16 Mar 2010, Wto 2:22, PID: 199032
Ja jestem zdania, że należy iść do psychiatry. Psychiatra to lekarz i ma za zadanie cię wyleczyć, psycholog najwyżej trochę pogada o niczym - taki przyjaciel za pieniądze.
Zraziłem się do psychologów, bo żaden z nich nie traktował mnie poważnie. Ja tu się wywnętrzam, obiecuję, że za parę dni nie wytrzymam i popełnię samobójstwo, a kobieta mi na to, że skoro wytrzymałem 10 lat, to kolejny miesiąc też dam radę. Normalnie łapy odpadają. Miałem wtedy ochotę naprawdę popełnić samobójstwo, żeby jej pokazać, że mówię poważnie. (A na nagrobku kazałbym sobie wykuć słowa "a nie mówiłem?" ).
Wszyscy psycholodzy bagatelizowali moje słowa i miałem wrażenie, że po prostu tracę czas. Poza tym psycholodzy nie mówią "od siebie", tylko często stosują wyuczone formułki, które po pewnym czasie można sobie odtworzyć z pamięci . Z góry wiedziałem, co psycholog odpowie na moje słowa, jakbym gadał z maszyną.
Psychologia to oddziaływanie na uczucia, z definicji nielogiczne, więc jeżeli ma się zbyt racjonalne podejście do życia, to psychologia nie zadziała.
Ale nie przekreślam psychologii jako całości. Są ludzie, którym pomogła.
Co innego psychiatra. Oni najpierw cię zbadają a potem skierują na właściwe leczenie (którym może być rozmowa z psychologiem). Psychiatrzy nie lubią przepisywać leków, widocznie boją się narkomanów. Trzeba psychiatrę przekonać, że naprawdę jesteś chory, co nie jest łatwe.
Mi się udało przekonać drugą lekarz z kolei. Przepisała mi citalopram, który bardzo mi pomógł - nagle wszystkie moje egzystencjalne rozterki stały się nieważne, zrobiło mi się wszystko jedno. Ale od leku nie można wymagać więcej. Grunt, że lek usunął coś, co nazywałem "bólem", takie straszne niemal fizyczne uczucie jakby łaskotania w kościach.
Nie można poprzestać na leczeniu. Trzeba przede wszystkim zmienić w swoim życiu to, co powoduje chorobę.
Zraziłem się do psychologów, bo żaden z nich nie traktował mnie poważnie. Ja tu się wywnętrzam, obiecuję, że za parę dni nie wytrzymam i popełnię samobójstwo, a kobieta mi na to, że skoro wytrzymałem 10 lat, to kolejny miesiąc też dam radę. Normalnie łapy odpadają. Miałem wtedy ochotę naprawdę popełnić samobójstwo, żeby jej pokazać, że mówię poważnie. (A na nagrobku kazałbym sobie wykuć słowa "a nie mówiłem?" ).
Wszyscy psycholodzy bagatelizowali moje słowa i miałem wrażenie, że po prostu tracę czas. Poza tym psycholodzy nie mówią "od siebie", tylko często stosują wyuczone formułki, które po pewnym czasie można sobie odtworzyć z pamięci . Z góry wiedziałem, co psycholog odpowie na moje słowa, jakbym gadał z maszyną.
Psychologia to oddziaływanie na uczucia, z definicji nielogiczne, więc jeżeli ma się zbyt racjonalne podejście do życia, to psychologia nie zadziała.
Ale nie przekreślam psychologii jako całości. Są ludzie, którym pomogła.
Co innego psychiatra. Oni najpierw cię zbadają a potem skierują na właściwe leczenie (którym może być rozmowa z psychologiem). Psychiatrzy nie lubią przepisywać leków, widocznie boją się narkomanów. Trzeba psychiatrę przekonać, że naprawdę jesteś chory, co nie jest łatwe.
Mi się udało przekonać drugą lekarz z kolei. Przepisała mi citalopram, który bardzo mi pomógł - nagle wszystkie moje egzystencjalne rozterki stały się nieważne, zrobiło mi się wszystko jedno. Ale od leku nie można wymagać więcej. Grunt, że lek usunął coś, co nazywałem "bólem", takie straszne niemal fizyczne uczucie jakby łaskotania w kościach.
Nie można poprzestać na leczeniu. Trzeba przede wszystkim zmienić w swoim życiu to, co powoduje chorobę.