Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - Wersja do druku +- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl) +-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html) +--- Dział: Relacje międzyludzkie (https://www.phobiasocialis.pl/forum-19.html) +---- Dział: ZNAJOMI (https://www.phobiasocialis.pl/forum-63.html) +---- Wątek: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany (/thread-4895.html) |
Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - shalafi - 15 Lip 2010 Miałem dziś fatalną przygodę. Jak to zwykle u mnie bywa, zdecydowana większość tej przygody rozegrała się w mojej głupiej głowie. Właściwie to nawet wstyd mi o tym pisać. Postanowiłem samotnie pojechać sobie do centrum miasta na drobne zakupy. Poszedłem na przystanek tramwajowy, niedługo przyjechał tramwaj. Wchodzę do niego i oto co się dzieje: Od razu po wejściu i skasowaniu biletu w odległości paru metrów ode mnie zauważam dwóch znajomych. A nawet lepiej niż znajomych - dwóch wujków z dalekiej rodziny (ojciec i syn), którzy na stałe mieszkają w Grecji, a od czasu do czasu (w okresie letnim) przyjeżdżają do mojego miasta, spotkać się z rodziną itd.. Z tym starszym (szwagrem mojego dziadka) spotkałem się niedawno kilkukrotnie (i właściwie mimowolnie), kiedy przyszedł wraz żoną (siostrą dziadka) odwiedzić nas w domu. Tego młodszego nie widziałem chyba z rok albo więcej. No i właśnie on mnie zauważył. Nie wiem, czy rozpoznał. Być może tak ... Co robię ja? Po nawiązaniu przez ułamek sekundy kontaktu wzrokowego, szybko odwracam się w przeciwnym kierunku, a serce wali mi jak oszalałe. Myślę "Oby tylko mnie nie rozpoznali", a za chwilę "O Boże, i co teraz, co teraz?...". To była rodzina. Osoby, które na pewno źle mi nie życzą. I jaka moja na ten fakt reakcja? Byłem jak sparaliżowany. Oddaliłem się do przedniej części tramwaju, usiadłem na wolnym miejscu i udawałem, że jestem bardzo pochłonięty lekturą gazety, którą przed momentem pochwyciłem od jednego rozdającego. Oby tylko te spojrzenia nie spotkały się ponownie... Nie pierwszy raz coś takiego mi się zdarza. Właściwie to jest u mnie swoistą normą. A co najśmieszniejsze, jeśli już jakiś znajomy na ulicy czy w MPK pierwszy mnie zauważy, podejdzie, zagai rozmowę - ja, mimo iż często mniej lub bardziej zestresowany tym przypadkowym spotkaniem, czuję się trochę lepiej. "On/ona przecież tego chce, spełniam jego/jej oczekiwania"... Kompletnie nie umiem w takiej sytuacji wyluzować. Ucieszyć się na czyjś widok, spokojnie podejść, przywitać się, dowiedzieć się co słychać itd.. W trakcie tego dzisiejszego, w momencie zauważenia rodziny zapaliły mi się w mózgu wszystkie lampki ostrzegawcze. Ten starszy wujek jest gadatliwy, na pewno zasypie mnie gradem pytań. A ten młodszy długo mnie nie widział, na pewno będzie bardzo zainteresowany tym, co u mnie słychać Ja kompletnie utracę ochotę na taką rozmowę (której przedmiotem miałbym być ja sam), ale będę czuć się w obowiązku udzielić rzetelnej odpowiedzi na zadane pytania, w konsekwencji będę mieć poważne problemy z wysłowieniem się, a cały tramwaj będzie mnie miał pod obserwacją i będzie uważnie się przysłuchiwał. O nie, ja w takim razie dziękuję. Powiedzcie mi, jaki normalny człowiek zachowuje się tak irracjonalnie? Przecież chyba nawet nieśmiałość czy fobia społeczna nie usprawiedliwia takiego idiotyzmu. Żeby nie podejść do rodziny i nie porozmawiać. Zresztą równie dobrze jakiś szkolny znajomy mógłby być na ich miejscu, wszystko jedno. Niech się cały świat wali, byle tylko się nie spotkać. Takie moje rozumowanie. A to, że tak poważnie do tego podchodzę i się tym zadręczam, to jak spojrzę na siebie z dystansu (co z trudem mi przychodzi), to mnie nawet śmieszy. Zdaję sobie sprawę z tego, że z zewnątrz cała sprawa wygląda banalnie i problemu być nie powinno. Ostatnio postanowiłem trochę się zmuszać do pozytywnego myślenia o samym sobie. Po tym dzisiejszym, mam wątpliwości, czy jest to w ogóle możliwe. