13 Sty 2018, Sob 22:40, PID: 725559
Rozwój osobisty, innymi słowy samorozwój rzeczony tutaj, jako taki - sprostuję - w założeniu swym oszustwem nie jest, ale niektóre środowiska mocno wypaczyły jego ideę, przemilczały w materiałach swych rzeczy żmudniejsze i męczące, ubrały w hasła tyle chwytliwe, ile kłamliwe, i rzeczywiście zrobiły z tematu zręczny biznes. Spośród różnych jednak ruchów, jakie działają pod szyldem rozwoju osobistego czy coachingu, wyodrębnić można tak naciągane, bajerujące, jak i całkiem uczciwe i pomocne. Niżej wymieniam zatem trzy znane mi oblicza coachingowej branży:
1. Chodzący w garniturach, w kipiącej pieniędzmi oprawie, trenerzy motywacyjni opowiadający o sukcesie. Przy czym jest to sukces, w oczywisty dlań sposób, materialny. A jeśli mamy inne priorytety, oni tak nas zabajerują, że jeszcze je zmienimy... Robią "coaching" z pąpą: zjazdy, szkolenia, show! Słyszymy od nich i czytamy hasła:
- Możesz wszystko! Wystarczy chcieć. /- Włącz pozytywne myślenie, wyrzuć ze słownika słowo NIE! / - Naucz się odmawiać. Masz prawo powiedzieć NIE. / - Z nami wyrabiaj 300 % normy! /10 zdań, które zmienią Twoje życie... / - Obudź w sobie olbrzyma! itd.
Niestety, to stek pustych obietnic dla naiwnych. Całkowita ściema.
2. Mniej napierający na «priorytet kasy» czytelników bądź słuchaczy, choć wciąż lubujący się ukazywać w zamożnej oprawie, jest drugi rodzaj trenerów. Tu można mieć już inne priorytety. Udzielają nam wskazówek, zdradzają strategie, acz nie śpieszą się z wyjawieniem nam tego, co naprawdę działa. Motywują nas, motywują, skłaniają do wizualizacji, aby któregoś dnia nam wyznać, że można wpaść w pułapkę wizualizacji i motywacji, dlatego proponują nam teraz - więcej dyscypliny. Jakby wodzili nas za nos - raz tam, raz tam. Ale merytorycznie to zdecydowanie bliższe rzeczywistemu rozwojowi.
3. Ostatni typ, jaki by można wyodrębnić, nie sugeruje, nie podsuwa nikomu żadnych priorytetów, co jest w coachingowym duchu z jego niejako definicji. Trudno by grupę tą nazwać trenerami, gdyż mimo słownikowego tłumaczenia z angielskiego coach na polski wyraz trener, w kontekście pracy z ludźmi coach nieco różni się od trenera. O ile trener nadaje kurs naszej drodze i na niej nas dopinguje, coach nie wytycza kursu drogi, ów obieramy sobie sami; lecz w tym, żeby był on zgodny z naszymi priorytetami, jak i w ustaleniu samych priorytetów, pomaga nam coach, po czym dopinguje nasze starania na drodze niczym trener. Od tego również typu coacha nie usłyszymy głoszone przez pierwszy typ u góry tzw. prawo przyciągania, że jak będziemy czegoś bardzo pragnęli, to się nam spełni, ponieważ szczery coach wie, że NIE "wystarczy chcieć". Nie znajdziemy u niego też wachlarza przyjemnych motywacji, tylko szarą prawdę, iż bez pracy z naszej strony, której coach za nas nie zrobi, z postępami ani rusz. Czy taki rozwój osobisty jednak działa? To już zależy, na ile ja sam działam.
Oczywiście, nie zawsze jesteśmy w stanie... Możemy mieć depresję i czuć się bezsilni. Ale pomimo, że metodyka pracy coacha z klientem tworzyła się w Stanach w oparciu o zachowania ludzi zdrowych, nie dyskryminowałbym szans osób zaburzonych. Może nie jako zaraz klientów, ale czytelników, słuchaczy tematyki. Chyba, że wśród ludzi, którym według coachingu udaje się pomyślnie rozwijać, nie ma nikogo z choćby jednym zaburzeniem, w co osobiście nie wierzę.
Po prostu mój czy czyjś rozwój nie przeszedł rewolucji, obiecanej mi przez pierwsze z trzech wymienionych środowisk, więc wydaje mi się przez ich soczewkę, że stoję w miejscu. Ale gdy przeanalizuję, w jakich obszarach udało mi się poczynić pewne, pewne postępy, odkąd siedzę w całym temacie, widzę może i niewielką różnicę. Cieszę się też, że natrafiłem wreszcie na coachingowe materiały, jakie memu działaniu służą. I być może za parę, może za kilka miesięcy, poczynię postępy wyraźniejsze.
