11 Maj 2014, Nie 16:30, PID: 392486
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Maj 2014, Nie 16:32 przez ferrarge.)
W moim przypadku prawdopodobnie zaczęło się przez dzieciaki w liceum (potrafią być okrutni i bez serca). Razem z przyjacielem z podstawówki zdalismy do jednej klasy. Klasa liczyła tylko 5 chłopaków i 22 dziewczyny.
Od początku z kumplem nie mielismy dobrego kontaktu z resztą chłopaków.
Ogólnie trochę się z nas podśmiewywali. Z czasem ten przyjaciel, żeby się przypodobac reszcie ośmieszył mnie. To bardzo mnie zabolało, od tamtej pory przestałem być ufny do ludzi. Problemem było nawet przejście przez korytarz do innej klasy, bo miałem wrażenie, że mnie inni obserwują i się smieją. Dodatkowo byłem wątłej postury (wręcz anorektyczny), więc doszła niska samoocena. I dalej tylko narastały te problemu.
To było zderzenie z zupełnie inną rzeczywistością, bo z kolei w podstawówce byłem bardzo lubiany. Potem wszystko się przełozyło na relacje międzyludzkie, już nawet nie poszedłem na własną studniówke, bo nie lubiłem mojej klasy i nie chciałm dać innym pożywki do naśmiewania sie.
Cieszyłem się, gdy napisałem maturę i skończyłem szkołę. Uważałem, że jak zmienię towarzystwo to się wszystko zmieni. Niestety złe doświadczenia wyniesione ze szkoły przełożyły się potem na pracę. Brak koncentracji, problem w nawiązywaniu znajomosci podczas, gdy innym przychodziło to z łatwością i zawsze stałem tak na uboczu, bo byłem gdzieś 2 kroki do tyłu niż inni. Obecnie wykonuję beznadzieją pracę, z której nie jestem zadowolony. I martwię się o przyszłośc, przez niską samoocenę mam wrażenie, że nic lepszego mnie już nie czeka. Ani praca, ani miłość, ani przyjaźnie. Praadoskalnie dużo ludzi mi mowi, że jestem przystojny a ja mam za sobą tylko dwa niedlugie związki .
Pisząc " za moich czasów" nie miałem na myśli, że jestem stary. Tylko wtedy sieć nie była tak rozwinięta. Nie było takiego forum, myslałem wtedy, że sam jestem z takim problemem i że to nie choroba tylko po prostu taki jestem.
Od początku z kumplem nie mielismy dobrego kontaktu z resztą chłopaków.
Ogólnie trochę się z nas podśmiewywali. Z czasem ten przyjaciel, żeby się przypodobac reszcie ośmieszył mnie. To bardzo mnie zabolało, od tamtej pory przestałem być ufny do ludzi. Problemem było nawet przejście przez korytarz do innej klasy, bo miałem wrażenie, że mnie inni obserwują i się smieją. Dodatkowo byłem wątłej postury (wręcz anorektyczny), więc doszła niska samoocena. I dalej tylko narastały te problemu.
To było zderzenie z zupełnie inną rzeczywistością, bo z kolei w podstawówce byłem bardzo lubiany. Potem wszystko się przełozyło na relacje międzyludzkie, już nawet nie poszedłem na własną studniówke, bo nie lubiłem mojej klasy i nie chciałm dać innym pożywki do naśmiewania sie.
Cieszyłem się, gdy napisałem maturę i skończyłem szkołę. Uważałem, że jak zmienię towarzystwo to się wszystko zmieni. Niestety złe doświadczenia wyniesione ze szkoły przełożyły się potem na pracę. Brak koncentracji, problem w nawiązywaniu znajomosci podczas, gdy innym przychodziło to z łatwością i zawsze stałem tak na uboczu, bo byłem gdzieś 2 kroki do tyłu niż inni. Obecnie wykonuję beznadzieją pracę, z której nie jestem zadowolony. I martwię się o przyszłośc, przez niską samoocenę mam wrażenie, że nic lepszego mnie już nie czeka. Ani praca, ani miłość, ani przyjaźnie. Praadoskalnie dużo ludzi mi mowi, że jestem przystojny a ja mam za sobą tylko dwa niedlugie związki .
Pisząc " za moich czasów" nie miałem na myśli, że jestem stary. Tylko wtedy sieć nie była tak rozwinięta. Nie było takiego forum, myslałem wtedy, że sam jestem z takim problemem i że to nie choroba tylko po prostu taki jestem.