08 Paź 2014, Śro 21:04, PID: 414902
To jak tak tylko na szybko:
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem wspomniany pierwszy post Stapa po publikacji - potwierdza się moja teza, że ów święty męczennik czeka niecierpliwie na jakąkolwiek okazję do potoczenia piany z buzi i w związku z tym chciałem upewnić go, że "nienawistnie milczę", by mógł spokojnie zasnąć. Ale się wstrzymałem, bo temat nie o tym. Kiedy jednak pojawiła się tradycyjna rada o "operacji zmiany płci", to mnie tknęło. Wiecie, dla mnie to trochę niestosowne wyjeżdżać od razu z takimi pomysłami, zamiast spróbować nastawić zaburzenie własnej tożsamości w stronę płci biologicznej, czyli obiektywnej. Bo to nie jest "światopoglądowa szopka", tylko rzeczywistość. To zaś, co nazywa się potocznie "operacją zmiany płci" to ledwie szereg zabiegów kosmetycznych, które nijak nie gwarantują naprawy tożsamości cierpiącego. Dorobienie kobiecie penisa to nie zmiana płci, bo ona wynika z genów. Kaczka z doklejonymi wymionami jest nadal kaczką, a nie jałówką. Póki co ludzkość nie włada nad genotypem na tyle, by na luzie hodować istotę ludzką wedle własnego widzimisę.
Nie chcę, by autorka odebrała to jakoś niestosownie. Mam nadzieję, że odczyta to jako normalne w takich przypadkach dyskusje. Zaburzenie jak każde inne, z tym że postrzeganie seksualności jest otoczone politpoprawnością i nie wypada mówić rzeczy nierzadko oczywistych. To trochę tak, jakby pomagać fobikowi społecznemu poprzez zamykanie go w bunkrze, a nie naukę redukcji lęku. Jeśli "nastawianie" ku płci biologicznej kompletnie nie zdaje egzaminu, to wtedy można by się zastanawiać nad ową kosmetyką, jednak wszelkie od niej odstępstwa generują niestety tylko jazgot (teraz już ideologiczny, sz.p. Stap). Ze szkodą dla cierpiącego.
Sukcesów życzę.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem wspomniany pierwszy post Stapa po publikacji - potwierdza się moja teza, że ów święty męczennik czeka niecierpliwie na jakąkolwiek okazję do potoczenia piany z buzi i w związku z tym chciałem upewnić go, że "nienawistnie milczę", by mógł spokojnie zasnąć. Ale się wstrzymałem, bo temat nie o tym. Kiedy jednak pojawiła się tradycyjna rada o "operacji zmiany płci", to mnie tknęło. Wiecie, dla mnie to trochę niestosowne wyjeżdżać od razu z takimi pomysłami, zamiast spróbować nastawić zaburzenie własnej tożsamości w stronę płci biologicznej, czyli obiektywnej. Bo to nie jest "światopoglądowa szopka", tylko rzeczywistość. To zaś, co nazywa się potocznie "operacją zmiany płci" to ledwie szereg zabiegów kosmetycznych, które nijak nie gwarantują naprawy tożsamości cierpiącego. Dorobienie kobiecie penisa to nie zmiana płci, bo ona wynika z genów. Kaczka z doklejonymi wymionami jest nadal kaczką, a nie jałówką. Póki co ludzkość nie włada nad genotypem na tyle, by na luzie hodować istotę ludzką wedle własnego widzimisę.
Nie chcę, by autorka odebrała to jakoś niestosownie. Mam nadzieję, że odczyta to jako normalne w takich przypadkach dyskusje. Zaburzenie jak każde inne, z tym że postrzeganie seksualności jest otoczone politpoprawnością i nie wypada mówić rzeczy nierzadko oczywistych. To trochę tak, jakby pomagać fobikowi społecznemu poprzez zamykanie go w bunkrze, a nie naukę redukcji lęku. Jeśli "nastawianie" ku płci biologicznej kompletnie nie zdaje egzaminu, to wtedy można by się zastanawiać nad ową kosmetyką, jednak wszelkie od niej odstępstwa generują niestety tylko jazgot (teraz już ideologiczny, sz.p. Stap). Ze szkodą dla cierpiącego.
Sukcesów życzę.