03 Sty 2010, Nie 12:33, PID: 191886
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03 Sty 2010, Nie 12:39 przez alken.)
Dzięki, że ktoś to czyta. Poradzicie coś?
Nie będę się z nikim kolegować, bo wszyscy poza tym przyjacielem ,,kumplują" sie ze mną tylko, ze względu na naukę. Zbliża się liceum. Chyba liceum. Zależy wszystko od egzaminy. Tyle tylko, że z moją chorobą nie umiem pisać egzaminów. Za dużo ludzi w jednym pomieszczeniu. Nawet na egzmainie szóstoklasisty sie to objawiło. Ja z drugą średnią w szkole dopiero 20 wynik w szkole - 32 punkty. Ledwo mnie do gimnazjum wciągnęli. Oczywiście po wynikach komentarze jaki to jesteś głupi, coś źle zrobił, poćwicz następnym razem. Teraz będzie podobnie, bo nie umiem myśleć, gdy wokół mnie jest więcej niż 50 osób. W kościele też nie myślę, uciekam w marzenia i w nierealny świat. Gdy spędzę czas z dziewczyną, to po 5 mniutach mówi ona, że isę nudzi, że jestem beznadziejny. I to prawda. Bo się nie umiem zachować. Wczoraj jak na spotkaniu jej rodziców z moimi poprosiłem ją o kartkę. I na niej zapisywałem wszystkie moje myśli. Oczywiście wyzwała mnie od itiotów, a ja nie mogłem przestać. Potem jeszcze rysowałem linie, pisałem bezwartościowe słowa. Aż powstała cała zamazana liniami kartka. Takich kartek w domu mam chyba ze 100. Nie mogę przestać. Oprócz tego regularnie się biję, by jakoś siebie ukarać za moje zachowanie. Wtedy nie jestem sobą. Ale, chyba jestem. Nie boję sie tego, że coś sobie robię. Już mnie dwa razy ktoś napadł, i nawet nie wie jaką mi radość sprawił! Kocham ból, kocham cierpienie! Tak mnie to podnieca, jest to coś co podtrzymuje mnie przy życiu. Cel mój przerazl się w bycie bezdomnym i po 2 dniach umrzeć. Taki bezdomny to jest samotny. A ja nie umiał bym żebrać i bym zginął po 2 dniach. I dobrze. Moje życie nie ma wartości. Wieczna presja rodziców, nauczycieli, rówieśników. Ja już nie wyrabiam. Mam jakieś tii, zachowania nienormalne. Na przykład gwałtowne ruchy ręki, wykrzywianie się, skurcze mięsni. Moim marzeniem jest bycie sam gdzieś daleko, nie pracowanie. To po co sie uczę? Od 3 lat nie bralem udzialu w zadnym konkursie, mimo, że w podstawowce było dużo tego. Przepraszam brałem, w robieniu prezentacji mulitmedialnych. Jednyny konkurs bez ludzi. Po co staram sie o oceny? Bo posaidam chorą ambicję. Jak już coś robie musi to być perfecte. Mimo, że sie wykańczam to i tak to musi być wpsaniałe co robię.
Wiem, że tu jestem wśród osób, którzy mogą mnie zrozumieć i pomóc.
Bo już nie wiem co robić. Do szkoły jestem przymuszany by chodzić. Bo gdy nie pójdę to rodzice sie złoszczą, wściekają, wnerwiają sie na mnie.
Nie będę się z nikim kolegować, bo wszyscy poza tym przyjacielem ,,kumplują" sie ze mną tylko, ze względu na naukę. Zbliża się liceum. Chyba liceum. Zależy wszystko od egzaminy. Tyle tylko, że z moją chorobą nie umiem pisać egzaminów. Za dużo ludzi w jednym pomieszczeniu. Nawet na egzmainie szóstoklasisty sie to objawiło. Ja z drugą średnią w szkole dopiero 20 wynik w szkole - 32 punkty. Ledwo mnie do gimnazjum wciągnęli. Oczywiście po wynikach komentarze jaki to jesteś głupi, coś źle zrobił, poćwicz następnym razem. Teraz będzie podobnie, bo nie umiem myśleć, gdy wokół mnie jest więcej niż 50 osób. W kościele też nie myślę, uciekam w marzenia i w nierealny świat. Gdy spędzę czas z dziewczyną, to po 5 mniutach mówi ona, że isę nudzi, że jestem beznadziejny. I to prawda. Bo się nie umiem zachować. Wczoraj jak na spotkaniu jej rodziców z moimi poprosiłem ją o kartkę. I na niej zapisywałem wszystkie moje myśli. Oczywiście wyzwała mnie od itiotów, a ja nie mogłem przestać. Potem jeszcze rysowałem linie, pisałem bezwartościowe słowa. Aż powstała cała zamazana liniami kartka. Takich kartek w domu mam chyba ze 100. Nie mogę przestać. Oprócz tego regularnie się biję, by jakoś siebie ukarać za moje zachowanie. Wtedy nie jestem sobą. Ale, chyba jestem. Nie boję sie tego, że coś sobie robię. Już mnie dwa razy ktoś napadł, i nawet nie wie jaką mi radość sprawił! Kocham ból, kocham cierpienie! Tak mnie to podnieca, jest to coś co podtrzymuje mnie przy życiu. Cel mój przerazl się w bycie bezdomnym i po 2 dniach umrzeć. Taki bezdomny to jest samotny. A ja nie umiał bym żebrać i bym zginął po 2 dniach. I dobrze. Moje życie nie ma wartości. Wieczna presja rodziców, nauczycieli, rówieśników. Ja już nie wyrabiam. Mam jakieś tii, zachowania nienormalne. Na przykład gwałtowne ruchy ręki, wykrzywianie się, skurcze mięsni. Moim marzeniem jest bycie sam gdzieś daleko, nie pracowanie. To po co sie uczę? Od 3 lat nie bralem udzialu w zadnym konkursie, mimo, że w podstawowce było dużo tego. Przepraszam brałem, w robieniu prezentacji mulitmedialnych. Jednyny konkurs bez ludzi. Po co staram sie o oceny? Bo posaidam chorą ambicję. Jak już coś robie musi to być perfecte. Mimo, że sie wykańczam to i tak to musi być wpsaniałe co robię.
Wiem, że tu jestem wśród osób, którzy mogą mnie zrozumieć i pomóc.
Bo już nie wiem co robić. Do szkoły jestem przymuszany by chodzić. Bo gdy nie pójdę to rodzice sie złoszczą, wściekają, wnerwiają sie na mnie.