06 Sie 2016, Sob 3:10, PID: 563893
Pytanie jak w temacie bo w sumie sama już nie wiem Chodzi mi głównie o to czy moja sytuacja bardziej może wynikać z lęku i strachu czy może już oznaczać awersję seksualną?
O sobie mogę powiedzieć, że ogólnie niespecjalnie przepadam za bliskością fizyczną. Głównie jest to chyba spowodowane bliżej (a raczej w ogóle) nieokreślonym lękiem przed znalezieniem się w tego typu sytuacjach. Także tym, że ja po prostu nie lubię okazywać takiej bliskości (traktuję to jako pewnego rodzaju okazanie słabości, że muszę na kimś polegać, że potrzebuję wsparcia drugiego człowieka). To znaczy jakieś przytulenie na przywitanie czy z okazji dajmy na to Nowego Roku - okej, nie mam nic przeciwko temu bo to i tak tylko chwilowe i takie dosyć mechaniczne. Ale jeśli miałoby to ode mnie zależeć to sama z siebie nie inicjowałabym tego typu gestów (co najwyżej baardzo odświętnie jak już). Po prostu jakoś nie czuję potrzeby, żeby to robić.
Natomiast o wszelkiej bliskości fizycznej z ewentualnie potencjalnym partnerem myślę z jednym wielkim strachem ale i jednocześnie niechęcią właśnie. Współżycia w ogóle sobie nie wyobrażam, wręcz wolałabym tego nie robić. Po prostu jakoś nie chcę, mam wrażenie, że to jest jakiś spoczywający na mnie ciężar (bo facet będzie prędzej czy później o to zabiegał). Poza tym tak jak wcześniej pisałam - dla mnie to takie pokazanie, że kogoś potrzebuję, że zaufałam tej drugiej osobie, a przecież powinnam sobie dać radę bez niej. I pokazuję tą słabość tej drugiej osobie, która może to potem nie wiem, wykorzystać w jakiś sposób albo poczuć się ode mnie lepsza?
Inna też sprawa, że ja w ogóle boję się chłopaków w mniej więcej moim wieku. Chodzi mi o kontakty w rzeczywistości bo pisanie w internecie nie sprawia mi problemu. Nie wiem jak z nimi postępować, jak z nimi rozmawiać czy się zachowywać w ich obecności (znalezienie się sam na sam z chłopakiem od razu budzi we mnie dyskomfort i chęć natychmiastowej ucieczki i uspokojenia nerwów). Mam ponad 20 lat a nigdy nie miałam nawet bliższego kolegi (nie mówiąc już o jakimś przyjacielu czy chłopaku). Nie czuję jakiejś nienawiści do płci męskiej tylko pewien rodzaj obaw i strachu, dlatego wolę nie wdawać się w jakieś dłuższe rozmowy z facetami czy jakieś randki itp.
Nigdy nie miałam też jakiś przykrych doświadczeń typu molestowanie seksualne więc generalnie nie wiem, jaka może być przyczyna tego stanu rzeczy i czy starać się jakoś zmienić swoje podejście czy uznać, że jestem jedną z nielicznych osób, które tej bliskości zwyczajnie "nie czują"?
O sobie mogę powiedzieć, że ogólnie niespecjalnie przepadam za bliskością fizyczną. Głównie jest to chyba spowodowane bliżej (a raczej w ogóle) nieokreślonym lękiem przed znalezieniem się w tego typu sytuacjach. Także tym, że ja po prostu nie lubię okazywać takiej bliskości (traktuję to jako pewnego rodzaju okazanie słabości, że muszę na kimś polegać, że potrzebuję wsparcia drugiego człowieka). To znaczy jakieś przytulenie na przywitanie czy z okazji dajmy na to Nowego Roku - okej, nie mam nic przeciwko temu bo to i tak tylko chwilowe i takie dosyć mechaniczne. Ale jeśli miałoby to ode mnie zależeć to sama z siebie nie inicjowałabym tego typu gestów (co najwyżej baardzo odświętnie jak już). Po prostu jakoś nie czuję potrzeby, żeby to robić.
Natomiast o wszelkiej bliskości fizycznej z ewentualnie potencjalnym partnerem myślę z jednym wielkim strachem ale i jednocześnie niechęcią właśnie. Współżycia w ogóle sobie nie wyobrażam, wręcz wolałabym tego nie robić. Po prostu jakoś nie chcę, mam wrażenie, że to jest jakiś spoczywający na mnie ciężar (bo facet będzie prędzej czy później o to zabiegał). Poza tym tak jak wcześniej pisałam - dla mnie to takie pokazanie, że kogoś potrzebuję, że zaufałam tej drugiej osobie, a przecież powinnam sobie dać radę bez niej. I pokazuję tą słabość tej drugiej osobie, która może to potem nie wiem, wykorzystać w jakiś sposób albo poczuć się ode mnie lepsza?
Inna też sprawa, że ja w ogóle boję się chłopaków w mniej więcej moim wieku. Chodzi mi o kontakty w rzeczywistości bo pisanie w internecie nie sprawia mi problemu. Nie wiem jak z nimi postępować, jak z nimi rozmawiać czy się zachowywać w ich obecności (znalezienie się sam na sam z chłopakiem od razu budzi we mnie dyskomfort i chęć natychmiastowej ucieczki i uspokojenia nerwów). Mam ponad 20 lat a nigdy nie miałam nawet bliższego kolegi (nie mówiąc już o jakimś przyjacielu czy chłopaku). Nie czuję jakiejś nienawiści do płci męskiej tylko pewien rodzaj obaw i strachu, dlatego wolę nie wdawać się w jakieś dłuższe rozmowy z facetami czy jakieś randki itp.
Nigdy nie miałam też jakiś przykrych doświadczeń typu molestowanie seksualne więc generalnie nie wiem, jaka może być przyczyna tego stanu rzeczy i czy starać się jakoś zmienić swoje podejście czy uznać, że jestem jedną z nielicznych osób, które tej bliskości zwyczajnie "nie czują"?