Chciałbym na koniec przestrzec, jako że obecnie panuje moda na krytykowanie coachingu, można w internecie natrafić na wiele osób stwarzających tą krytyką wrażenie swej własnej autentyczności; nie nabierzmy się na to. Nie wrzucajmy też do jednego worka wszystkie środowiska rozwojowe, proszę. A sama osoba tytułująca się jako coach powinna być coachem akredytowanym, tak na marginesie.
1. Chodzący w garniturach, w kipiącej pieniędzmi oprawie, trenerzy motywacyjni opowiadający o sukcesie. Przy czym jest to sukces, w oczywisty dlań sposób, materialny. A jeśli mamy inne priorytety, oni tak nas zabajerują, że jeszcze je zmienimy... Robią "coaching" z pąpą: zjazdy, szkolenia, show! Słyszymy od nich i czytamy hasła:
- Możesz wszystko! Wystarczy chcieć. /- Włącz pozytywne myślenie, wyrzuć ze słownika słowo NIE! / - Naucz się odmawiać. Masz prawo powiedzieć NIE. / - Z nami wyrabiaj 300 % normy! /10 zdań, które zmienią Twoje życie... / - Obudź w sobie olbrzyma! itd.
Niestety, to stek pustych obietnic dla naiwnych. Całkowita ściema.
2. Mniej napierający na «priorytet kasy» czytelników bądź słuchaczy, choć wciąż lubujący się ukazywać w zamożnej oprawie, jest drugi rodzaj trenerów. Tu można mieć już inne priorytety. Udzielają nam wskazówek, zdradzają strategie, acz nie śpieszą się z wyjawieniem nam tego, co naprawdę działa. Motywują nas, motywują, skłaniają do wizualizacji, aby któregoś dnia nam wyznać, że można wpaść w pułapkę wizualizacji i motywacji, dlatego proponują nam teraz - więcej dyscypliny. Jakby wodzili nas za nos - raz tam, raz tam. Ale merytorycznie to zdecydowanie bliższe rzeczywistemu rozwojowi.
3. Ostatni typ, jaki by można wyodrębnić, nie sugeruje, nie podsuwa nikomu żadnych priorytetów, co jest w coachingowym duchu z jego niejako definicji. Trudno by grupę tą nazwać trenerami, gdyż mimo słownikowego tłumaczenia z angielskiego coach na polski wyraz trener, w kontekście pracy z ludźmi coach nieco różni się od trenera. O ile trener nadaje kurs naszej drodze i na niej nas dopinguje, coach nie wytycza kursu drogi, ów obieramy sobie sami; lecz w tym, żeby był on zgodny z naszymi priorytetami, jak i w ustaleniu samych priorytetów, pomaga nam coach, po czym dopinguje nasze starania na drodze niczym trener. Od tego również typu coacha nie usłyszymy głoszone przez pierwszy typ u góry tzw. prawo przyciągania, że jak będziemy czegoś bardzo pragnęli, to się nam spełni, ponieważ szczery coach wie, że NIE "wystarczy chcieć". Nie znajdziemy u niego też wachlarza przyjemnych motywacji, tylko szarą prawdę, iż bez pracy z naszej strony, której coach za nas nie zrobi, z postępami ani rusz. Czy taki rozwój osobisty jednak działa? To już zależy, na ile ja sam działam.
Oczywiście, nie zawsze jesteśmy w stanie... Możemy mieć depresję i czuć się bezsilni. Ale pomimo, że metodyka pracy coacha z klientem tworzyła się w Stanach w oparciu o zachowania ludzi zdrowych, nie dyskryminowałbym szans osób zaburzonych. Może nie jako zaraz klientów, ale czytelników, słuchaczy tematyki. Chyba, że wśród ludzi, którym według coachingu udaje się pomyślnie rozwijać, nie ma nikogo z choćby jednym zaburzeniem, w co osobiście nie wierzę.
Po prostu mój czy czyjś rozwój nie przeszedł rewolucji, obiecanej mi przez pierwsze z trzech wymienionych środowisk, więc wydaje mi się przez ich soczewkę, że stoję w miejscu. Ale gdy przeanalizuję, w jakich obszarach udało mi się poczynić pewne, pewne postępy, odkąd siedzę w całym temacie, widzę może i niewielką różnicę. Cieszę się też, że natrafiłem wreszcie na coachingowe materiały, jakie memu działaniu służą. I być może za parę, może za kilka miesięcy, poczynię postępy wyraźniejsze.
Chciałbym na koniec przestrzec, jako że obecnie panuje moda na krytykowanie coachingu, można w internecie natrafić na wiele osób stwarzających tą krytyką wrażenie swej własnej autentyczności; nie nabierzmy się na to. Nie wrzucajmy też do jednego worka wszystkie środowiska rozwojowe, proszę. A sama osoba tytułująca się jako coach powinna być coachem akredytowanym, tak na marginesie.