07 Paź 2014, Wto 12:49, PID: 414650
Mam dobry humor. Chcę robić wszystkim dobrze. Będzie elaborat.
W innym wątku wspomniałaś, że już się zapisałaś na kurs. Czyli wiesz, kiedy przyjść na pierwsze zajęcia, które prawdopodobnie będą natury organizacyjnej, przynajmniej u mnie tak było. W zasadzie można by się do tego ograniczyć, bo tam wszystko zostanie ci wytłumaczone (jeśli stres źle działa na twoją pamięć, to sobie notuj). W niektórych elementach kurs może się różnić w poszczególnych szkołach, ale raczej nie są to znaczące różnice.
Najpierw konieczne są płatne badania lekarskie — to organizuje sama szkoła jazdy. Raczej na pewno badań nie będzie w tym samym dniu, w którym są pierwsze zajęcia. U nas były chyba dwa dni później. Same badania wyglądają mniej więcej tak: Najpierw w sali wykładowej zbierają się wszyscy kursanci, otrzymują karteczki do wypełnienia, po ich wypełnieniu karteczki wędrują do lekarza znajdującego się w pomieszczeniu obok. I potem wchodzi się do tego lekarza dwójkami czy trójkami. Lekarz bada równowagę (trzeba stanąć tak, aby stopy znajdowały się jedna za drugą i w tym samym czasie łapać się za kinfola jedną i drugą ręką), do tego dochodzą badania wzroku. U nas nie sprawdzali wzroku tym z wadą — podawało się tylko stopień wady; najlepiej mieć ze sobą ostatnie zalecenie od okulisty.
Uzbrojona we wniosek o wydanie prawa jazdy (pobierasz w ośrodku szkoleniowym, zresztą, o ile mnie pamięć nie myli, sami to rozdają na pierwszych zajęciach), orzeczenie lekarskie, fotografię, dokument ustalający tożsamość udajesz się do starostwa powiatowego bądź wydziału komunikacji w urzędzie miasta. Jeśli pokonasz labirynt korytarzy starostwa — a najpewniej będzie to labirynt, bo każde starostwo jest kafkowskim labiryntem — dotrzesz do długiej kolejki zniecierpliwionych ludzi. Pośród nich będą prawdopodobnie szczęśliwcy odbierający już prawko i nieszczęśliwcy dopiero rozpoczynający z tym przygodę. Kiedy już wejdziesz, to po chwili zostaniesz wyproszona. Pan i władca życia — urzędnik, weźmie fanty, które mu przyniosłaś, tj. wspomniane wcześniej dokumenty i zajmie się wyrabianiem profilu kierowcy (czy jak to się tam zowie). Po stosunkowo niedługim (raczej) czasie zaprosi cię z powrotem do środka. Odbierasz co swoje i dostajesz profil kierowcy z indywidualnym numerem. Idziesz z tym do ośrodka, w którym zapisałaś się na naukę jazdy.
U nas pierwszy wykład (rozpoczęcie części teoretycznej) był w sumie tydzień po pierwszych zajęciach, czyli tych organizacyjnych. Na wykłady przychodzisz, siedzisz sobie i słuchasz. U nas nie było równoczesnych zajęć praktycznych i teoretycznych, ale wiem, że kiedyś tak to się odbywało. Teraz chyba jednak bardziej starają się — i dotyczy to wszystkich ośrodków — najpierw zrobić teorię, a dopiero potem zaczynać praktykę. W sumie pierwszą jazdę miałem jakiś miesiąc od pierwszych zajęć teoretycznych, aczkolwiek same wykłady trwały jakieś 2,5 tygodnia, może 3 tygodnie. Jeśli chodzi o wybór instruktora, to był on prowizoryczny. Każdy, po wyczytaniu z listy, podchodził na jednych z ostatnich zajęć teoretycznych do stoliczka, mówiło się, jakie dni i pory najlepiej nam pasują, po czym padało nazwisko. No i co? Wypadało przytaknąć. Chyba, że wcześniej wie się z drugiej ręki, który instruktor jest ok, to można chyba samemu zasugerować. Ja miałem szczęście, chociaż na początku obawiałem się trochę, bo to nie-Polak. Okazał się jednak bardzo w porządku.
Po wyrobieniu 30 godzin jazd szkoła może zorganizować egzamin wewnętrzny (teoria i praktyka). Nie wiem, czy wszystkie szkoły tak robią; ta, do której chodziłem — robi. To nie jest oczywiście tak stresujące jak państwowy egzamin. Potem pozostaje zapisać się na państwowy w miejscowej filii WORD-u czy też innego MORD-u (tak się chyba nazywają w Krakowie i okolicach).
---
Nie jeździłem nigdy przed pierwszą jazdą. Nigdy i w ogóle. Nawet nie zapalałem samochodu. Stresowałem się bardzo. Jeszcze się łudziłem, że instruktor weźmie mnie najpierw na plac i tam będzie uczyć — jak małe dziecko jeżdżenia na rowerku czterokołowym, ale od razu wziął mnie na miasto, dokładniej mówiąc, na peryferie miasta. Stres bardzo szybko powinien opaść. Fajnie było. Potem może się zdarzyć jakaś godzina, kiedy poczujesz zniechęcenie, bo pojawią się jakieś błędy, będziesz miała gorszy dzień albo po prostu instruktor będzie zwracać uwagę na nowe rzeczy (a dobry instruktor wdraża kursanta stopniowo w coraz nowsze kwestie związane z jazdą). W żadnym wypadku nie można się zniechęcać po czymś takim. Jeździj w jakimś w miarę miękkim obuwiu, łatwiej się wyczuwa wtedy pedały
Scarlett_Venice napisał(a):Jest tu ktoś uprzejmy, który streściłby jak wygląda robie prawka od strony technicznej, tak krok po kroczku? Bo chyba niewiedza najbardziej mnie paraliżuje. Tzn wiem tylko, że najpierw są zajęcia teoretyczne (wykłady?) a potem jazdy. I w zasadzie tyle.
