PhobiaSocialis.pl
Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html)
+--- Dział: Szkoła, studia, praca (https://www.phobiasocialis.pl/forum-20.html)
+--- Wątek: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy (/thread-16929.html)



Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Gacek - 19 Mar 2017

Cześć! Zacznę od przywitania, bo jestem tu nowy i pomyślałem, że naskrobię co nieco o moich lękach, bo nie mam już komu marudzić, a tutaj może prędzej ktoś mnie zrozumie :Stan - Uśmiecha się:

No więc od marca zacząłem swoją pierwszą pracę. Pomyślicie pewnie "wielka mi rzecz". No nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie to, że mam już swoje lata. Niestety już bliżej niż dalej 30stki :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Na dodatek ostanie 7 lat spędziłem zamknięty w domu, sparaliżowany moją fobią społeczną, a później depresją. Wychodziłem tylko sporadycznie. Czasem potrafiłem nie wystawiać nosa z domu przez 3 miesiące. Nie studiowałem, nie spotykałem się ze znajomymi i oczywiście nie pracowałem. Już sama myśl o pójściu do pracy wzbudzała u mnie przerażenie i nie potrafiłem się nawet przełamać żeby napisać i wysłać cv. Z czasem strach przed zmianą życia stawał się coraz silniejszy, głównie z powodu wstydu, że mając tyle lat nigdy nie pracowałem i siedziałem w domu. Wiadomo co ludzie o kimś takim myślą - jest leniem. Dlatego też na każdą myśl o rozmowie o pracę zalewał mnie zimny pot. Nawet nie próbowałem szukać pracy, po prostu się poddałem.

No o ale jakieś 2 miesiące temu, po kolejnej załamce spowodowanej moim żałosnym życiem uświadomiłem sobie, że zmarnowałem kawał życia i moje najlepsze lata (rychło wczas, prawda?) Postanowiłem, że czas to zmienić, chociaż wiedziałem, że będzie trudno. Zacząłem od napisania swojego cv. Niestety nie mając wykształcenia, oraz żadnego doświadczenia wiedziałem, że źle to będzie wyglądać. Wiedziałem, że będą wypytywać co robiłem przez te ostatnie lata. No wiec nakłamałem w swoim cv. Wymyśliłem sobie jakieś tam kiepskie prace, które wykonywałem, ale które nie miały nic wspólnego z pracą o jaką bym się ubiegał. Wiecie, żeby wyglądało, że coś tam robiłem, ale żeby charakter tej pracy nie miał żadnego znaczenia w nowej.
No i poszedłem na dwie rozmowy o prace. Jedną ofertę odrzuciłem, bo nie była dla mnie. Drugą z ciężkim sercem przyjąłem i zacząłem pracę od marca.

