23 Cze 2013, Nie 12:16, PID: 355522
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Cze 2013, Nie 12:17 przez ucieczka.)
Chodziłam na zajęcia z tańca przez ostatni rok, tak, są przyjemne (jak każdy wysiłek fizyczny), ale wartość terapeutyczna?
Przełamuję się żeby zacząć się ruszać z małą grupką, z którą mam zajęcia i to nie jest żaden postęp, bo moje lęki nie są aż takie, żeby tego nie zrobić (chociaż cykałam się przez dwa miesiące i to w sytuacji, gdy pół grupy już znałam wcześniej). Wiadomo, jest jeszcze ten dyskomfort przebywania z obcymi ludźmi, który też po czasie maleje, bo intensywność zajęć nie sprzyja rozmyślaniu, czy ktoś się ze mnie śmieje, tylko trzeba nadążać za układem. Do tego dochodzą hormony szczęścia wytwarzane podczas wysiłku, no i wiadomo- kwestia przyzwyczajenia do tych konkretnych twarzy, po których wiesz czego się spodziewać. No ale wychodzę z sali i koniec, było miło, można było wyłączyć myślenie, ale endorfiny się ulatniają i zaraz cały ten pier*olnik w mojej głowie odzywa się znowu. Dwie godziny oderwania, ale żadna terapia, ot chwilowa ucieczka.
Przełamuję się żeby zacząć się ruszać z małą grupką, z którą mam zajęcia i to nie jest żaden postęp, bo moje lęki nie są aż takie, żeby tego nie zrobić (chociaż cykałam się przez dwa miesiące i to w sytuacji, gdy pół grupy już znałam wcześniej). Wiadomo, jest jeszcze ten dyskomfort przebywania z obcymi ludźmi, który też po czasie maleje, bo intensywność zajęć nie sprzyja rozmyślaniu, czy ktoś się ze mnie śmieje, tylko trzeba nadążać za układem. Do tego dochodzą hormony szczęścia wytwarzane podczas wysiłku, no i wiadomo- kwestia przyzwyczajenia do tych konkretnych twarzy, po których wiesz czego się spodziewać. No ale wychodzę z sali i koniec, było miło, można było wyłączyć myślenie, ale endorfiny się ulatniają i zaraz cały ten pier*olnik w mojej głowie odzywa się znowu. Dwie godziny oderwania, ale żadna terapia, ot chwilowa ucieczka.