10 Kwi 2013, Śro 17:19, PID: 346583
Ja mam tak samo, ale przez większość czasu jakoś udaje mi się nad tym zapanować... Kiedy jednak się zacznę nakręcać, to koniec, już mam za sobą zwalnianie się z pracy i jazdę do chłopaka, bo nie odbierał telefonu, i łażenie po mieście pół nocy w poszukiwaniu "zaginionego"... Jak sobie z tym radzę? Blokuję wszelkie pojawiające się myśli, co się mogło stać. Jak tylko zacznie mi się wizualizować jakaś możliwa sytuacja, to się zaczyna koszmar... Więc o tym zwyczajnie nie myślę, a jak tylko zacznę, to BAM, daję sobie wirtualnego kopniaka i zaczynam zajmować się czymś innym. Do tego powtarzam sobie, że co ma być to będzie i nie mam na to wpływu, żadnego.
Rada:
- wyobrażać sobie same dobre scenariusze; np. mama nie odbiera telefonu długo -> na pewno zostawiła go w innym pokoju i nie słyszy; rodzina wyjezdza gdzies samochodem -> tata jest dobrym kierowcą, wszystko będzie dobrze, wypadki zdarzają się szaleńczym debilom; mama wychodzi z domu -> to nie Sajgon, ludzie chodzą normalnie ulicami i nic im się nie dzieje, jak wyszła tak i wróci, kosmici raczej jej nie porwą; chłopak długo nie wraca do domu -> zatrzymało go coś dłużej w pracy, zagadał się z kolegami, spotkał po drodze znajomego i poszli na piwo, autobus mu uciekł i idzie piechotą...
- zrozumieć, że nie masz na nic wpływu. Z losem nie wygrasz, co ma być to będzie. Jeśli ktoś z twoich bliskich ma któregoś dnia zginąć w wypadku, to znaczy, że takie jest jego przeznaczenie, że taka jest jego rola we wszechświecie, i że skoro tak ma być to tak będzie i nic na to nie poradzisz. Kłócenie się z losem/Bogiem jest bez sensu, bo są sprawy, których nie pojmujemy i na które nie mamy wpływu. Wiedza i pogodzenie się z nią, że los naszych najbliższych jest w ich a nie naszych rękach, i zwolnienie nas z odpowiedzialności za cudzy los, przynosi ulgę i uwalnia od przytłaczającego obowiązku kontrolowania i pilnowania wszystkich wokół.
- wyjechać na miesiąc za granicę na jakiś bardzo zajmujący np. kurs i nie zabierać ze sobą telefonu -> zero kontaktów z rodziną i znajomymi aż do powrotu. Myślę, że to by ci dobrze zrobiło Plus oczywiście psychoterapia, bo samemu z tak zaawansowaną "psychozą" może być trudno sobie poradzić. Trzymam kciuki
Rada:
- wyobrażać sobie same dobre scenariusze; np. mama nie odbiera telefonu długo -> na pewno zostawiła go w innym pokoju i nie słyszy; rodzina wyjezdza gdzies samochodem -> tata jest dobrym kierowcą, wszystko będzie dobrze, wypadki zdarzają się szaleńczym debilom; mama wychodzi z domu -> to nie Sajgon, ludzie chodzą normalnie ulicami i nic im się nie dzieje, jak wyszła tak i wróci, kosmici raczej jej nie porwą; chłopak długo nie wraca do domu -> zatrzymało go coś dłużej w pracy, zagadał się z kolegami, spotkał po drodze znajomego i poszli na piwo, autobus mu uciekł i idzie piechotą...
- zrozumieć, że nie masz na nic wpływu. Z losem nie wygrasz, co ma być to będzie. Jeśli ktoś z twoich bliskich ma któregoś dnia zginąć w wypadku, to znaczy, że takie jest jego przeznaczenie, że taka jest jego rola we wszechświecie, i że skoro tak ma być to tak będzie i nic na to nie poradzisz. Kłócenie się z losem/Bogiem jest bez sensu, bo są sprawy, których nie pojmujemy i na które nie mamy wpływu. Wiedza i pogodzenie się z nią, że los naszych najbliższych jest w ich a nie naszych rękach, i zwolnienie nas z odpowiedzialności za cudzy los, przynosi ulgę i uwalnia od przytłaczającego obowiązku kontrolowania i pilnowania wszystkich wokół.
- wyjechać na miesiąc za granicę na jakiś bardzo zajmujący np. kurs i nie zabierać ze sobą telefonu -> zero kontaktów z rodziną i znajomymi aż do powrotu. Myślę, że to by ci dobrze zrobiło Plus oczywiście psychoterapia, bo samemu z tak zaawansowaną "psychozą" może być trudno sobie poradzić. Trzymam kciuki