Tylko, że teraz zaczęły się stresy. Po tak długim czasie w odosobnieniu mam problemy z aklimatyzacją. Praca jest na hali produkcyjnej, ale nie jest jakaś specjalnie ciężka, przynajmniej na razie. Mimo to, źle się tam czuję. Niczym królik wpuszczony do klatki tygrysów. Kulę się gdzieś z boku, z nikim nie rozmawiam i staram się tylko wykonywać to co mi każą. Tak na mnie działa obce otoczenie i obcy ludzie. Jedyne o czym myślę to tylko to, żeby nikt nie wyskoczył mi z jakimś nowym zadaniem i o tym żeby jak najszybciej wrócić do domu. Często jest tak, że po prostu się tam nudzę, bo maszyny same wykonują swoją pracę, a ja musze ich pilnować. Tyle, że takie nicnierobienie też jest stresujące, bo nie można sobie pozwolić na chwilę relaksu, bo nie wiadomo kiedy coś się s+:Ikony bluzgi pieprz:. No i nie chcę żeby inni pomyśleli, że się obijam. A innym razem znów wszystko potrafi się psuć i wtedy dopiero zaczyna się stres. W sumie nie wiem czy ja mam tylko pecha, czy to norma, ale każdego dnia jakaś maszyna mi się psuje. A może to przeze mnie? No więc muszę iść do kogoś zeby mi ją naprawił, bo ja oczywiście się na tym nie znam. Ogólnie czuję się wtedy jak małe dziecko, które przynosi rodzicom zepsutą zabawkę i patrzy jak mu je naprawiają. Nie podoba mi się taka rola. Właściwie to mam wrażenie, że ja jestem tam tylko ciężarem dal innych pracowników. Nikt mi nic takiego nie powiedział, ale widzę, że coraz częściej nie mają już do mnie sił. Mimo prostej pracy nie radzę tam sobie. Nie dość że mam dwie lewe ręce to jeszcze dochodzi do tego stres i dosłownie wszystko leci mi z rąk. Nie potrafię się nawet posługiwać najprostrzymi narzędziami. Jestem niczym małpa bez przeciwstawnego kciuka.
Współpracownicy są nawet w porządku, ale nie asymiluję się z nimi. Nie odzywam się prawie wcale i siedzę z boku. Nie potrafię się wbić w rozmowę, nie tylko dlatego, że jestem fobikiem. Nawet gdybym chciał to nie miałbym o czym gadać. Oni mówią o takich typowo męskich sprawach typu samochody i sport, a to mnie kompletnie nie jara i nie mam wiele do powiedzenia na ten temat. Tak więc kiedy oni sobie gadają przy kawie ja się gdzieś tam czaje z boku niczym dzik :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:

No i niestety, ale muszę wstawać o 4:30, bo jeżdżę autobusem. Wstaję i jestem nieprzytomny, nawet kiedy dotrę na miejsce. Nawet w trakcie pracy prawie zasypiam, bo nie pijam kawy. Nie wiem czy to kwestia niewyspania czy tego, że przed wyjściem biorę tabletki uspokajające. One chyba mają jakieś działanie nasenne, ale bez nich strach i stres by mnie całkiem zeżarły. Jeszcze przez pierwsze dni jakoś funkcjonowałem. Stres i adrenalina powodowaly, że nie byłem senny, a tabletki utrzymywały nerwy w jakiś rozsądnych granicach. Teraz jednak adrenalina spowodowana nowym miejscem opadała i w pracy jestem nieprzytomnym zombie. Może powinienem odstawić te tabletki, ale chyba nie jestem jeszcze na to gotów.
No i tak się męcze w pracy 8 godzin i w domu jestem o 15. Wyczerpany fizycznie, ale głownie psychicznie. Jem obiad, a potem to już myślę tylko o tym, żeby walnąć się do łóżka. Nie mam sił, ani ochoty na nic, więc resztę dnia spędzam na oglądaniu filmików na yotubie. Kłade się spać o 22 cały zdołowany i zestresowany tym, że czeka mnie kolejny kijowy dzień w pracy. Na domiar złego prawie każdej nocy przed pracą budzę się zlany potem. Jestem dosłownie mokry, na całym ciele, plus materac, poduszki i kołdra. I dzieje się tak prawie każdej nocy. Potem wstaję taki zziębnięty... Nie wiem dlaczego tak się denerwuję przez sen. Nawet nie śni mi się nic złego, bo z reguły pamiętam swoje sny. No nie panuję nad tym.

I tak wygląda moje życie przez ostatnie ponad 2 tygodnie. W pracy stresuję się pracą, a w domu stresuję się tym, że następnego dnia znów muszę tam iść. Bardzo rzadko mam jakieś momenty wyluzowania. Powiecie mi pewnie, że jeszcze przywyknę do tej pracy. Może i tak, a może i nie. Póki co męczę się strasznie i każdego dnia mam ochotę rzucić to w cholerę, spać do 12, a potem robić co chce. Wiem jednak, że nie mogę tego zrobić. Dorwałem wreszcie jakąś pracę i muszę się jej kurczowo trzymać, bo to jedyne moje wyjście. Nie powinienem wracać do dawnego życia, mimo że teraz wydaje się takie kuszące. Brakuje mi tej pozornej wolności którą miałem. Spałem do której chciałem, zarywałem nocki przed komputerem. Mogłem się kłaść kiedy chciałem i swobodnie marnować czas. A teraz muszę się kłasć o wyznaczonej godzinie i wstawać nad ranem, ale mam świadomość, że tak wygląda życie milionów, mimo ze nie podoba mi się muszę się z tym pogodzić. Wcześniejsze zamknięcie w domu przez tyle lat doprowadziło do tego, że zerwałem kontakty z ludźmi i stałem się takim dzikusem jakim jestem obecnie.

