18 Cze 2012, Pon 18:50, PID: 305094
Rozwód rodziców nałożył się na inne nieprzyjemne dla mnie wydarzenia. Zostałem z matką i jej rodzicami, choć to toksyczne środowisko (miałem ~10 lat i nie potrafiłem się postawić), które padało do stóp ojcu, dopóki mu się dobrze powodziło. Gdy zaczęły się problemy, matka za namową swej rodziny (rodzice i szwagier) rozbiła małżeństwo i zaczęła robić wszystko, by, cytuję słowa wypowiedziane do mojego młodszego brata, "wpakować tatusia do więzienia" (!), co toczy się ponad dekadę do dziś i niedługo ma ostatecznie się rozwiązać. Każdemu z naszej trójki rodzeństwa inaczej się to odbiło. Brat stał się wybitnie niepokorny i olewczy, często był też podpuszczany przez matkę przeciwko ojcu. Siostra stała cyniczna i egoistyczna, odłączyła się od ojcowskiej strony rodziny, choć do dnia widowiskowej wyprowadzki była "córeczką tatusia". Ja dałem o swoich konfliktach znać w najbardziej spektakularny sposób, bo kompletnie nie wiedziałem, do kogo się zwócić ze swymi problemami. Od tamtego czasu ojciec otoczył mnie opiekuńczym parasolem i traktuje zbyt protekcjonalnie, co mi niestety dalej szkodziło. Dusi go poczucie winy za mój stan i miłość rodzicielska go nieco zaślepiła. To podwaliny pod moje wszystkie obecne problemy. Kompleks męskości, niezrozumienie na linii ojciec-syn i marzenie założenia rodziny przy jednoczesnym braku przystosowania do tego, słowem - brak ojcowskiego wzoru na co dzień to efekty, które obecnie dręczą mnie najbardziej. Reszta jest trafnie opisana w powyższym artykule, niestety muszę się pod nim podpisać.