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - gemsa84 - 15 Lip 2010 no faktycznie, za dużo analizujesz teraz już nie mam z tym problemu, ale bywało ciężko. Czasami też udaje że kogoś nie widzę, ale już nie ze strachu przed rozmową, tylko dlatego, że nie mam ochoty z daną osobą rozmawiać. No ale jak sie już nie da udawać że sie nie widzi, bo ta osoba prawie że stoi przed tobą to trza zacisnąć zęby i ściemniać skoro twój wujek jest gadatliwy to lepiej dla ciebie. Ja kiedyś nie umiałam rozpoczynać rozmowy, a tak to on załatwiłby wszystko za ciebie odpowiadałbyś tylko na pytania i już. Zapytałbyś kuzyna co u niego, gdzie pracuje, kiedy wraca. Standardowe pytania, a potem pa i wysiadasz Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - shalafi - 15 Lip 2010 gemsa84 napisał(a):skoro twój wujek jest gadatliwy to lepiej dla ciebie. Wszystko zależy od tego, czy w swoim gadaniu skupiłby się na mnie (i zadawał pytania), czy skierowałby rozmowę na inne tory. Jeśli to drugie - dla mnie lepiej. gemsa84 napisał(a):odpowiadałbyś tylko na pytania i już. Nieustannie się przy tym (jak zwykle w takiej sytuacji) jąkając. Jak wróciłem do domu, to ten młodszy wujek zadzwonił i chciał rozmawiać z mamą. Nie mówił nic, żeby zauważył mnie w tym tramwaju, więc wygląda na to, że jestem "uratowany" (swoją drogą, przez telefon wyjątkowo swobodnie mi się rozmawiało; pewnie dlatego, że to on zadzwonił, nie ja). Ale niesmak sytuacji pozostał. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - gemsa84 - 15 Lip 2010 a twoje jąkanie wynika z nieśmiałości czy masz je od dziecka? tzn czy zawsze się jąkasz czy tylko w stresujących sytuacjach? niby uratowany, no ale właśnie, niesmak pozostał...nie myśl teraz o tej sytuacji bo po co sie dobijać, skoro i tak czasu nie cofniesz. Lepiej skup się na tym, co robić w takich momentach, co mówić, jak sie zachować, żeby tego niesmaku nie było. Nie wiem, może rób sobie taki mały sprawdzian, wyobraź sobie w domu że spotykasz znajomego w autobusie i wymyśl o czym mógłbyś z nim rozmawiać. Potem wciel to w życie. W końcu sie przełamiesz...i nie będzie to cię aż tak stresowało. Tzn takie jest moje zdanie Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - soulja - 15 Lip 2010 ... Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - shalafi - 15 Lip 2010 gemsa84, jąkam się, gdy się stresuję. Oczywiście nie ma problemu, gdy gadam sam ze sobą albo np. z kotem. Im słabiej znam i lubię daną osobę, tym ryzyko zająknięcia większe (tak mi się wydaje). Jąkałem się już w podstawówce, ale wtedy nie miałem logofobii czy fobii społecznej. Te przyszły z czasem. Najgorsza jest nie sama wada wymowy, tylko to, że każdy (albo prawie każdy) blok odbieram jako osobistą porażkę. Perfekcjonizm to moje przekleństwo. soulja, wydaje mi się, że to ja, jako osoba młodsza, powinienem, z szacunku do tych sporo ode mnie starszych, pierwszy podejść. Ja, jak już wchodzę w relacje społeczne, to mam na uwadze savoir-vivre i takie tam. Oni, jeśli mnie zauważyli, pewnie coś sobie o mnie pomyśleli, a potem olali. Choć teoretycznie mogli podejść. Fizycznie możliwość była Tośka, ja właśnie czasem mam takie myśli, że chciałbym zacząć od nowa. Nawiązać zupełnie nowe znajomości. Tyle, że ja tak cholernie idealistycznie do tego podchodzę. Chcę, żeby wszystko szło po mojej myśli, a jak coś ma nie iść, to wolę się w ogóle za to nie zabierać. Chcę, żeby ludzie oceniali mnie za to, co mam w głowie. Nie za to, jak się ubieram, do jakich szkół chodziłem, z jakiej rodziny pochodzę i tym podobne. