24 Kwi 2013, Śro 20:36, PID: 348301
Gdy rozmawiam z kimś znajomym, czy to z koleżanką czy z kolegą utrzymuję kontakt wzrokowy. Schody zaczynają się dopiero gdy siedzę podczas przerwy na ławce i naprzeciw mnie ktoś (nawet kolega z którym normalnie rozmawiam) kieruje wzrok w moją stronę. Zaraz robię się trochę bądź bardzo ale to bardzo nieswoja. Jeden taki kolega z mojej klasy ma właśnie taki przenikliwy wzrok, jego szczere, swobodne, szukające kontaktu wejrzenie tak mocno rozbraja taką zblokowaną, skrępowaną istotę jak ja, że niekiedy gdy przy nim stoję nie wiem co zrobić ze swoim wzrokiem. I wydaje mi się, że on to wyczuwa, bo czasami się w taki sposób uśmiechnie . Jeszcze do niedawna miałam ogromny problem by patrzeć swobodnie w oczy mojej niezwykle energicznej i nieustannie eksplodującej nauczycielce z polskiego. Bo za bardzo się na tym skupiałam. Ten dyskomfort związany z patrzeniem na nią zniknął gdy przestałam wywierać na siebie taką presję, że wypadałoby co chwila podnieść głowę i spojrzeć. Teraz wsłuchuję się bardziej w jej słowa i jakoś tak bezwarunkowo patrzę gdy mam ochotę. Ktoś kiedyś napisał jeszcze w tym temacie, że tylko sobie wmówiliśmy, że nie możemy patrzeć i to bardzo pomaga. Ostatnio gdy przechodziłam obok sporej grupy osób miałam ochotę spuścić wzrok, ale powiedziałam sobie "Nie bądź głupia, przecież naprawdę nie jesteś skrępowana, nie wolno Ci być" i przeszłam z podniesioną głową. Pewne rzeczy po prostu wbiliśmy sobie do głowy i utrwaliliśmy niepożądane reakcje przez praktykę. Osobiście lubię bardzo patrzeć w oczy wszystkim babciom . I też mnie denerwuję takie wgapianie się osób w moim wieku. Ale swobodnie czuję się już gdy siedzę przy kimś kogo nie znam i ta osoba patrzy tak tylko od czasu do czasu, nie pożera takim oceniającym wzrokiem, wiecie co mam na myśli, to się czuje i daje takie poczucie bezpieczeństwa .