29 Maj 2018, Wto 10:26, PID: 748049
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Sie 2018, Czw 22:43 przez vesanya.)
Większość nauczycieli jakoś specjalnie nie zauważała, że jest ze mną coś nie tak, bo zawsze miałam chociaż jedną dobrą koleżankę, z innymi też nieraz rozmawiałam i ogólnie może nie byłam super lubiana, ale wyrzutkiem też nie byłam. Jak ktoś zauważył, że nie jestem gadułą, to nie traktował tego jako patologii.
Jedyny problem był z lekcjami, na których nauczyciel oczekiwał więcej gadania. Babki od języka polskiego miały zero wyrozumiałości dla mojego paraliżu mózgowego w momencie pytania mnie o coś przy całej klasie. W gimbazie sporo się nazbierało jedynek z wypowiedzi ustnych, nadrabianych piątkami z pisemnych. Tak więc odbierano moje milczenie nie jako brak wiedzy, ale wyniosłość. Nauczycielka chyba myślała, że czuję się tak za+, że nie mam ochoty marnować śliny na odpowiadanie na jej pytania, o czym świadczą określenia typu "...". W liceum było trochę lepiej, ale nauczycielka z polaka nie rozumiała mojego zachowania. Jeden nauczyciel, z którym miałam do czynienia tylko przez rok zdawał się coś rozumieć, bo kiedyś skomentował moje milczenie w wyrozumiały sposób, szkoda tylko, że przy całej klasie.
Jedyny problem był z lekcjami, na których nauczyciel oczekiwał więcej gadania. Babki od języka polskiego miały zero wyrozumiałości dla mojego paraliżu mózgowego w momencie pytania mnie o coś przy całej klasie. W gimbazie sporo się nazbierało jedynek z wypowiedzi ustnych, nadrabianych piątkami z pisemnych. Tak więc odbierano moje milczenie nie jako brak wiedzy, ale wyniosłość. Nauczycielka chyba myślała, że czuję się tak za+, że nie mam ochoty marnować śliny na odpowiadanie na jej pytania, o czym świadczą określenia typu "...". W liceum było trochę lepiej, ale nauczycielka z polaka nie rozumiała mojego zachowania. Jeden nauczyciel, z którym miałam do czynienia tylko przez rok zdawał się coś rozumieć, bo kiedyś skomentował moje milczenie w wyrozumiały sposób, szkoda tylko, że przy całej klasie.