24 Maj 2015, Nie 21:10, PID: 446842
Też się udzielę w temacie.
Fobię społeczną mam totalną, na co dzień chodzę swoimi "utartymi ścieżkami" i każde wyjście poza znane sytuacje jest dla mnie stresem. Dlatego, gdy pewnego dnia powiedziałam, że robię prawo jazdy (mam 29 lat), to już w tej samej chwili tego żałowałam
Miałam szczęście do instruktora. Tzn. normalny człowiek pewnie uznałby go za beznadziejny przypadek, dla mnie był idealny, BO NIC NIE MÓWIŁ. Nie wiem, czy ma tak zawsze, czy tylko moje niestrudzone milczenie sprawiło, że po kilku grzecznościowych pytaniach, kolejne 30 godzin spędziliśmy w milczeniu Okazyjnie dawał mi wskazówki, gdy sobie z czymś nie radziłam.
Kurs się skończył, dobrze wiedziałam, że jeżdżę raczej średnio, ale poszłam na egzamin. Byłam tak zestresowana przez poprzedzające go dni, a potem tak długo czekałam na swoją kolej, że w momencie wsiadania do auta było mi już wszystko jedno. W zasadzie chciało mi się śmiać.
Uważam, że jechałam jak noga Ale zdałam. Za pierwszym razem. Egzaminator był super i na końcu powiedział coś w stylu: "Nikt na egzaminie nie czuje samochodu, ja tu oceniam przytomność myślenia i potencjał, a nie technikę".
Pierwsze 2 jazdy po odebraniu prawka to był koszmar. Spociłam się jak prosiak i prawie płakałam przy parkowaniu No cóż. Tak było do pierwszej dłuższej samotnej jazdy. Sytuacja była podbramkowa, musiałam po kogoś pojechać, nie było wyjścia. To były moje otrzęsiny Prawo jazdy mam teraz od pół roku, nie jeżdżę często, bo wolę rower, ale jak jest okazja, to jadę. I to jedna z niewielu takich powszechnie uważanych za stresujące sytuacji, z którymi sobie radzę.
Zawsze przed wyruszeniem myślę sobie, że mam takie samo prawo jak inni, by być na drodze. Nawet jeśli popełnię jakiś błąd. Poza tym na drodze jestem uprzejma, uważam na pieszych, przepuszczam rowerzystów, nie denerwuję sie na byle co. No i bycie schowanym w aucie daje mi poczucie bezpieczeństwa. To moja zbroja Robię, co do mnie należy i nikt mnie nie widzi
Fobię społeczną mam totalną, na co dzień chodzę swoimi "utartymi ścieżkami" i każde wyjście poza znane sytuacje jest dla mnie stresem. Dlatego, gdy pewnego dnia powiedziałam, że robię prawo jazdy (mam 29 lat), to już w tej samej chwili tego żałowałam
Miałam szczęście do instruktora. Tzn. normalny człowiek pewnie uznałby go za beznadziejny przypadek, dla mnie był idealny, BO NIC NIE MÓWIŁ. Nie wiem, czy ma tak zawsze, czy tylko moje niestrudzone milczenie sprawiło, że po kilku grzecznościowych pytaniach, kolejne 30 godzin spędziliśmy w milczeniu Okazyjnie dawał mi wskazówki, gdy sobie z czymś nie radziłam.
Kurs się skończył, dobrze wiedziałam, że jeżdżę raczej średnio, ale poszłam na egzamin. Byłam tak zestresowana przez poprzedzające go dni, a potem tak długo czekałam na swoją kolej, że w momencie wsiadania do auta było mi już wszystko jedno. W zasadzie chciało mi się śmiać.
Uważam, że jechałam jak noga Ale zdałam. Za pierwszym razem. Egzaminator był super i na końcu powiedział coś w stylu: "Nikt na egzaminie nie czuje samochodu, ja tu oceniam przytomność myślenia i potencjał, a nie technikę".
Pierwsze 2 jazdy po odebraniu prawka to był koszmar. Spociłam się jak prosiak i prawie płakałam przy parkowaniu No cóż. Tak było do pierwszej dłuższej samotnej jazdy. Sytuacja była podbramkowa, musiałam po kogoś pojechać, nie było wyjścia. To były moje otrzęsiny Prawo jazdy mam teraz od pół roku, nie jeżdżę często, bo wolę rower, ale jak jest okazja, to jadę. I to jedna z niewielu takich powszechnie uważanych za stresujące sytuacji, z którymi sobie radzę.
Zawsze przed wyruszeniem myślę sobie, że mam takie samo prawo jak inni, by być na drodze. Nawet jeśli popełnię jakiś błąd. Poza tym na drodze jestem uprzejma, uważam na pieszych, przepuszczam rowerzystów, nie denerwuję sie na byle co. No i bycie schowanym w aucie daje mi poczucie bezpieczeństwa. To moja zbroja Robię, co do mnie należy i nikt mnie nie widzi