04 Lut 2010, Czw 6:08, PID: 195165
Kiedyś strasznie lubiałem przeżywać nieszczęścia... strasznie byłem zadowolony gdy się o jakimś dowiedziałem... zadowolony w takim sensie, że skoro ja jestem smutny to jak się dowiedziałem, że ktoś inny też to tak jakby mi lepiej było, nie wiem raźniej?
I strasznie lubiałem słuchać jak ktoś biadolił jaki to świat zły, jak ktoś go skrzywdził...
zawsze widziałem siebie jako wybawiciele tej osoby Jakoś było tak, że uważałem, że skoro jestem samotny smutny, bez znajomych i w dodatku wyśmiany, z fobią i bojący się zrobić cokolwiek by to zmienić to sprawiało mi przyjemność rozczulanie się nad zmartwieniami innych... jakoś taki spokojniejszy byłem wtedy, ale kiedy np dowiedziałem się, że ktoś kto był smutny znowu jest wesoły... to co prawda mówiłem coś typu "no widzisz, jest fajnie znów" ale już wiedziałem, że chce mi się ryczeć...
bo ktoś jest znowu wesoły, a ja nie... no i ryczałem, słuchałem smutnych piosenek i tak ciągle...
Ehhh naszczęście przeszło mi
I strasznie lubiałem słuchać jak ktoś biadolił jaki to świat zły, jak ktoś go skrzywdził...
zawsze widziałem siebie jako wybawiciele tej osoby Jakoś było tak, że uważałem, że skoro jestem samotny smutny, bez znajomych i w dodatku wyśmiany, z fobią i bojący się zrobić cokolwiek by to zmienić to sprawiało mi przyjemność rozczulanie się nad zmartwieniami innych... jakoś taki spokojniejszy byłem wtedy, ale kiedy np dowiedziałem się, że ktoś kto był smutny znowu jest wesoły... to co prawda mówiłem coś typu "no widzisz, jest fajnie znów" ale już wiedziałem, że chce mi się ryczeć...
bo ktoś jest znowu wesoły, a ja nie... no i ryczałem, słuchałem smutnych piosenek i tak ciągle...
Ehhh naszczęście przeszło mi