09 Sty 2009, Pią 12:07, PID: 108724
No tak tutaj mamy nasz kolejny problem jaki wynika z fobii społecznej, całkiem o nim zapomniałam ale spiszę go sobie do notatek
Ja także mam ten kłopot. Prawko zdałam 3 lata temu, za drugim razem. Nie chcę mówić nawet jaki był to stres... Ogromny plac, masa ludzi zerkających na innych, podśmiewanie się i na dodatek egzaminatorzy z niezwykle srogimi minami... testy oczywiście zdałam bez problemu choć też kosztowały mnie masę stresu, bo bałam się że źle coś przycisnę na tym sprzęcie do zaznaczania pytań (nie wiem czy każdy miał taki więc opisze go jako taki, który wygląda identycznie jak czytnik kart kredytowych w sklepach), ręce miałam całe spocone, wiedziałam że znam odpowiedź ale powtarzałam ją sto razy a potem celowałam powoli w przyciski (musiało to wyglądać komicznie), pamiętam że jeden przycisk po naciśnięciu kończył egzamin i jak ktoś go za wcześnie niechcący nacisnął to było po nim. Oczywiście ja sobie to wzięłam do serca i cały egzamin oglądałam swoje łokcie i dłonie czy aby przypadkiem nie nacisnę owego klawisz bodajże "stop". Wszystko zakończyło się pomyślnie, wyszłam stamtąd, ogłosili wyniki i czułam wielką ulgę. Bałam się, że wrócę do domu i będzie wstyd, że nie zdałam testów (bo to, że nie zdam jazdy było dla mnie 100 procent pewne). Byłam wyczerpana tymi nerwami, chciało mi się już spać no ale czekała mnie jazda...
pierwszy egzamin po tym stresie pisemnego oblałam w sumie mogę powiedzieć "specjalnie". Wsiadam do auta (super nowe punto a na placu jeździłam jakimś trupem), sprzęgło było czulsze bardziej niż sobie mogłam wyobrazić więc wpadłam w panikę. Zerkam w lewo a tam cała masa ludzi na mnie patrzy... pomyślałam "muszę stąd jak najszybciej wyjść" nie zależało mi ani trochę na zdaniu więc wyszłam bo z nerwów najechałam poza linię...
Drugi raz był niesamowicie stresujący ale byłam na lekach uspakajających babci (do dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć jakich, być może relanium) i jakoś cudem na placu poszło...na mieście coś zagadywałam do faceta, bo mimo fobii jestem towarzyska, albo raczej gadaniem często rozładowywałam to napięcie i krępację "ciszy". W każdym bądź razie zdałam. Wyczerpana wróciłam do domu.
Dodam, że zawsze marzyłam o prawku i chciałam strasznie jeździć. Jak je dostałam to wyjechałam 2 lub 3 razy raz z siostrą (panikarą) i raz z tatą. Jechałam cała w nerwach, bałam się że będą mi mówić że to źle robię, to tamto źle itd. Panicznie bałam się obserwacji (co jest oczywistym elementem FS). jak jechałam to myślałam o tym, że wszyscy mnie obserwują i wiedzą że się denerwuje... katorga. Ale chciałam jeździć, niestety chwilę potem zmarł mój tata, a to z nim planowałam jeździć i tak skończyłam karierę kierowcy... Zamknęłam się w sobie. Najgorsze jest to, że każdy się pyta czemu nie jeżdżę itd. Ktoś tam się oferuje że ze mną pojeździ ale ja choć bardzo chcę to nie mogę się przełamać, bo udaję że sama zacznę jak będę chciała... Pomyślałam sobie, że jedyną radą byłoby zacząć jeździć z kimś kto będzie myślał że nie mam prawka i wtedy nie będę się tak stresować. Zobaczymy jak to będzie... ale fakt jest jeden: im częściej i im więcej unikamy danych sytuacji tym są one trudniejsze do przełamania. Na tym opiera się niestety większość naszych zachowań. W każdym razie cieszę się, że mam ten papierek, bo nie będę musiała już przechodzić takiego stresu i liczę, że znajdę kogoś z kim pojeżdżę i w końcu wyjadę na drogę... Ale jak wiemy to ciężko znaleźć wyrozumiałe osoby.