No, ale myślałem że po pójściu do pracy moje życie zmieni się na lepsze, ale póki co jedyna różnica jest taka, że nie mam czasu dla siebie. Mam wrażenie, że marnuję swój czas na pracę i dojazdy do niej i na to, że po powrocie do domu nie mam już na nic sił. Powiecie pewnie, że wcześniejsze siedzenie w domu to było marnowanie czasu. No tak, było, ale marnowałem ten czas tak jak chciałem i sprawiało mi to przyjemność, mimo że nie przynosiło to żadnych korzyści. Tylko, że wtedy nie miałem życia, bo siedziałem w domu, a teraz też nie mam życia, bo większość dnia spędzam w pracy i autobusie, a pozostałych kilka godzin marzę tylko o ciepłym łóżku. Jak widać niewiele się zmieniło tylko, że teraz moje życie jest powszechnie akceptowane przez społeczeństwo, no bo praca i powrót do domu i odpoczynek to coś "normalnego', a bezrobocie i siedzenie przed kompem jest nieakceptowane.

No, ale cóż, zrobiłem jakiś tam pierwszy krok do normalności i muszę się teraz tego trzymać choćby nie wiem jak źle było. Mogę mieć jedynie nadzieję, że z czasem do tego przywyknę i będzie mi lżej, a póki co pozostaje zaciskanie zebów i tabletki uspokajające. Jeśli bym się poddał oznaczałoby to powrót do starego życia, które teraz wydaje się kuszące i wygodne, ale na dłuższą metę jest bardzo szkodliwe. I znów minęły by lata zanim zacząłbym wszystko od nowa...

Oj, widzę że post zrobił się strasznie długi, ale mam nadzieję że nie wygłupiłem się z nim za bardzo. Jeśli ktoś przeczytał go całego to dziękuję za poświęcony czas, a teraz już pora iść spać, bo rano znów pobudka, nerwy i mój kierat. Zajrzę jutro po robocie jak dożyje :Stan - Niezadowolony - Smuci się:


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Ordo Rosarius Equilibrio - 19 Mar 2017

A nie myslales o terapii? O czyms, co moze Ci w duzym stopniu pomoc? O lekach? Pewnie znam Twoja odpowiedz, ale... Z tego, co mowisz, to w Twoim przypadku akurat farmakologia moglaby zrobic duzo dobrego. Wiem, ze to dla Ciebie wielki krok, paskudny i ciezki, ten, ktory za Toba, jak i ten kolejny jakis ewentualny, ktory przed Toba, ale tu chodzi o Twoje zycie. Co do pracy - trwaj, przynajmniej poki co, choc katowanie sie na dluzsza mete nie jest dobrym wyborem, ale przy odpowiednich okolicznosciach moze bedziesz to traktowac... neutralnie. Wykorzystuj to do pracy nad soba, jako pewna trampoline do zmian. Pozwol - niech to wejdzie to w Twoja codziennosc, a przy odpowiedniej dawce pracy nad soba - bedziesz czerpac z zycia duzo, a tam nie utkniesz na zawsze przeciez. Wydajesz sie fajnym, przeinteligentnym gosciem, to moze byc poczatek zmian w Twoim zyciu, cos cennego, krok, ktory - choc dzis boli i jest trudny - sprawi, ze w efekcie bedzie pierwszym krokiem do czegos tak ulotnego jak szczescie. Na wielu plaszczyznach.

Trzymam kciuki, powodzenia, stary, dasz rade, informuj jak idzie i dobrze, ze przybyles do nas. Serio - powodzenia, ahoj.


