18 Maj 2018, Pią 18:12, PID: 746880
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18 Maj 2018, Pią 18:13 przez Ksenomorf.)
Może ci zdradzający panowie po prostu przywykli, że seks to nie jest big deal, może im zostało z czasów singielstwa, że w gruncie rzeczy to coś jak granie w Tibię, albo dopust boży, któremu trudno zaradzić, jak rudy kolor włosów, bądź lekki wybór między owsianką a jajkiem sadzonym na śniadanie, ot taka tam kwestia rekreacyjno-użytkowa. I tak jak żona nie jest im koniecznie potrzebna, żeby bawić się na automatach, podczas oglądania meczu czy w trakcie alkoholizowania się, tak i w czasie seksów można się bez niej obejść. Bo to w gruncie rzeczy, not big deal. Rudy kolor włosów, Tibia, seks, zapamiętacie ten ciąg skojarzeniowy. Jak już się nauczy taki, że człowiek jest dodatkiem do seksu, a nie na odwrót, to cztery czy trzy magiczne litery (żona, mąż) niewiele zmienią. No ale, że posłużę się wierszem Tuwima, którym można pewnie opisać 90% upośledzeń poznawczych:
(...)
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
(...)
(...)
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
(...)