Trzymam za Was kciuki =)
Chyba już za dużo przynudziłam
Ja także mam ten kłopot. Prawko zdałam 3 lata temu, za drugim razem. Nie chcę mówić nawet jaki był to stres... Ogromny plac, masa ludzi zerkających na innych, podśmiewanie się i na dodatek egzaminatorzy z niezwykle srogimi minami... testy oczywiście zdałam bez problemu choć też kosztowały mnie masę stresu, bo bałam się że źle coś przycisnę na tym sprzęcie do zaznaczania pytań (nie wiem czy każdy miał taki więc opisze go jako taki, który wygląda identycznie jak czytnik kart kredytowych w sklepach), ręce miałam całe spocone, wiedziałam że znam odpowiedź ale powtarzałam ją sto razy a potem celowałam powoli w przyciski (musiało to wyglądać komicznie), pamiętam że jeden przycisk po naciśnięciu kończył egzamin i jak ktoś go za wcześnie niechcący nacisnął to było po nim. Oczywiście ja sobie to wzięłam do serca i cały egzamin oglądałam swoje łokcie i dłonie czy aby przypadkiem nie nacisnę owego klawisz bodajże "stop". Wszystko zakończyło się pomyślnie, wyszłam stamtąd, ogłosili wyniki i czułam wielką ulgę. Bałam się, że wrócę do domu i będzie wstyd, że nie zdałam testów (bo to, że nie zdam jazdy było dla mnie 100 procent pewne). Byłam wyczerpana tymi nerwami, chciało mi się już spać no ale czekała mnie jazda...
pierwszy egzamin po tym stresie pisemnego oblałam w sumie mogę powiedzieć "specjalnie". Wsiadam do auta (super nowe punto a na placu jeździłam jakimś trupem), sprzęgło było czulsze bardziej niż sobie mogłam wyobrazić więc wpadłam w panikę. Zerkam w lewo a tam cała masa ludzi na mnie patrzy... pomyślałam "muszę stąd jak najszybciej wyjść" nie zależało mi ani trochę na zdaniu więc wyszłam bo z nerwów najechałam poza linię...
Drugi raz był niesamowicie stresujący ale byłam na lekach uspakajających babci (do dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć jakich, być może relanium) i jakoś cudem na placu poszło...na mieście coś zagadywałam do faceta, bo mimo fobii jestem towarzyska, albo raczej gadaniem często rozładowywałam to napięcie i krępację "ciszy". W każdym bądź razie zdałam. Wyczerpana wróciłam do domu.
Dodam, że zawsze marzyłam o prawku i chciałam strasznie jeździć. Jak je dostałam to wyjechałam 2 lub 3 razy raz z siostrą (panikarą) i raz z tatą. Jechałam cała w nerwach, bałam się że będą mi mówić że to źle robię, to tamto źle itd. Panicznie bałam się obserwacji (co jest oczywistym elementem FS). jak jechałam to myślałam o tym, że wszyscy mnie obserwują i wiedzą że się denerwuje... katorga. Ale chciałam jeździć, niestety chwilę potem zmarł mój tata, a to z nim planowałam jeździć i tak skończyłam karierę kierowcy... Zamknęłam się w sobie. Najgorsze jest to, że każdy się pyta czemu nie jeżdżę itd. Ktoś tam się oferuje że ze mną pojeździ ale ja choć bardzo chcę to nie mogę się przełamać, bo udaję że sama zacznę jak będę chciała... Pomyślałam sobie, że jedyną radą byłoby zacząć jeździć z kimś kto będzie myślał że nie mam prawka i wtedy nie będę się tak stresować. Zobaczymy jak to będzie... ale fakt jest jeden: im częściej i im więcej unikamy danych sytuacji tym są one trudniejsze do przełamania. Na tym opiera się niestety większość naszych zachowań. W każdym razie cieszę się, że mam ten papierek, bo nie będę musiała już przechodzić takiego stresu i liczę, że znajdę kogoś z kim pojeżdżę i w końcu wyjadę na drogę... Ale jak wiemy to ciężko znaleźć wyrozumiałe osoby.
Trzymam za Was kciuki =)
Chyba już za dużo przynudziłam