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - soulmates - 20 Mar 2017

Wyobrażam sobie, że sytuacja jest mocno niekomfortowa, delikatnie rzecz ujmując.
Ten krok musiał wymagać od Ciebie nie lada odwagi i samozaparcia. Szacunek dla Ciebie. Proces adaptacji musi trochę potrwać, zwłaszcza że do tej pory nie uczestniczyłeś w życiu społecznym. Nie poddawaj się, bo znowu cofniesz się do punktu wyjścia, a z czasem będzie coraz trudniej się z niego ruszyć.
Innego wyjścia nie ma, ale faktycznie pomoc specjalisty pomogłaby Ci przetrwać ten ciężki okres. Można dobrać takie leki, które nie powodują senności i otumanienia.
Dorosłe życie niestety na tym polega, wstawanie o świcie, praca, stresy, a potem zmęczenie i brak czasu na wszystko ????
Można przywyknąć i z czasem lepiej się zorganizować, są też pozytywne strony.
W każdym razie powodzenia ????

Ordo gdzie się podział ten sympatyczny krecik ?
Nowy awatar jest tajemniczy, kojarzy mi się z fifty shades of grey ????


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dziewczyna z naprzeciwka - 20 Mar 2017

Nie pijesz kawy, a może kakao by Ci trochę pomogło?
A co do pracy, myślałeś już na co przeznaczysz zarobione pieniążki?
Pamiętaj też, że nie będziesz tak całe życie pracował, to tylko etap.


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Gacek - 20 Mar 2017

Dzięki wszystkim za miłe słowa, ale dziś wszystko trafił szlag :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Wiedziałem, że coś się s+:Ikony bluzgi pieprz: jak tylko spróbuję wyjść na prostą. Zawsze tak się dzieje :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Nie będę zdradzał szczegółów bo nie wiadomo kto to czyta.
A na wasze posty odpowiem jak mi się poprawi, bo póki co znów wszystko się wali...


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Amcio - 20 Mar 2017

tylko nie proboj wyjsc na prosta, ta sama co wszyscy, to co znaczy wyjsc na prosta zalezy od interpretacji, nie ma wlasciwej drogi, tylko ty myslisz ze jest niewlasciwa, kiedy tak naprawde kazda droga jest niewlasciwa, tylko kazdy ma na nia jakis sposob.


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dziewczyna z naprzeciwka - 21 Mar 2017

Amcio napisał(a):nie ma wlasciwej drogi, tylko ty myslisz ze jest niewlasciwa, kiedy tak naprawde kazda droga jest niewlasciwa, tylko kazdy ma na nia jakis sposob.
Znowu się zgadzam.

Gacek, znasz niemiecki?


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Gacek - 21 Mar 2017

Dobra, czas coś znów napisać, ale jak zwykle zabieram się za to o później jak na mnie porze i już powoli przestaje kontaktować, no ale postaram się pisać w miarę logicznie.

Ordo Rosarius Equilibrio, soulmates
Myślę o terapii od dłuższego czasu. Jestem świadomy swojego problemu i obiecałem sobie, ze jak znajdę pracę to skorzystam z takiej pomocy. Wcześniej nie mogłem, bo przez te wszystkie lata nie byłem nawet ubezpieczony :-/ Nawet zarejestrowanie się na bezrobociu było ponad moje siły.
Teraz planuję zrobić jakiś krok w tym kierunku, ale może być ciężko. Nie sama wizyta u specjalisty, ale droga do tego prowadząca. Szukanie odpowiedniej osoby, dojazdy, jakieś rejestracje, łażenie, złatwianie, to chyba będzie dla mnie najgorsze. Nie mam zielonego pojęcia jak się za takie rzeczy zabrać, to nie mój świat. Nie wiem też czy powinienem zacząc od psychologa czy psychiatry. Mam postanowienie, że zacznę się tym interesować po pierwszej wypłacie.

