20 Paź 2008, Pon 19:10, PID: 79720
czyli co... ogólnie teza jest taka, ze z tego da się wyjść i że dobrym rozwiązaniem jest stawianie się w stresujących sytuacjach? W sumie może tak być... tylko że czasami człowiek ma taką blokadę, która zamyka go przez robieniem czegokolwiek w tym kierunku. Dopiero sytuacja "musowa" sprawia, że coś robi... oczywiście stresując się jak nie wiem co... I potem albo stwierdza, że kurde, dałem radę, nie jest tak źle, stresowałem się, ale przecież nie umarłem (), następnym razem będzie lepiej. Albo może zareagować pesymistycznie - ale się stresowałem, wstyd jak cholera, jak ja wypadłem, normalnie porażka, już nigdy nie chcę czegoś takiego robić!!! Noi... jeśli sytuacja znów go nie zmusi, będzie unikał takiej sytuacji do końca życia i być może całe życie przeżyje w przeświadczeniu, że czegoś tam nie umie zrobić i że się nie nadaje i że jest beznadziejny. HHmmm... czyli wniosek - sytuacje zmuszające człowieka do stawiania się w stresujących sytuacjach mogą wyleczyć??
Ja z jednej strony powiem nie, z drugiej powiem tak.
Nie-całe życie stresujące mnie sytuacje publicznych wystapień wcale mnie nie zmieniły, wręcz pogorszyły tylko stan zdrowia.
Tak- im więcej przebywam z ludźmi, tym bardziej w siebie wierzę Tym mniej z dnia na dzień boję się takich sytuacji, rozmów, tym chętniej je podejmuję.
Ale czuję, ze tu jest jeszcze coś... To nie samo stawianie się w takich sytuacjach pomaga, nie samo "oswojenie". Ja chyba zaczynam coraz bardziej realnie patrzeć na świat. Kontakt z ludźmi, choć stresujący - daje mi prawidłowy obraz mnie w społeczeństwie. To oni, choć przyprawiają mnie o bicie serca, trzęsienie całego ciała i paniczny lęk, tak naprawdę mnie leczą swoim stosunkiem do mnie i swoim przykładem. Cóż za paradoks
Czuję, ze polepszenie moich reakcji na sytuacje społeczne wypływa ze mnie... Większa wiara w siebie i mniejsze przejmowanie się reakcjami i opiniami innych ludzi na mój temat pomagają mi niejednokrotnie zachowywać się luźno wśród ludzi. To jest super. Wiem, ze pomaga mi tez terapia z tego forum, a także terapia DD, którą sobie sama osobiście serwuję w zaciszu pokoju codziennie rano i wieczór Noi przykład ludzi, którzy mnie otaczają na uczelni... z którymi do tej pory nie mogłam sie dogadać, których unikałam, których nie lubiłam, bo czułam sie gorsza... a teraz z czasem ich zachowanie tak jakby przechodzi na mnie Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym sama nie doświadczyła Tak więc... - inni ludzie, ich przykład prawidłowego reagowania w różnych sytuacjach - terapia z forum - sytuacje zmuszające stawiania się w stresujących sytuacjach (oczywiście w dość znośnym tempie ) to czynniki, które w ostatnim dość krótkim czasie sprawiły, że mniej przejmuję się opinią innych ludzi i znajduję wreszcie wartość w sobie, a co za tym idzie - mniej się stresuję w sytuacjach społecznych (i potrafię powoli wyrażać swoje myśli, bez zająkania, albo mamrotania )
Takie są moje impresje na ten temat, przepraszam, ze tak długo i nieskładnie. Dałam popłynąć swoim myślom w eter bez zbytniego układania. Mam nadzieję, że ktoś coś pozytywnego z nich wyniesie.
Hmm... a może ja po prostu wreszcie uczuciowo dorastam??
Ja z jednej strony powiem nie, z drugiej powiem tak.
Nie-całe życie stresujące mnie sytuacje publicznych wystapień wcale mnie nie zmieniły, wręcz pogorszyły tylko stan zdrowia.
Tak- im więcej przebywam z ludźmi, tym bardziej w siebie wierzę Tym mniej z dnia na dzień boję się takich sytuacji, rozmów, tym chętniej je podejmuję.
Ale czuję, ze tu jest jeszcze coś... To nie samo stawianie się w takich sytuacjach pomaga, nie samo "oswojenie". Ja chyba zaczynam coraz bardziej realnie patrzeć na świat. Kontakt z ludźmi, choć stresujący - daje mi prawidłowy obraz mnie w społeczeństwie. To oni, choć przyprawiają mnie o bicie serca, trzęsienie całego ciała i paniczny lęk, tak naprawdę mnie leczą swoim stosunkiem do mnie i swoim przykładem. Cóż za paradoks
Czuję, ze polepszenie moich reakcji na sytuacje społeczne wypływa ze mnie... Większa wiara w siebie i mniejsze przejmowanie się reakcjami i opiniami innych ludzi na mój temat pomagają mi niejednokrotnie zachowywać się luźno wśród ludzi. To jest super. Wiem, ze pomaga mi tez terapia z tego forum, a także terapia DD, którą sobie sama osobiście serwuję w zaciszu pokoju codziennie rano i wieczór Noi przykład ludzi, którzy mnie otaczają na uczelni... z którymi do tej pory nie mogłam sie dogadać, których unikałam, których nie lubiłam, bo czułam sie gorsza... a teraz z czasem ich zachowanie tak jakby przechodzi na mnie Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym sama nie doświadczyła Tak więc... - inni ludzie, ich przykład prawidłowego reagowania w różnych sytuacjach - terapia z forum - sytuacje zmuszające stawiania się w stresujących sytuacjach (oczywiście w dość znośnym tempie ) to czynniki, które w ostatnim dość krótkim czasie sprawiły, że mniej przejmuję się opinią innych ludzi i znajduję wreszcie wartość w sobie, a co za tym idzie - mniej się stresuję w sytuacjach społecznych (i potrafię powoli wyrażać swoje myśli, bez zająkania, albo mamrotania )
Takie są moje impresje na ten temat, przepraszam, ze tak długo i nieskładnie. Dałam popłynąć swoim myślom w eter bez zbytniego układania. Mam nadzieję, że ktoś coś pozytywnego z nich wyniesie.
Hmm... a może ja po prostu wreszcie uczuciowo dorastam??