Ułomność socjalna. - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html) +--- Dział: Relacje międzyludzkie (https://www.phobiasocialis.pl/forum-19.html) +---- Dział: O RELACJACH OGÓLNIEJ (https://www.phobiasocialis.pl/forum-77.html) +---- Wątek: Ułomność socjalna. (/thread-16805.html) |
Ułomność socjalna. - Xyzy - 09 Mar 2017 Postanowiłem co nieco napisać o problemie z jakim się zmagam. Ogółem wydaje mi się, że cierpię na socjofobię, po prawdzie nigdy tego nie stwierdzono u mnie jednak mam do tego podstawy. Od dziecka nie miałem przyjaciół, wtedy jeszcze ten problem tak mi nie doskwierał, miałem swój świat, zabawki, komputer, to wszystko wydawało się bardzo atrakcyjne. No i wiodłem tak swoje życie w samotności, ale wraz z dojrzewaniem potrzeba kontaktu z ludźmi była coraz większa. Jeszcze w liceum byłem bardzo nieśmiały i wstydliwy do ludzi, wydawało mi się, że to właśnie jest powód mojej samotności i gdy tylko zyskam pewność siebie to zacznie się jakoś układać. Nic bardziej mylnego. Teraz jestem na studiach, z nieśmiałości wyleczyłem się dość skutecznie, tak jak kiedyś nie wyobrażałem sobie rozmowy z dziewczynami tak teraz mam z nimi lepszy kontakt niż z facetami. Wszystko jednak kończy się u mnie na płytkich znajomościach z uczelni. Tak, na uczelni dobrze dogaduję się z ludźmi, jednak poza nią nie utrzymuję z nikim z niej kontaktu. To nie tak, że nie chcę, ja zwyczajnie nie potrafię zbudować normalnych, głębszych relacji przyjacielskich z ludźmi, przerasta mnie to. Tak samo sprawa wygląda w internecie, bardzo często staram się pisać głównie do dziewczyn z różnych forów, grup na facebooku skupiających ludzi z podobnymi zainteresowaniami jak moje, zazwyczaj pierwsza, może i druga rozmowa jest bardzo miła, mogę nawet pogadać ze 2 godziny, jednak na tym się kończy. Tak, w tym momencie moje umiejętności socjalne się kończą, nie potrafię zbudować z tego koleżeństwa, nie mówiąc już nawet o przyjaźni. Każda kolejna moja próba rozmowy z taką osobą kończy się zlewaniem mnie, zdawkowymi odpowiedziami po kilku godzinach i zerową chęcią napisania do mnie, a przecież nie mogę sam ciągle zaczynać rozmowy bo to takie proszenie się. Nie tak ma wyglądać znajomość, że ktoś robi mi łaskę, że z braku laku posłucha co mam do powiedzenia, przeleci mu to z jednego ucha do drugiego i oleje temat. Takie sytuacje skutecznie zniechęcają mnie do dalszych wysiłków. Ja naprawdę muszę włożyc wielką pracę, żeby zacząć taką rozmowę, muszę sobie zaplanować, co powiedzieć, co, jakby się rozmowa nie kleiła. Dlatego też po X nieudanych próbach czuje się już totalnie wypalony. Naprawdę nie wiem co robię nie tak, próbowałem być miły, próbowałem zgrywać cwaniaka, próbowałem po prostu być sobą, to wszystko kończyło się tak samo. Przez 22 lata życia nawiązałem tylko jedną lepszą znajomość z kolegą z mojego miasta, która ostatnimi czasy również się totalnie wypaliła i wygląda tak, że albo ja albo kolega napiszemy pare słów raz na tydzień, nawet jak się staram z nim pogadać to czasem na moje kilka wiadomości na facebooku dostaję w odpowiedzi po dniu czekania jakąś odpowiedź typu "xD". Nie takich kontaktów z ludźmi potrzebuję, a kolega od kiedy znalazł sobie dziewczynę to zaczął się ode mnie oddalać i to teraz wygląda tak jak napisałem. O jakichkolwiek moich związkach z dziewczynami to nawet nie wspomnę bo coś takiego nie istnieje ani nigdy nie istniało, kolejna sprawa która bardzo mnie boli, niestety jestem osobą aseksualną i nie widzę dla siebie jakichkolwiek szans na udany związek, a nie będę się wiązał z byle kim tylko dlatego, że taka