16 Lis 2008, Nie 16:48, PID: 90273
Ja mam juz 24 latka i nadal nie zrobiłem prawka. Nigdy nie zapisałem się na kurs nawet. W zasadzie to nawet nigdy o tym poważnie nie myślałem. A przecież w dzisiejszych czasach to bez prawka jak bez ręki Moi wszyscy znajomi robili kurs od razu jak tylko mogli czyli wtedy w wieku 17 lat już. A ja wtedy o tym nawet nie chciałem myśleć.
To się troche wiąże z moim dzieciństwem. Ojciec był wielkim fanem motoryzacji, wielokrotnie mi opowiadał ile to on miał różnych motorów (wtedy motor to było na prawdę coś ) I że pierwszy kupił jak miał ileś tam naście lat, nigdy nie jeździł na nim ale wsiadł od razu i dojechał sam do domu. Po prostu cud Noooo a ja się na głupim rowerze nie umiałem długo nauczyć jeździć i oczywiście mi wypominał że za jego czasów to nie było małych rowerów tylko brał taki duży rower dziadka pod ramą siedział i zjeżdżał z górki. Wywalił sie 20 razy ale za 21 już normalnie jechał i w ogóle to był wspaniały, nie to co ja Motory zmieniał często miał zawsze najlepsze z kolegów, wszyscy mu zazdrościli itd. Pamiętam też że jak miałem tak z 5-6 lat to pojechałem z ojcem i z mama na motorze na coś w stylu pikniku. A ten motor mial tak wysoko rure wydechową która się nagrzewała i mówił mi żebym jej nie dotykał ale było niewygodnie, dotkąłem jej i sie oparzylem
A jeszcze kiedyś jak u dziadka pomagałem przy pracach polowych przy zwożeniu słomy sprasowanej. To kierując ciągnikiem wyskoczył mi bieg, a że było z górki to ciągnik zaczął gwałtownie przyśpieszać, dziadek mało nie spadł i się nie zabił. A ja nie mogłem wcisnąć hamulca bo byłem bardoz mały a on ciężko chodził Skończyło sie płaczem
Kiedyś też tata naprawiał samochód, leżał pod nim a obok leżały klucze, które prosił żebym mu podawal ja miałem niewiele latek, a na tych kluczach liczby były duże, niekótrych nie znalem poza tym że nie wiedziałem co to jest klucz nasadowy itp. No i jak mnie o jakis poprosił, a ja mu podalem nie ten, kolejny nie ten, kolejny znowu zły to sie zezłościł na mnie i skrzyczał że sam już lepiej sobie poradzi. A ja oczywiście poszedłem z płaczem
Hahahaha no i tyle moich śmiesznych traumatycznych przeżyć z motoryzacją. Oczywiście nie ma tragedii jeżdze na rowerze, kiedyś jeździłem troche na motorze, ale poza miastem, bo bez prawka i z dala od ludzi. Samochodem na kolanach taty. Ale nigdy sam, nigdy tez nie poprosiłem go by mi dał samochód gdzieś na małouczęszczanej drodze bym się przejechał. