27 Mar 2012, Wto 21:46, PID: 296484
Marciano,
Ty nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Ja nikomu nic nie zarzucam, tylko sobie. Chodzi o to, że rozmowa się kończy na czyimś "aha", mimo że ja powinnam ją pociągnąć, czyli można wywnioskować, że się kończy "aha, nie masz nic do powiedzenia" - właśnie tak się prezentuję.
Ale akurat fragment, który zacytowałeś dotyczy czegoś innego niż zainteresowania, np. "podobno w radiu jest ciekawa audycja o...", ja o nic nie pytam. Nie dlatego, że mnie to nie interesuje, głupio się czuję, że jeszcze nie znam tej audycji i jakoś sztucznie brzmią moje ewentualne pytania. W ogóle zapadam się w czarną dziurę.
Nie chodzi też o brak zainteresowań, ok - ja nie czytam książki X, a książkę Y. Nawet jeśli książka Y jest bardziej ceniona od X, to uważam w danym momencie, że jest na odwrót, że ja mam zainteresowania, o których nie warto mówić, więc nie mówię. I że właściwie to nic nie wiem.
W sprzyjających okolicznościach nawijam o jakimś zagadnieniu bez końca, a o tym samym przy kimś bardzo pewnym siebie - zero, czuję, że nie mam nic do powiedzenia i właściwie przytakuję temu komuś.
Plus to co pisze Turkusowa - właśnie ostatnio miałam spór na temat języka ze starszą babką. Mam przemyślane zdanie na ten temat i masę argumentów. Wtedy wolno mi przychodziły do głowy, a jak już przyszły - "nie no, to żaden argument, bez sensu myślę, ona ma rację". Dodam, że językoznawcy stoją po mojej stronie, a właściwie to ja po ich.
Akurat wtedy inni mieli podobne zdanie do mojego i to jest śmieszne, że osoby, które w tym temacie nie siedzą powiedziały znacznie więcej, a ja jak czerwona niemowa
Dodam, że najczęściej pojawiające się tematy to moje zainteresowania, ale oczywiście nawet w temacie prostym (np. zwierzęta), gdy akurat inni się mylą, ja milczę lub nawet zapytana przytakuję.
W towarzystwie nie powiem, że kot nie powinien pić mleka. Nie no to już pełen ostracyzm. Kotecek bez mlesia
W trakcie spotkania jestem jakby w innym wymiarze.
Ty nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Ja nikomu nic nie zarzucam, tylko sobie. Chodzi o to, że rozmowa się kończy na czyimś "aha", mimo że ja powinnam ją pociągnąć, czyli można wywnioskować, że się kończy "aha, nie masz nic do powiedzenia" - właśnie tak się prezentuję.
Ale akurat fragment, który zacytowałeś dotyczy czegoś innego niż zainteresowania, np. "podobno w radiu jest ciekawa audycja o...", ja o nic nie pytam. Nie dlatego, że mnie to nie interesuje, głupio się czuję, że jeszcze nie znam tej audycji i jakoś sztucznie brzmią moje ewentualne pytania. W ogóle zapadam się w czarną dziurę.
Nie chodzi też o brak zainteresowań, ok - ja nie czytam książki X, a książkę Y. Nawet jeśli książka Y jest bardziej ceniona od X, to uważam w danym momencie, że jest na odwrót, że ja mam zainteresowania, o których nie warto mówić, więc nie mówię. I że właściwie to nic nie wiem.
W sprzyjających okolicznościach nawijam o jakimś zagadnieniu bez końca, a o tym samym przy kimś bardzo pewnym siebie - zero, czuję, że nie mam nic do powiedzenia i właściwie przytakuję temu komuś.
Plus to co pisze Turkusowa - właśnie ostatnio miałam spór na temat języka ze starszą babką. Mam przemyślane zdanie na ten temat i masę argumentów. Wtedy wolno mi przychodziły do głowy, a jak już przyszły - "nie no, to żaden argument, bez sensu myślę, ona ma rację". Dodam, że językoznawcy stoją po mojej stronie, a właściwie to ja po ich.
Akurat wtedy inni mieli podobne zdanie do mojego i to jest śmieszne, że osoby, które w tym temacie nie siedzą powiedziały znacznie więcej, a ja jak czerwona niemowa
Dodam, że najczęściej pojawiające się tematy to moje zainteresowania, ale oczywiście nawet w temacie prostym (np. zwierzęta), gdy akurat inni się mylą, ja milczę lub nawet zapytana przytakuję.
W towarzystwie nie powiem, że kot nie powinien pić mleka. Nie no to już pełen ostracyzm. Kotecek bez mlesia
W trakcie spotkania jestem jakby w innym wymiarze.