W innym wątku wspomniałaś, że już się zapisałaś na kurs. Czyli wiesz, kiedy przyjść na pierwsze zajęcia, które prawdopodobnie będą natury organizacyjnej, przynajmniej u mnie tak było. W zasadzie można by się do tego ograniczyć, bo tam wszystko zostanie ci wytłumaczone (jeśli stres źle działa na twoją pamięć, to sobie notuj). W niektórych elementach kurs może się różnić w poszczególnych szkołach, ale raczej nie są to znaczące różnice.
Najpierw konieczne są płatne badania lekarskie — to organizuje sama szkoła jazdy. Raczej na pewno badań nie będzie w tym samym dniu, w którym są pierwsze zajęcia. U nas były chyba dwa dni później. Same badania wyglądają mniej więcej tak: Najpierw w sali wykładowej zbierają się wszyscy kursanci, otrzymują karteczki do wypełnienia, po ich wypełnieniu karteczki wędrują do lekarza znajdującego się w pomieszczeniu obok. I potem wchodzi się do tego lekarza dwójkami czy trójkami. Lekarz bada równowagę (trzeba stanąć tak, aby stopy znajdowały się jedna za drugą i w tym samym czasie łapać się za kinfola jedną i drugą ręką), do tego dochodzą badania wzroku. U nas nie sprawdzali wzroku tym z wadą — podawało się tylko stopień wady; najlepiej mieć ze sobą ostatnie zalecenie od okulisty.
Uzbrojona we wniosek o wydanie prawa jazdy (pobierasz w ośrodku szkoleniowym, zresztą, o ile mnie pamięć nie myli, sami to rozdają na pierwszych zajęciach), orzeczenie lekarskie, fotografię, dokument ustalający tożsamość udajesz się do starostwa powiatowego bądź wydziału komunikacji w urzędzie miasta. Jeśli pokonasz labirynt korytarzy starostwa — a najpewniej będzie to labirynt, bo każde starostwo jest kafkowskim labiryntem — dotrzesz do długiej kolejki zniecierpliwionych ludzi. Pośród nich będą prawdopodobnie szczęśliwcy odbierający już prawko i nieszczęśliwcy dopiero rozpoczynający z tym przygodę. Kiedy już wejdziesz, to po chwili zostaniesz wyproszona. Pan i władca życia — urzędnik, weźmie fanty, które mu przyniosłaś, tj. wspomniane wcześniej dokumenty i zajmie się wyrabianiem profilu kierowcy (czy jak to się tam zowie). Po stosunkowo niedługim (raczej) czasie zaprosi cię z powrotem do środka. Odbierasz co swoje i dostajesz profil kierowcy z indywidualnym numerem. Idziesz z tym do ośrodka, w którym zapisałaś się na naukę jazdy.
U nas pierwszy wykład (rozpoczęcie części teoretycznej) był w sumie tydzień po pierwszych zajęciach, czyli tych organizacyjnych. Na wykłady przychodzisz, siedzisz sobie i słuchasz. U nas nie było równoczesnych zajęć praktycznych i teoretycznych, ale wiem, że kiedyś tak to się odbywało. Teraz chyba jednak bardziej starają się — i dotyczy to wszystkich ośrodków — najpierw zrobić teorię, a dopiero potem zaczynać praktykę. W sumie pierwszą jazdę miałem jakiś miesiąc od pierwszych zajęć teoretycznych, aczkolwiek same wykłady trwały jakieś 2,5 tygodnia, może 3 tygodnie. Jeśli chodzi o wybór instruktora, to był on prowizoryczny. Każdy, po wyczytaniu z listy, podchodził na jednych z ostatnich zajęć teoretycznych do stoliczka, mówiło się, jakie dni i pory najlepiej nam pasują, po czym padało nazwisko. No i co? Wypadało przytaknąć. Chyba, że wcześniej wie się z drugiej ręki, który instruktor jest ok, to można chyba samemu zasugerować. Ja miałem szczęście, chociaż na początku obawiałem się trochę, bo to nie-Polak. Okazał się jednak bardzo w porządku.
Po wyrobieniu 30 godzin jazd szkoła może zorganizować egzamin wewnętrzny (teoria i praktyka). Nie wiem, czy wszystkie szkoły tak robią; ta, do której chodziłem — robi. To nie jest oczywiście tak stresujące jak państwowy egzamin. Potem pozostaje zapisać się na państwowy w miejscowej filii WORD-u czy też innego MORD-u (tak się chyba nazywają w Krakowie i okolicach).
---
Nie jeździłem nigdy przed pierwszą jazdą. Nigdy i w ogóle. Nawet nie zapalałem samochodu. Stresowałem się bardzo. Jeszcze się łudziłem, że instruktor weźmie mnie najpierw na plac i tam będzie uczyć — jak małe dziecko jeżdżenia na rowerku czterokołowym, ale od razu wziął mnie na miasto, dokładniej mówiąc, na peryferie miasta. Stres bardzo szybko powinien opaść. Fajnie było. Potem może się zdarzyć jakaś godzina, kiedy poczujesz zniechęcenie, bo pojawią się jakieś błędy, będziesz miała gorszy dzień albo po prostu instruktor będzie zwracać uwagę na nowe rzeczy (a dobry instruktor wdraża kursanta stopniowo w coraz nowsze kwestie związane z jazdą). W żadnym wypadku nie można się zniechęcać po czymś takim. Jeździj w jakimś w miarę miękkim obuwiu, łatwiej się wyczuwa wtedy pedały