Tak jak pisałem praca nie jest jakąś wielką męczarnią i myślę nawet, że dla normalnego człowieka byłaby pracą dobrą. No pomijając niskie zarobki, ale biorąc pod uwagę moje kwalifikacje to nie jest źle. No, ale ja jako dziki człowiek wszystkim się stresuję i przejmuję dlatego się tam męczę. Dzisiaj na przykład przez pierwsze 4 godziny praktycznie nic nie robiłem, bo maszyny same chodziły, a ja się nudziłem i strasznie mi się dłużył czas. Na domiar tego ciągle siedziałem jak na szpilkach bojąc się, że zaraz coś się zepsuję i będę musiał przy tym grzebać, albo ktoś każe zrobić mi coś z czym najpewniej nie dam sobie rady i znów się skompromituję. I tak jest codziennie przez cały czas :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Do tego nie całkiem radzę sobie fizycznie. Czasem trzeba coś tam przyciąć, albo przenieść a ja nie mam do tego tyle krzepy i muszę wołać o pomoc jak ostatni frajer :Stan - Niezadowolony - Smuci się: No i nigdy nie miałem do czynienia z żadnym majsterkowaniem, chociazby w domu, zawsze miałem dwie lewe ręce i dlatego mam teraz kłopoty z ogarnięciem tego...

dziewczyna z naprzeciwka
Kakao? Nie wiem, nigdy tego nie piłem. A co do kawy to nie lubię jej smaku. Ilość kaw wypitych w moim życiu można by policzyć na palcach. Kiedyś nie spałem całą noc i rano żeby jakoś funkcjonować wypiłem kawę, potem drugą, a potem i tak poszedłem spać :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Na mój sen nie ma rady. Jedyne co działa to silny stres.:Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Na co wydam pieniądze? Wcześniej myślałem nad kupnem nowego komputera do gier, bo to jedna z niewielu rzeczy które jeszcze sprawiają mi przyjemność i przez ostatnie lata siedzenia w domu ubolewałem, że nie mogę grać w nic nowego, bo nie mam odpowiedniego sprzętu. Teraz jednak myślę, że taki zakup byłby marnotrastwem, bo wracając do domu po pracy i tak nie mam już sił ani ochoty na granie w cokolwiek, czy ogólnie robienie czegokolwiek... To samo może dotyczyć książek czy innej rozrywki. Niestety na ten moment nie mam żadnej motywacji ani celu do osiągnięcia co jeszcze bardziej mnie demotywuje do pracy :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
A z innych mniej przyjemnych rzeczy, to chyba wypadałoby wreszcie wybrać się do dentysty, bo przez te wszystkie lata bez ubezpieczenia i funduszy mocno zaniedbałem swoje zęby co poskutkowało nieprzyjemnym oddechem
:Stare - Kwaśny: Tylko znów, żeby się wybrać będę potrzebował ogromnej odwagi, bo mam wrażenie, ze już po pierwszej wizycie wyszedłbym szczerbaty i z pustym portfelem :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Wiem, że nie będę pracował tam całe życie, ale nawet te 3 miesiące okresu próbnego to dla mnie szmat czasu. W pracy jak już mówiłem strasznie się męczę i czas się dłuży natomiast każda wolna godzina odpoczynku mija zanim się obejrzę. Już tyle życia zmarnowałem, a teraz na dobrą sprawę nadal nie mam żadnych perspektyw na szczęście. Boję się że zanim się obejrzę to miną kolejne miesiące i lata, które przeminą mi jedynie na ciągłym stresie związanym z pracą.

Nie znam niemieckiego. Dlaczego pytasz?

Znów 22 i pora się kłaść bo jutro czeka mnie kolejny kiepski dzień :Stan - Niezadowolony - Smuci się:


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dziewczyna z naprzeciwka - 21 Mar 2017

Gacek napisał(a):Kakao? Nie wiem, nigdy tego nie piłem.
Nie wierzę, nie ma takich ludzi :-P

Masz cały czas na rano, nie ma drugiej zmiany? Może znalezienie pracy, w której mógłbyś zaczynać o 13-14 byłoby jakimś rozwiązaniem. Czasowo oczywiście wychodziłoby na to samo, ale czułbyś się lepiej.

A w czasie pracy masz możliwość korzystania ze smartfona? Albo przeglądania prasy etc?


