyć ludziom ich wady. Może kogoś z was to zainspiruje, ale piękno naprawdę jest we wszystkim i w każdym! Jakkolwiek by na to nie patrzeć, mogę znaleźć dużo powodów do radości. Jeśli pod koniec złego dnia, potrafisz wybaczyć sobie i innym i wstać następnego dnia z uznaniem dla siebie i dla innych, to naprawdę JEST Z TOBĄ W PORZĄDKU. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - jackson - 05 Cze 2015 Wow, jeszcze wczoraj chciałeś zwariować, a dzisiaj gotów jesteś zostać mistrzem świata w kontaktach społecznych... spokojnie, pewnie masz tylko lepszy dzień 8) Trzeba wierzyć w poprawę, ale żeby wybaczać osobom które wiercą ci w ciele dziurę wzrokiem to dla mnie zbyt wiele. Mimo wszystko fajnie, że nie wylewasz jedynie swoich żali,a starasz się poazywać coś pozytywnego. Dopytuję o tych psychologów bo sam chciałem się do jakiegoś udać (pierwszy raz) a czytając wpisy na forum wnioskuje że to tylko strata wielu rzeczy. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - czterdzieścicztery - 14 Cze 2015 Kiedyś miałam bardzo podobnie. Przebywanie z ludźmi uświadamiało mi, jak bardzo się od nich różnie, odbiegam od normy, i jak smutne życie wiodę. Szczególną trudność sprawiała mi jazda środkami komunikacji, gdzie siedząc na przeciw kogoś nie można nigdzie uciec wzrokiem, miałam urojenia, że wszyscy na mnie patrzą, o mnie rozmawiają i akurat ze mnie się śmieją. Sama pomoc ze strony psychologa nie wystarczy, przynajmniej z początku. Re: Jak o tym nie napiszę, to zwariuję... - Wycofany - 26 Cze 2015 Wszystko zaczyna się i kończy w Twojej głowie. Musisz uświadomić sobie, że nie Ty jeden masz takie problemy i wiele osób nie radzi sobie z samym sobą. To jedyny sposób by się nie załamywać |