23 Mar 2018, Pią 23:54, PID: 738060
WF - zależy co. Lubię aktywność fizyczną, ale w większości przypadków w szkole to był koszmar. Znaczna część zajęć wyglądała tak: rozgrzewka, następnie rzucali piłkę do siatki i "se grajcie". A to takie granie... zazwyczaj stanie jak kołek. Przypadkiem nie odbierzesz piłki i już wielkie oburzenie. Przez podstawówkę, gimnazjum i liceum była tłuczona siatka. Jak ja tego nienawidziłam. W podstawówce i gimnazjum to pamiętam jeszcze jakąś gimnastykę, bieganie i grę w palanta. To to było ciekawe. Ah i koszykówka. Czasem ręczna. I unihokej. A i w gimnazjum i liceum pingpong. Zawsze trzeba było się dopraszać, żeby robić coś innego niż siatka. O, jeszcze mi się przypomniała siłownia. Czasem też pozwalali pójść, jeżeli nie była zajęta.
W liceum wymyślili jakieś bzdurne robienie koziołków, których nie umiałam robić. xD I panikowałam, i ostatecznie nie robiłam. A później, niestety, załatwiłam sobie zwolnienie na ostatni rok. Zmieniła się nauczycielka, z którą nie miałam po drodze. I wtedy zaczęli grać w tenisa ziemnego
Heh, z gimnastyki pamiętam skakanie przez kozła (to gimnazjum), podobało mi się.
Przykre jest to, że brakuje jakiejś takiej...różnorodności. Bo zaplecze było, ale co z tego, że "oj akurat zajęte". Gdy kilka osób chciało robić coś innego, to rzadko się im pozwalało. Z jednej strony rozumiem, bo w każdej sali musi być jakiś opiekun. Chociaż i tak ten opiekun był tylko teoretycznie na sali, gdy była gra w siatkę, w praktyce to szedł sobie do kantorka dla wuefistów i tam siedzieli, pili kawkie i gadali. Super. A zawsze można było to jakoś rozwiązać: podzielić osoby z klas, które w danej godzinie mają wf na te co chcą grać w siatkę, te co chcą iść na siłownię i te co chcą grać w kosza.
Zapomniałam, że miałam jeszcze na studiach wf. Ten sam dramat co wyżej. Chociaż już osoby towarzyszące milsze. 75% gra w siatkę i reszta jakieś inne rzeczy, typu siłka albo yyy coś tam było na sali, ale nie pamiętam. Babington! To mi przypomniało, że w podstawówce czasem na wf był babington, a ja specjalnie chodziłam na dodatkowy wf, żeby tylko w babingtona pograć. (Pamiętam, miałam wtedy dwie godziny wf, to były piątki. I po tych dwóch godzinach jeszcze chyba na dwie godziny szłam na dodatkowy wf, hej, było całkiem przyjemnie wtedy).
A ja naprawdę lubię ćwiczyć. Kurczę.
W liceum wymyślili jakieś bzdurne robienie koziołków, których nie umiałam robić. xD I panikowałam, i ostatecznie nie robiłam. A później, niestety, załatwiłam sobie zwolnienie na ostatni rok. Zmieniła się nauczycielka, z którą nie miałam po drodze. I wtedy zaczęli grać w tenisa ziemnego
Heh, z gimnastyki pamiętam skakanie przez kozła (to gimnazjum), podobało mi się.
Przykre jest to, że brakuje jakiejś takiej...różnorodności. Bo zaplecze było, ale co z tego, że "oj akurat zajęte". Gdy kilka osób chciało robić coś innego, to rzadko się im pozwalało. Z jednej strony rozumiem, bo w każdej sali musi być jakiś opiekun. Chociaż i tak ten opiekun był tylko teoretycznie na sali, gdy była gra w siatkę, w praktyce to szedł sobie do kantorka dla wuefistów i tam siedzieli, pili kawkie i gadali. Super. A zawsze można było to jakoś rozwiązać: podzielić osoby z klas, które w danej godzinie mają wf na te co chcą grać w siatkę, te co chcą iść na siłownię i te co chcą grać w kosza.
Zapomniałam, że miałam jeszcze na studiach wf. Ten sam dramat co wyżej. Chociaż już osoby towarzyszące milsze. 75% gra w siatkę i reszta jakieś inne rzeczy, typu siłka albo yyy coś tam było na sali, ale nie pamiętam. Babington! To mi przypomniało, że w podstawówce czasem na wf był babington, a ja specjalnie chodziłam na dodatkowy wf, żeby tylko w babingtona pograć. (Pamiętam, miałam wtedy dwie godziny wf, to były piątki. I po tych dwóch godzinach jeszcze chyba na dwie godziny szłam na dodatkowy wf, hej, było całkiem przyjemnie wtedy).
A ja naprawdę lubię ćwiczyć. Kurczę.