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - NoLifePRO - 22 Mar 2017

Nie rezygnuj z pracy, nie narobisz się za bardzo a dostaniesz tą najniższą krajową, wielu ludzi by tak chciało, później możesz już takiej nie znaleść albo może być taka sytuacja, że się np. do którejś nie będziesz się nadawał. Mówisz że wg Ciebie słabo sobie dajesz rade, ale przecież gdybyś się nie nadawał to by Cie zwolnili. Myśle że po jakimś czasie przyzwyczaisz się i już nie będziesz taki zmęczony


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Gacek - 22 Mar 2017

Właściwie to powinienem pracować na 3 zmiany, ale póki co każą mi przychodzić tylko na rano. I w sumie to chyba jednak tak jest lepiej. Może i się nie wysypiam, ale przynajmniej popołudnie i wieczór mam wolny i mogę się jakoś delikatnie wyluzować. Idą na noc, albo drugą zmianę jeszcze bardziej marnowałbym czas, bo spałbym pewnie do 10, a pozostałe godziny przed pracą stresowałbym się i zamartwiał wyjściem nie robiąc nic produktywnego. A po powrocie do domu kładłbym się od razu do spania :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Teraz wstaję i niedługo wychodzę, nie mając wiele czasu na myślenie o pracy i denerwowanie się.
Nie wiem jak długo to jeszcze potrwa, ale prędzej czy później będę musiał przerzucić się na tryb 3-zmianowy i mój zegar biologiczny znów się całkowicie rozreguluje, a i tak od bardzo dawna mam z nim problemy :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Niby mam czas na korzystanie z telefonu, ale staram się tego za często nie robić. Nie chcę żeby ktoś się doczepił, że tylko w telefon się wgapiam i obijam się. Może jeśli zostanę tam już zaakceptowany jak równy to będę mógł takie rzeczy robić. Zresztą i tak nie mam internetu w telefonie i jedynie czasami wysyłam smsy z pracy.


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dziewczyna z naprzeciwka - 23 Mar 2017

No w internet w telefonie zdecydowanie powinieneś zainwestować. Nawet jeśli nie w trakcie pracy, to na przerwie Ci się przyda.
A co robią inni, kiedy nic się nie psuje, też się tak nudzą?


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Gacek - 23 Mar 2017

Ee tam, internet w telefonie dla mnie jest przereklamowany. Kiedyś dostałem chyba z 10 giga darmowego transferu i nie wykorzystałem nawet 1/10 tego. Jakoś nie wiem co miałbym w nim sprawdzać. Co innego net w komputerze, jest wygodniejszy w użyciu i zawsze znajdę tam jakiś pretekst do marnowania czasu. Zresztą mój telefon i tak ledwo ciągnie przeglądarkę :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Nie wiem co inni robią, nie obserwuję tego. Właściwie siedzę sobie przez cały czas w swoim koncie i staram się nie wychylać i nie zwracać uwagi. Widzę, że kręcą się po hali, coś tam ciągle grzebią, szukają sobie jakiegoś zajęcia. Czasem po prostu siedzą, gadają ze sobą, palą.
W sumie to ja chyba tam najmniej robię i trochę się martwię, że z czasem przybędzie mi tam więcej obowiązków :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Jeszcze tylko jutro i trochę odsapnę :Różne - Serce:


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - stap!inesekend - 26 Mar 2017

Gacek napisał(a):Nawet zarejestrowanie się na bezrobociu było ponad moje siły.
O kurde :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Współczuję...


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dernesox - 07 Kwi 2017

ja też tak pracowałem jak ty, 5 razy w tygodniu po 8 godzin i kazali nadgodziny, zawsze przed pracą na 2 zmiany mialem kolatanie serce ze stresu, bo mialem wtedy na 14 i od wstania z lozka mialem czas na zamartwianie sie, a z rana bylem w miare zrelaksowany. Po roku czasu skonczyla mi sie umowa i nowej nie podpisywalem. Teraz od 4 miesiecy nie pracuje i szukam pracy ale na pol etatu wlasnie zeby sie nie przemeczac. Tez wlasnie nie mialem zadnych celow finansowych, do tego mieszkam z rodzicami, wiec nie mialem motywacji do harówy ciezkiej na caly etat. Z kolei w domu izolacja tez nie jest dobra i jest po prostu nudno, wiec zlotym srodkiem moze bedzie pol etatu, co o tym myslisz?