dziewczyna jest też aseksualna, bo mimo wszystko mam mocno rozwinięty zmysł estetyki i mimo, że nie kręcą mnie fizycznie to podobają mi się ładne dziewczyny. Nie wiem co mam z tym robić, czuję się wypalony, do tego cierpię na bardzo mocną Nerwicę Natręctw która dodatkowo mnie wykańcza, jelito drażliwe i masę innych u+ dolegliwości które odbierają mi chęci na cokolwiek. Od dwóch lat leczę nerwicę farmakologicznie a od pół roku uczęszczam też na psychoterapię, skutków do tej pory nie widzę. Tak samo na problemy socjalne również terapeutka mi nie pomaga. To tyle, nie liczę na Bóg wie jakie rady, które w kilku prostych krokach odmienią moje życie, chciałem się zwyczajnie komuś wygadać, bo poza mamą nikogo to nie obchodzi co czuję, nie mam nawet osoby do której mógłbym się wyżalić. A właściwie to nie mogę też całego ciężaru zrzucać na rodzinę bo ich to też boli jak widzą, że stałem się już dosłownie wegetującym cieniem człowieka, który prawie że nie jest w stanie wyjść z domu. Re: Ułomność socjalna. - Toni - 09 Mar 2017 Witaj. Tutaj wielu ludzi ma podobne problemy. Jeśli będziesz miał ochotę pokorespondować, to śmiało. :-) Re: Ułomność socjalna. - Amcio - 09 Mar 2017 czesc, ja tez nie mam zycia Re: Ułomność socjalna. - Ajka - 09 Mar 2017 Też nigdy nie mogłam zrozumieć, na jakiej zasadzie niektórzy są lubiani, a inni nie. Ludzie są dziwni, czasami po prostu odrzucają kogoś, nie ważne jakby się starał. Ale według mnie już lepiej czekać cierpliwie, aż w końcu znajdzie się ktoś kto polubi, niż próbować się zmieniać. To i tak na dłuższą metę nie wyjdzie. Ja na przykład już się pogodziłam z brakiem znajomych. Nie jestem zdolna do nawiązywania bliższych kontaktów tak samo jak ty i nie chcę się też zmieniać, nie chcę być taka jak inni ludzie, żeby mnie lubili. Chyba mi nawet na tym nie zależy. Mam nadzieję że kiedyś uda ci się znaleźć swoje miejsce. Re: Ułomność socjalna. - Anonimowa123 - 09 Mar 2017 Budowania relacji czlowiek uczy sie od dziecka. Mysle, ze pierwszych kilkanascie lat jest najwazniejszych. Jezeli przez ten czas nie wyksztalci sie tej umiejetnosci gadania na luzie, przebywania z ludzmi, budowania luznych relacji, to potem jest sie w ciemnej dup*e A rozmowa o rzeczach zwiazanych ze szkola/praca tylko po to, zeby mowic, to nie rozmowa. Wydaje mi sie, ze masz bardzo rozwinela swiadomosc tego problemu, caly czas o nim pamietasz, stal sie czescia Ciebie. 'Normalny' czlowiek dzialaja instynktownie. Rzadko zastanawiam sie, co powiedziec/napisac. Problem to przesadne skupienie na sobie, stlumienie naturalnosci (przez niesmialosc, niskie poczucie wlasnej wartosci czy leki przez wiele lat). Jako kolejna s+ spoleczna, blednie skupiona na swoje osobie utozsamiam sie z Twoim problemem Coz poczac? Proby nawiazania kontaktu zazwyczaj koncza sie poczuciem beznadziei. A ich brak moze totalnie czlowieka odizolowac. Jak zyc? Mozesz napisac jak masz gg, chetnie popisze, zobaczymy czy ta 'ulomnosc' w pisaniu jest az tak widoczna. Ooo, pozdrawiam moje miasto Re: Ułomność socjalna. - Philip - 20 Mar 2017 To tez dodam pare słów... U mnie to jest tak ze jestem ciagle sam, bo zawsze bylem sam i nie wiem jak to zmienic i boje sie to zmienic. Teraz tak jako human being potrzebuje relacji z drugim czlowiekiem i jej chce ale z racji fobii jej unikam i dochodzi do paradoxu i frustracji. To jest tak ze poznam kogos np. na uczelni (lub kiedys w szkole) i zaczyna sie takie odliczanie kiedy ta osoba sie skapnie ze za mna jest cos nie tak, ze jestem nudny albo po prostu nie warto sie ze mna zadawac, chociaz na poczatku nawet jakas rozmowa