19 Maj 2018, Sob 10:55, PID: 746947
(18 Maj 2018, Pią 22:58)vesanya napisał(a): Nawet jeśli tak jest w niektórych przypadkach (nie znam statystyk dotyczących powiązania między ilością partnerów seksualnych a skłonnością do zdrad), to nie zmienia mojego zdania w temacie. Jedno jest ok, drugie nie. Podejście do seksu może być pierwotne, a nie wtórne wobec posiadania dużej liczby partnerów. Ktoś może zwyczajnie nie mieć okazji do realizacji swoich fantazji. Nie wierzę, że czterdziestoletni prawiczek będzie bardziej wierny tylko dlatego, że długo był prawiczkiem, może być wręcz przeciwnie. Wszystko jest kwestią zasad moralnych. Uważam, że ludzie potrafią wyraźnie oddzielić zwykły seks od zdrady, skoro sama widzę diametralną różnicę i inaczej oceniam te dwie rzeczy, to dlaczego inni mają tego nie widzieć? Nie będę potępiać czegoś, co w moim mniemaniu nie jest złe tylko dlatego, że niektórzy posunęli się za daleko. Będę potępiać posuwanie się za daleko. Picie alkoholu, odchudzanie czy granie w gry też mogą prowadzić do niefajnych rzeczy, ale same w sobie moim zdaniem nie są złe.
Nie przedstawiałem tego jako bezwyjątkowej zasady, więc owszem, mogą istnieć osoby, które nie miały doświadczeń seksualnych, a dla których człowiek jest dodatkiem do seksu, i pewnie dzisiaj takich nie brakuje. Jeśli więc w jednym przypadku to podejście do seksu jest wiadome, manifestowane, w innym – można się go co najwyżej domyślać. Ot i różnica.
Widzę też różnicę między zdradą a rozwiązłością seksualną, tak jak widzę między kradzieżą miliona złotych a kradzieżą gumy balonowej w sklepie, co nie znaczy, że jednego i drugiego nie mogę, jak to mówisz, potępić, chociaż wiem, że nie posługujesz się tym określeniem w jego pierwotnym znaczeniu ('uznać coś za złe'), tylko dla retorycznego efektu – mającego pokazać, że druga strona dokonuje jakiegoś nieprzyzwoitego, przesadnego przekroczenia skali w ocenie zjawiska. Nie sugeruj więc, tak jak to zrobiłaś w jednym z postów wyżej, że ktoś oceniający źle rozwiązłość seksualną stawia na tej samej szali zdradę, albo nawet że tylko to pierwsze ocenia się źle, a przecież, ojejku, jejku, to to drugie powinno być oceniane źle. Jakby jednego i drugiego ktoś nie mógł oceniać źle i jakby nie mógł mieć świadomości, co jest bardziej przegięte. Czym innym jest też praktyczne nastawienie, niekoniecznie poparte jakąś refleksją czy świadomie wypracowane, traktowanie lekko tych kwestii w życiu (o tym pisałem), a czym innym teoretyczne, motywowane chęcią strojenia się w piórka otwartego na świat wrażliwca. Że ty zestawiałaś rudy kolor i granie w Tibię z seksem, a sama się nie puszczasz, niczego nie tłumaczy, bo u ciebie to zestawienie to tylko taka formuła uzasadniająca przede wszystkim pozę wielkiego wrażliwca, który nie potępia tych, co nie krzywdzą (bleh).
Mów dalej, że nie masz określonych preferencji, że nie czujesz się lepiej w towarzystwie osób o zbliżonych wartościach i nastawieniu do świata i człowieka (a to, jakie kto prowadzi życie seksualne, wbrew sugestiom, że to prawie jak robienie kanapek czy inne codzienne, banalne czynności, wiele mówi o człowieku i oczywiście ma praktyczne przełożenie na kontakty z innymi, manifestuje się w życiu, w wypowiedziach, poglądach, które w tych wypowiedziach mają odbicie, żartach itd., a więc w tym, co ma wpływ na komunikację i samopoczucie jednej i drugiej strony we wzajemnym towarzystwie) – udawanie, że samemu jest się otwartym na wszystkich, którzy nie krzywdzą innych (bleh), jest dla mnie tak wiarygodne jak wybuchy wzruszeń w telewizji północnokoreańskiej. Nie wiem, jak wyobrażacie sobie, co poniektórzy, tę niechęć do osób o takim luźnym nastawieniu (i jeszcze raz: nie udawajmy, że osoby o tak liberalnym nastawieniu garną się do osób o przeciwnych poglądach) – czy oczyma wyobraźni widzicie jakieś wycieranie dłoni chusteczką po podaniu ręki takiemu osobnikowi, dezynfekowanie pokoju, w którym przebywał, głośne prychanie w jego obecności? Czy po prostu zwyczajne ograniczenie kontaktu z kimś, kto "nadaje na innych falach", ewentualnie utrzymywanie tego kontaktu na jakiejś luźnej stopie – bo to raczej o to chodzi. Wydawałoby się, że to coś naturalnego, zwykłego, takie dobieranie znajomych ze względu na bliskość spojrzenia na świat, szczególnie gdy mowa o wchodzeniu w jakąś bliższą zażyłość z niektórymi, a tymczasem jakiś głośny bóldup (he he) dał o sobie znać, kiedy kilka osób zdradziło się z takimi preferencjami.
To tak w ramach dopowiedzenia do tej "dyskusji" sprzed kilku stron i dziwowaniu się niektórych, jak to tak można się nie entuzjazmować na myśl o znajomości z kimś, kto przecież nikogo nie krzywdzi (bleh).