09 Maj 2021, Nie 8:56, PID: 842180
Posiadanie rodziny to ogromna odpowiedzialność i zobowiązanie. Osoba, która sama jest dużym dzieckiem w moim odczuciu nie powinna mieć dzieci.
Fajnie jest mieć ideały, ale mają one tę upartą cechę, że nie nakarmi się nimi dzieci, nie zapłaci za prywatną opiekę medyczną, zajęcia dodatkowe ani żaden bank nie wliczy ich do zarobków przy decyzji kredytowej.
Co więcej, posiadanie osobowości zależnej zwiększa prawdopodobieństwo, że padnie się ofiarą jakiegoś złego człowieka, który wykorzysta nasze słabości do swoich niecnych gierek.
Tak jak napisał USiebie - trzeba wybrać. Nie da się mieć wszystkiego.
No i dochodzą kwestie biologiczne - nawet super feministyczny i super rodzinny mężczyzna nie zajdzie w ciążę, nie pójdzie na macierzyński, nie urodzi i nie wykarmi piersią dziecka (chociaż wiadomo - są laktatory, można mrozić pokarm albo po prostu wybrać mleko modyfikowane).
Owszem, kobieta może pracować prawie do samego porodu a potem wrócić do pracy najszybciej, jak się da, ale świadomość, że w domu oprócz niemowlęcia czeka na nią dziecko po trzydziestce brzmi moim zdaniem mało kojąco.
No i nadal niestety więcej jest mężczyzn, którzy pracują na dobrze płatnych stanowiskach - np. w IT. Jak kobieta, która zarabia poniżej średniej krajowej ma sama utrzymać rodzinę? A jeśli już mamy ambitną, pracowitą programistkę, menadżerkę, inżynierkę albo businesswoman, to czy ona nie chciałaby partnera, który jest równie ogarnięty i ambitny? Gdyby potrzebowała pomocy domowej albo niani, to po prostu by taką osobę zatrudniła.
W moim odczuciu pozostaje zrewidowanie swoich wyobrażeń o życiu w trakcie terapii albo pogodzenie się z tym, że można nic w swoim życiu nie zmieniać, ale nie będzie z tego żadnych nowych bonusów.
No i przyszło mi do głowy inne, "edgy", rozwiązanie - znalezienie osoby bardzo doświadczonej przez los, posiadającej minimalne wymagania, której nie przeszkadza wizja życia od pierwszego do pierwszego albo na jakimś zasiłku. Grunt to mieć podobne wyobrażenia o życiu i oczekiwania względem niego.
Fajnie jest mieć ideały, ale mają one tę upartą cechę, że nie nakarmi się nimi dzieci, nie zapłaci za prywatną opiekę medyczną, zajęcia dodatkowe ani żaden bank nie wliczy ich do zarobków przy decyzji kredytowej.
Co więcej, posiadanie osobowości zależnej zwiększa prawdopodobieństwo, że padnie się ofiarą jakiegoś złego człowieka, który wykorzysta nasze słabości do swoich niecnych gierek.
Tak jak napisał USiebie - trzeba wybrać. Nie da się mieć wszystkiego.
No i dochodzą kwestie biologiczne - nawet super feministyczny i super rodzinny mężczyzna nie zajdzie w ciążę, nie pójdzie na macierzyński, nie urodzi i nie wykarmi piersią dziecka (chociaż wiadomo - są laktatory, można mrozić pokarm albo po prostu wybrać mleko modyfikowane).
Owszem, kobieta może pracować prawie do samego porodu a potem wrócić do pracy najszybciej, jak się da, ale świadomość, że w domu oprócz niemowlęcia czeka na nią dziecko po trzydziestce brzmi moim zdaniem mało kojąco.
No i nadal niestety więcej jest mężczyzn, którzy pracują na dobrze płatnych stanowiskach - np. w IT. Jak kobieta, która zarabia poniżej średniej krajowej ma sama utrzymać rodzinę? A jeśli już mamy ambitną, pracowitą programistkę, menadżerkę, inżynierkę albo businesswoman, to czy ona nie chciałaby partnera, który jest równie ogarnięty i ambitny? Gdyby potrzebowała pomocy domowej albo niani, to po prostu by taką osobę zatrudniła.
W moim odczuciu pozostaje zrewidowanie swoich wyobrażeń o życiu w trakcie terapii albo pogodzenie się z tym, że można nic w swoim życiu nie zmieniać, ale nie będzie z tego żadnych nowych bonusów.
No i przyszło mi do głowy inne, "edgy", rozwiązanie - znalezienie osoby bardzo doświadczonej przez los, posiadającej minimalne wymagania, której nie przeszkadza wizja życia od pierwszego do pierwszego albo na jakimś zasiłku. Grunt to mieć podobne wyobrażenia o życiu i oczekiwania względem niego.