12 Lis 2008, Śro 19:54, PID: 88775
Gdy jeszcze byłam zależna od rodziców, nie miałam wpływu na to, co będę nosić, tylko mama szła ze mną do sklepu, nienawidziłam wtedy zakupów, bo zawsze kupiła mi to, co mi się nie podobało, mama traktowała mnie jak dziecko, nawet gdy miałam 18 lat, gdy szyłyśmy do hali odzieżowej, potrafiła krzyknąć w każdym sklepie na samym wejściu, (a miała donośny głos): ,,Czy są kurtki dla tej dziewczyny?!!!", po czym wyciągała z półek, co się dało, robiła bałagan, wchodziła w dyskusje z ekspedientkami, gadała jak najęta, ludzie się za nami oglądali, często traciłam cierpliwość i wskazywałam pierwsze lepsze ubranie, potem okazywało się, że moje dłonie całkiem chowały się w rękawach kurtki a nogawki od spodni ciągnęły się po ziemi. Pamiętam, jak w wieku 19 lat pierwszy raz pojechałam do obcego miasta na studia i poszłam na zakupy, miałam naciągniętą czapkę na uszy, a ekspedientka zapytała mnie: ,,Co chcesz chłopczyku?". Przez całe studia chodziłam we wstrętnych swetrach z kotkami, serduszkami i domkami robionych na drutach przez moją mamę, gdy ktoś za znajomych zapomniał, kim jestem, tłumaczyli mu: ,,Ta co ciągle w swetrach chodzi". Po studiach z satysfakcją wywaliłam swetry na śmietnik, od tej pory zmieniłam swój wygląd, ale ciągle mi się wydaje, że jestem tą 18-letnią dziewczynką, którą mama prowadzi do sklepu.