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - facehugger - 07 Kwi 2017

Też do takich wniosków doszedłem, tylko że mało jest takich ofert pracy.


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dziewczyna z naprzeciwka - 07 Kwi 2017

W Niemczech jest dużo takich ofert.


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Zasió - 07 Kwi 2017

ale tam są terroryści.
:Stan - Uśmiecha się - Szeroko:


Re: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - dziewczyna z naprzeciwka - 07 Kwi 2017

A skąd wiesz, czy Gacek nie jest zakochanym w islamie lewakiem? :Kitty - Uśmiecha się cwaniacko: Może by mu się spodobało.


RE: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - inferno - 26 Cze 2017

Gacek, co tam u ciebie, żyjesz jeszcze?


RE: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - maro29 - 04 Sie 2017

Witaj w klubie, nie jesteś sam. Też mam prawie 30lat i taką samą sytuacje co ty Gacek. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Z tym, że ja nie pracuje w tej chwili. Znów zrezygnowałem z kolejnej pracy. Nie mogę się odnaleść. Nic mi nie pasuje, szybko sie męczę. Praca jest dla mnie mega wysiłkiem. Jestem ciągle zmęczony, śpiący. To wszystko przez ten stres, on strasznie wyniszcza nas.


RE: Moja pierwsza praca - moje pierwsze problemy - Gacek - 02 Paź 2018

Myślę, że po półtora roku przyszedł czas na aktualizację mojej sytuacji życiowej. Tym razem jednak będzie to bardziej pozytywny post i może, ktoś po przeczytaniu tego znajdzie  w sobie siłę, żeby w swoim życiu też coś zmienić.

No więc minęło półtora roku, najbardziej intensywne i najciekawsze półtora roku w moim życiu, ale po kolei...
Nadal mam tę samą pracę o której pisałem w pierwszym poście, nadal te samo stanowisko, nawet więcej obowiązków niż wcześniej, ale nie jestem już przestraszonym króliczkiem w kącie. Odnalazłem się tam. Dużo się nauczyłem i w znacznej większości przypadków jestem samowystarczalny i nie muszę wołać o pomoc. Oczywiście czasem zdarza się, że czegoś nie potrafię, ale wtedy na luzie proszę o pomoc kolegę i razem się tym zajmujemy. 
Tak, można powiedzieć, że mam tam kolegów mimo, że są o wiele starsi ode mnie to łączą nas dobre relacje. Można się pośmiać, powygłupiać, albo po prostu pogadać. Poza pracą nie utrzymujemy kontaktów, ale w pracy naprawdę jest ok. Czuję się tam bardzo swobodnie i wiem, że jestem u siebie. Znalazłem też swego rodzaju własną niszę. Kilka maszyn które głównie ja obsługuję, robię to codziennie od ponad roku, znam się na tym i dobrze się z tym czuję. Tak jak pisałem w zeszłym roku praca nadal bywa nudna i niewiele się dzieje przez większość czasu, ale wtedy po prostu siedzimy z kolegami i gadamy, albo zwyczajnie siedzę na telefonie, oglądam filmy, słucham muzyki, gram... po prostu mam luz. Wiadomo, czasem trzeba popracować, ale robię to na luzie własnym tempem i wiem, że nikt mnie nie będzie gonił. Rewelacyjna sytuacja gdyby nie ten ciągły hałas i brud, ale idzie przywyknąć. Najbardziej lubię nocki, wtedy jest spokój, nikt nie łazi tak jak rano i mam święty spokój, mogę robić co chcę. Zero kontaktu z ludźmi jeśli nie mam na to ochoty.
Zarobki są raczej takie sobie, ale ja nie narzekam. Przez ten czas odkąd tam pracuję dostałem umowę na stałe i 5 zł podwyżki na godzinę. Jako, że nadal mieszkam z rodzicami nie mam zbyt wiele wydatków i zdołałem już uzbierać kilkanaście tyś zł. Kupa kasy, coś co jakiś czas temu było dla mnie nie do pomyślenia. Nie narzekam więc na pieniądze, bardziej na brak czasu wolnego, ale o tym zaraz.