sie klei i wypadam w miare normalnie. Ogolem mowiac dno i tez nie umiem w ogole tworzyc relacji. Teraz chce zmienic to oczywiscie sie boje. Re: Ułomność socjalna. - Amcio - 20 Mar 2017 sady ludzi sa warte tyle co nic, sa czystym nonsensem nic nie mowiacym o nas Re: Ułomność socjalna. - dziewczyna z naprzeciwka - 21 Mar 2017 Amcio napisał(a):sady ludzi sa warte tyle co nic, sa czystym nonsensem nic nie mowiacym o nasZgadzam się. Re: Ułomność socjalna. - Urthon - 21 Mar 2017 Cytat:sady ludzi sa warte tyle co nic, sa czystym nonsensem nic nie mowiacym o nas Zależy których ludzi. Konstruktywna krytyka od bliskich znajomych czy przyjaciół jest czymś, co należałoby cenić, bo pozwala unikać i naprawiać błędy, których się samemu nie zauważyło. Człowiek jest bardzo sprawy w ocenie innych ludzi, ale ocenę samego siebie ma ograniczoną i skrajnie subiektywną, stąd wynika potrzeba istnienia terapeutów. Gdyby nie bliscy mi ludzie byłbym inną osobą, i raczej w negatywnym sensie. RE: Ułomność socjalna. - Patito - 17 Maj 2017 Fakt faktem istnieje coś takiego jak przynależność do danej grupy choć nie każdy pewnie zda egzamin na bycie jej ''członkiem''. Od dzieciństwa miałam gdzieś taki podział, nigdy nie należałam do żadnej grupy i nie lubiłam szufladkowania, a starałam się należeć do wszystkich. Mając już kilka lat zauważamy pierwsze podziały, a kto jak nie dzieci są szczere do bólu pod tym względem. Zawsze lgniemy do tych co są ładniejsi, lepiej ubrani, wyglądają na pewnych siebie i silnych, tak już głupio mamy zakodowane. To nic, że taka osoba może reprezentować dno totalne i tak znajdą się osobniki, które za nią pójdą. To jest główny powód dlaczego nigdy nie zależało mi na przynależności do jakiejś grupy, ludzie są obłudni i egoistyczni, a relację traktują na zasadzie ''co ja mogę z tego mieć'', na dodatek większość to zera mentalne, mówiące tylko o sobie, rozpieszczone do granic możliwości i nie potrafiące lub nie chcące zauważyć osoby innej (niekoniecznie gorszej) niż ona sama. Takie podziały widzę od dzieciństwa i zauważam również teraz. Nigdy chyba nie byłam 100% członkiem żadnej grupy, jestem dosyć niezależna i szczera do bólu więc nie wszystkim się to podoba, na dodatek nie lubię spotykać się i rozmawiać o dup*e marynie, bo innych tematów po prostu ludzie nie mają. Owszem faceci jeszcze czasem lubią rozmawiać o sporcie, który mnie wybitnie nie interesuje, a koleżanki wiadomo ciuchy, makijaż, dzieci czyli tematy, które dla mnie również mogłyby nie istnieć. Nie lubię też chamstwa i wywyższania się, a jednocześnie potrafię wyrazić swoje zdanie i lubię reprezentować własny styl, by nie być zaszufladkowaną. Kosztowało mnie to bardzo wiele, ale jednak udało mi się znaleźć grupę, w której w miarę dobrze się czuję jednak podziałów nie da się uniknąć, raz jestem w centrum uwagi, innym razem na uboczu (chyba częściej), nie wszystkim podoba się, iż jestem obcokrajowcem o całkowicie niekiedy odmiennych poglądach, w grupie nie wolno się wyróżniać, bo cię rozdziobią kruki i wrony, zwłaszcza wspaniałe koleżanki ale tak już jest i albo się integrujemy albo odcinamy mając gdzieś przyjęte normy, u mnie to chyba działa jak wahadło, raz mam ochotę się zaszyć i nie wychodzić, innym razem brakuje mi rozmowy z drugą osobą, obecnie chyba zaczynam uczyć się tej przynależności do grupy i bycia jednostką społeczną, co czasem jest mega trudne, jednak Hiszpanie to bardzo wylewni ludzie i czasem akceptują zupełnie odmienne jednostki takie jak ja. Dla mnie jedyna rada to akceptacja tego co jest i nie szukanie na siłę przyjaciół ''od serca''. |