14 Lip 2008, Pon 12:29, PID: 43637
Ale mimo wszystko dziwi mnie to, że zawsze miałem opinie człowieka inteligentnego. Każdy, z kim miałem okazję porozmawiać, ma o mnie takie zdanie. I dziwi mnie to, skoro przeważnie zachowuję się jak idiota, odludek albo cham.
Jak już tu wspomniano, oprócz języka w gębie, również nagle znika cały światopogląd. Ktoś powie swoje i oprze to na całkiem niezłych argumentach, to nagle uważam, że ma rację, chociaż w zderzeniu z moim światopoglądem, jest to drastyczna zmiana mego zdania i zwykle wszystko wraca do normy, gdy siedzę sobie sam.
Fajnie jest wdawać się w konflikty filozoficzne, etyczne, moralne, ale boję się ich, bo wiem doskonale, że je przegram, bo nagle zabraknie mi myśli. Tu już nie chodzi o to czy się będą śmiali, po prostu chciałbym zaprezentować swój punkt widzenia, ale kiedy ktoś się z nim nie zgodzi, nie jestem w stanie powiedzieć, że jest idiotą i uargumentować mój sąd.
Na lekcji jest często tak, że nauczyciel/ka się pyta o jakieś trudne bądź nieznane zagadnienie. Wszyscy gorączkowo myślą, a ja doskonale to wiem, jednak nie mogę powiedzieć, bo nie wiem czy to dobrze. Czasami się przełamywałem i nauczyciel zwykle robił O_O, ale wystarczy, że jedną malutką rzecz powiem nie tak, usłyszę, że się mylę i już koniec. Kompletna pustka. Szczytem odwagi wtedy jest spojrzeć w oczy nauczycielowi/ce...
Wciąż wmawiam sobie, że oni są idiotami, ja wiem lepiej, mam ich gdzieś, a to co robię i mówię jest słuszne, więc nigdy nie powinienem w siebie wątpić. Czasem pomaga. Może warto iść w tym kierunku?
Jak już tu wspomniano, oprócz języka w gębie, również nagle znika cały światopogląd. Ktoś powie swoje i oprze to na całkiem niezłych argumentach, to nagle uważam, że ma rację, chociaż w zderzeniu z moim światopoglądem, jest to drastyczna zmiana mego zdania i zwykle wszystko wraca do normy, gdy siedzę sobie sam.
Fajnie jest wdawać się w konflikty filozoficzne, etyczne, moralne, ale boję się ich, bo wiem doskonale, że je przegram, bo nagle zabraknie mi myśli. Tu już nie chodzi o to czy się będą śmiali, po prostu chciałbym zaprezentować swój punkt widzenia, ale kiedy ktoś się z nim nie zgodzi, nie jestem w stanie powiedzieć, że jest idiotą i uargumentować mój sąd.
Na lekcji jest często tak, że nauczyciel/ka się pyta o jakieś trudne bądź nieznane zagadnienie. Wszyscy gorączkowo myślą, a ja doskonale to wiem, jednak nie mogę powiedzieć, bo nie wiem czy to dobrze. Czasami się przełamywałem i nauczyciel zwykle robił O_O, ale wystarczy, że jedną malutką rzecz powiem nie tak, usłyszę, że się mylę i już koniec. Kompletna pustka. Szczytem odwagi wtedy jest spojrzeć w oczy nauczycielowi/ce...
Wciąż wmawiam sobie, że oni są idiotami, ja wiem lepiej, mam ich gdzieś, a to co robię i mówię jest słuszne, więc nigdy nie powinienem w siebie wątpić. Czasem pomaga. Może warto iść w tym kierunku?