Wraz z pracą przyszły też inne zmiany. Znalazłem sobie dziewczynę, pierwszą w życiu. Jesteśmy już razem prawie półtora roku. Od kiedy się poznaliśmy moje życie nabrało jeszcze większego rozpędu. Pierwsza miłość, pocałunki, seks. Wspólne wyjazdy, pierwszy w życiu wyjazd sylwestrowy. Niedawno udało mi się spełnić jedno z moim wielkich marzeń i wyjechałem z moją kobietą na moje pierwsze wakacje zagraniczne i to od razu dosyć dalekie i egzotyczne. Jestem w stabilnym związku i dobrze mi z tym. W domu jestem gościem, bo każdy wolny dzień spędzam u mojej dziewczyny. 
Podsumowując, aktualnie przez większość czasu w ogóle zapominam o fobii, bo w moim życiu codziennym nie daje już tylu objawów.

Teraz brakuje mi do szczęścia chyba jedynie samochodu. Nie mam go i nie zapowiada się, że prędko będę miał. Dlaczego? To skomplikowany temat na inną okazję. Taka mała sprawa, a tak potrafi utrudniać życie. Z braku samochodu ponad 3 godziny dziennie spędzam w autobusach i w drodze z i na przystanek. To samo tyczy się wyjazdu do mojej dziewczyny. Nie ważne czy upał, deszcz czy śnieg, każdego dnia muszę zapieprzać pieszo na przystanek. Nie raz przychodzę przemoczony do suchej nitki. Wstydzę się tego, bo razem ze mną autobusami jeżdżą przeważnie same stare baby. Wkurzające jest to, że jadąc samochodem dojechałbym do pracy w 15 min, ale autobusem zajmuje mi to ponad godzinę. Wszystko to powoduje u mnie ogromny wzrost frustracji i agresji. Zawsze denerwowali mnie obcy ludzie, ale kiedy nie wychodziłem z domu to nie było tylu bodźców. Teraz w komunikacji miejskiej otaczają mnie krzyki, tłok, przepychanie się. Próbuję odizolować się od tego słuchając muzyki, ale ileż można. Czasem potrzebuje po prostu się wyciszyć, zwłaszcza, biorąc pod uwagę warunki w mojej pracy.

Życie towarzyskie nie licząc dziewczyny nadal mam ubogie. Czasem brakuje mi jakiś kolegów z którymi mógłbym gdzieś wyskoczyć, pograć czy pogadać na wspólne interesujące nas tematy. Niestety nie mam na taki luksus czasu, ani możliwości. Po powrocie do domu autobusem jestem już wykończony i nie mam ochoty ponownie gdzieś jechać. Po pracy, kiedy siedzę w domu to nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Nudzę się okropnie i wiem w co włożyć ręce. Jakoś nie umiem się zrelaksować czy znaleźć sobie jakiegoś hobby. Nie wiem do końca czym jest to spowodowane, ale w sumie przed rozpoczęciem pracy było podobnie.

Jak więc widać wiele w moim życiu jest jeszcze do poprawienia, ale jest ogromny postęp, wyszedłem na prostą i sytuacja jest póki co stabilna i opanowana. Co ciekawe mój apetyt rośnie i chciałbym nadal ulepszać swoje życie. Póki co jednak nie bardzo wiem co dalej ze sobą zrobić. Nie mam pomysłu na siebie i jestem w kropce. Czasem po prostu łapię z tego powodu doły. Jak widać, nigdy nie jest na tyle dobrze żebym czuł się w pełni usatysfakcjonowany. Podkreślam jednak, że nie jest źle i wreszcie mogę znów zacząć patrzeć na swoje odbicie w lustrze nie czując już wstydu. :Stan - Uśmiecha się:


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.