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - nataliya - 17 Lip 2010 Nie ma to jak jechać jednym autobusem/iść tą samą ulicą i udawać,że nie widzę znajomych.Mam to opanowane do perfekcji...szlag mnie trafia,bo boję się podejść i zagadać i najważniejsze o czym mam mówić? Parę razy się przełamałam(w ramach ćwiczeń nad pewnością siebie) i podchodziłam w tramwaju do koleżanek ze studiów i była katastrofa-najpierw standardowo powitanie i co słychać,parę zdań o niczym,a potem tematy się urywały i pozostawała niezręczna cisza.Chociaż najgorzej jest kiedy taka osoba jest w towarzystwie kogoś kogo nie znam.Nie wiem,czy mam podejść sama,bo skoro jest z kimś to może nie być zainteresowana moim towarzystwem.Z drugiej strony stać jak kołek i udawać,że sprawy nie ma też nie jest rozwiązaniem.Czasem po prostu wolę iść na piechotę niż jechać z kimś znajomym komunikacją miejską.To żałosne Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - Jas - 30 Lip 2010 soulja napisał(a):Nie zadręczaj się jednak, zawsze możesz twierdzić ,ze ich nie poznałeś.No właśnie. Sytuacja trochę dziwna, ja bym też nie podszedł. Gdybym był pewien, że ktoś z rodziny mnie poznał, to najwyżej skinąłbym głową i uśmiechnął się (jak chce, niech sam przyjdzie i wychodzi z inicjatywą). Gdybym nie był pewien, że mnie poznał, nie zrobiłbym nic, pewnie też odwróciłbym głowę udając, że nie poznaję. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - Muhomorniczy - 30 Lip 2010 Wszyscy powinni być już wychowani że jesteś unikający co jest twoim alibi w takich sytuacjach i niema się czym przejmować.Czasem się choroba na coś przyda, bo przecież i zdrowi ludzie nie przepadają często za takimi nieplanowanymi spotkaniami. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - slawomir - 29 Sie 2010 TEŻ UDAJE CZESTO ZE KOGOS NIE WIDZE, NIE WIEM CO ZROBIC JAK SIE ZACHOWAC WTEDY. SZCZEGOLNIE UNIKAM RODZINY Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - olka - 29 Sie 2010 Ja zrobilam tak raz- jechalam autobusem i wsiadl moj daleki wujek, do ktorego wstyd sie przyznac i nic nie powiedzialam. Oczywiscie, poszlo w swiat, ze on mnie widzial a ja nic nie powiedzialam. Rzucilam po prostu: nie zauwazylam go. Co do niezrecznych cisz- wystarczy powiedziec: milo bylo mi cie spotkac/zobaczyc/pogadac- trzymaj sie i do nastepnego razu. i sobie pojsc dalej (najlepiej miec ksiazke/sluchawki z muzyka, zeby udac albo naprawde sie czyms zajac). Ja przez caly autobus nie przeszlabym dla sredniej klasy znajomego, najwyzej jak bym zobaczyla to powiem czesc albo pomacham i tyle. Phi, kto powiedzial, ze za kazdym razem trzeba nawiazywac rozmowe? Chociaz ostatnio mam wrazenie, ze zaczepilam fobika, bo facet byl przerazony- podeszlam do niego, bo mial ze soba 3 cudne psy i chcialam je sobie obejrzec i porozmawiac o nich mialam wrazenie, ze facet wyjdzie z siebie i stanie obok, bo nie wiedzial o czym ze mna rozmawiac (jak mu nie zadawalam pytan). Chcialabym dodac jeszcze, ze jezeli 'zdrowy' rozmawia z 'fobikiem' to odczuwa to, ze druga strona sie meczy. I tez zaczyna sie meczyc. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - Quinto - 29 Sie 2010 Mam identyczne odczucia. Boje się własnej rodziny... jak gdzieś ją widzę, to uciekam, chowam się, nie chcę gadać. Oczywiście to nie tyczy się moich rodziców. Co do znajomych.. to dużo lepiej. Wiem, dziwne... Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - shalafi - 29 Sie 2010 olka napisał(a):Chcialabym dodac jeszcze, ze jezeli 'zdrowy' rozmawia z 'fobikiem' to odczuwa to, ze druga strona sie meczy. I tez zaczyna sie meczyc. Tylko pytanie, czy ja, jeśli już rozmawiam, mam czuć się winny z tego powodu, że kogoś zmęczyłem? Nie wydaje mi się, żeby zawsze było tak, jak piszesz. Na pewno są i tacy, którym z fobikami rozmawia się zupełnie "normalnie" (po części może dlatego, że tym drugim udaje się skutecznie zakamuflować swoje męczarnie - na terapii jąkania spotkałem się z opinią, że jestem "wyjątkowo spokojny" czemu oczywiście starałem się zaprzeczyć, ale chyba nikt mi nie uwierzył), a niektórzy "normalni" mogą wręcz preferować takie kontakty - z osobami, w towarzystwie których czują się kimś lepszym, bo są śmielsi, mogą się spokojnie wygadać itd. Ale m.in. dlatego nie lubię takich spotkań. Nie chcę męczyć innych swoją obecnością. Wolałbym zapaść się pod ziemię i stamtąd np. przysłuchiwać się rozmowie dwóch znajomych bądź nieznajomych, którzy na bank będą mieli wiele ciekawego do powiedzenia i ujmą to w atrakcyjne słowa. Lubię słuchać ludzi, nie cierpię sam udzielać się w rozmowach (mimo że czasem robię to spontanicznie), a zwłaszcza być o coś "z zaskoczenia" pytanym. Ostatnio na koncercie zauważyłem jedną znajomą z początku studiów. Omijałem ją szerokim łukiem, ona na moje szczęście albo mnie nie zauważyła, albo po prostu nie podeszła. Dla mnie istotne, że do spotkania nie doszło. Po co miałbym z nią rozmawiać? Dowiedziałbym się o tym, że ma męża/chłopaka, była już tu i tu za granicą, pracowała w takiej a takiej firmie, na takim a takim stanowisku i że ma takie a takie perspektywy zawodowe, aha, i że ma jeszcze jakichś tam znajomych, a z naszej byłej grupy utrzymuje kontakt z nim i z nim (po czym: "A co tam u ciebie słychać??"). Albo przynajmniej o jednej z tych rzeczy. Na pewno znalazłaby się choć jedna rzecz, którą w przeciwieństwie do mnie mogłaby się pochwalić. Mnie jak nic spadłaby samoocena, a słowa przeze mnie wymawiane przybrały postać bełkotu. To pewne. I bardziej niż to, jak moi rozmówcy się z tym czują, obchodzi mnie, jak ja się z tym czuję. A uczucie jest fatalne i dotyczy niestety większości z moich rozmów. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - olka - 30 Sie 2010 Shalafi, nie mialam na mysli, ze kogos zamecza, ale Wasz strach i brak komfortu czesto sie udziela. I czesto zdrowa osoba nie wie, o co chodzi. Ja nie mowie o tym, ze sie jakasz, pocisz, ale jesli w glowie masz mysli, ze prawie Cie torturuja podczas rozmowy to rozmowca to odbierze. Ja odczuwam emocje mojego rozmowcy- jak kazdy. Jezyk ciala mowi sam za siebie- i czy to fobik, czy osoba zdrowa wyczuwa sie kiedy ktos chce z nami rozmawaic a kiedy nie. Rozumiesz? Nie mowie, ze nas zameczacie, ale odczuwamy podobnie... bo emocje (szczegolnie te negatywne) sie udzielaja. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - shalafi - 30 Sie 2010 olka napisał(a):Wasz strach i brak komfortu czesto sie udziela. Jestem skłonny w to uwierzyć (serio), ale na jakiej podstawie tak twierdzisz? Często spotykasz ludzi, o których wiesz, że mają FS? Czy pisałaś ogólnie o osobach, powiedzmy, nietowarzyskich? olka napisał(a):bo emocje (szczegolnie te negatywne) sie udzielaja. Chyba, że fobik do perfekcji opracuje strategię duszenia ich w sobie, a z zewnątrz będzie wyglądał na osobę zdrową i pogodną. Myślę, że to wcale nie tak rzadkie zjawisko. Przynajmniej ja w kontaktach z ludźmi staram się nie okazywać swoich słabości. Do głowy nikt na szczęście mi nie zajrzy. Ale jeśli moje lęki czy obawy są aż tak widoczne i mogą być dla kogoś problemem - to jest co najmniej niepokojące. Ale żeby zakończyć bardziej optymistycznie - pozytywne emocje mogą się udzielać równie dobrze co negatywne A przynajmniej na tych pierwszych warto się koncentrować (i mam nadzieję, że kiedyś będę umiał to robić). Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - olka - 30 Sie 2010 Nie, mowie generalnie o osobach, ktore sa nietowarzyskie/ nie chca rozmawiac/ itp- ja wiem, kiedy ktos mnie nie slucha albo czuje sie niekomfortowo w moim towarzystwie. Jak facet o ktorym wspomnialam post czy dwa wczesniej. Nie ma sensu by dusic emocje w sobie, bo to tylko pogarsza sytuacje. Warto nauczyc sie to kontrolowac, ale nie dusic Tak, dobry humor sie udziela, ale prosciej popsuc humor niz poprawic Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - lothlorien - 03 Paź 2010 Kiedy tak czytam wasze historie to tak jakbym czytała o sobie. Strasznie męczy mnie takie udawanie że nie widzę znajomych, zwłaszcza tych z którymi byłaby jeszcze szansa porozmawiać. Odwracam wzrok, skupiam się na swojej komórce byleby ich nie "zauważyć", byle by oni nie zauważyli mnie. Gdy tak się stanie mówie po prostu "cześć" i ide dalej. Na pewno sama nie podchodzę i nie zagaduje. Cieżko mi się przełamać aby to zrobić, a podobnie jak ktoś wcześniej napisał traktuje to jako porażkę. Gdzies kiedys usłyszałam ze aby człowiek czuł się zadowolony musi wypowiadać dziennie pewną dawkę słów. Ja wypowiadam ich bardzo mało. W zasadzie na palcach jednej ręki mogę wyliczyć osoby z którymi moge swobodnie, bez lęku porozmawiać. Sa to osoby mi bliskie. Chyba sama utrudniam innym do siebie dostęp. Zawsze wydawało mi się że inni nie chą poznać mnie, a niedawno usłyszałam od przyjaciółki że jest właśnie na odwrót. Ale uważam że to zamknięte koło i cieżko jest to rozstrzygnąć. Fajnie byłoby tak bez lęku chociażby w tym nieszczęsnym MPK porozmawiać sobie z jakąś miłą osobą, nawet niezbyt dobrym znajomym i wogóle miec chęć do tego żeby poznawać ludzi. Tyle że traktuje takie coś z góry. A no bo co taka zdawkowa rozmowa typu co u Ciebie może mi dać? Przecież i tak nie stanie się ta osoba moim przyjacielem, nie umówie się z nią to po co słuchać o jej życiu i opowiadać jej o sobie.??? Mam z tym problem ale mysle że tkwi on w jakich złych schematach poznawczych. Bo tak na prawde takie rozmowy moga być ciekawe i nie należy od razu sądzić ze nie ma się nic do powiedzenia. Nie wiem czy wy też tak macie że nie wiecie o czym rozmawiać, co by tu jeszcze spytać. Być może po prostu wynika to z braku zainteresowania światem i innymi. Woilimy sie zadręczać swoimi problemami. Fajnie było by nie czuć cholernego lęku. I czuć prawdziwa sympatię do ludzi. A właśnie czy wy też tak za bardzo ich nie lubicie? Ja mam tak ze niewielu jest ludzi których tak naprawdę z reką na sercu głęboko w duszy moge powiedzieć że lubie. Heh ale to zapewne dlatego ze ich nie znam. Jest tez typ człowieka przy którym czuje się swobodniej niż przy innych. Re: Przypadkowe spotkania na ulicy i lęk z nimi związany - lothlorien - 03 Paź 2010 Spectator: Gdybyśmy mieli o czym rozmawiać to nie czulibyśmy lęku, z tej racji ze byłyby te osoby nam mniej obojętne. Więc może przyczyna nie tkwi do konca w lęku tylko w braku tematu. Więc co było pierwsze- lęk a potem brak tematu czy brak tematu a potem lęk? Jajko czy kura. Wiem oczywiście jaka jest odpowiedz, zreszta już napisałes ze brak tematu to objaw a lęk przyczyna, ale gdyby się tak głębiej zastanowić...? To właściwie dlaczego jedne osoby stały się nam bliższe od innych, co nas połączyło? właśnie wraz ze wzrostem tematów ten lęk się zmniejszał, aż do momentu gdy uznaliśmy osobe za bliską. Chociaż może i piernicze głupoty późno już więc wybaczcie |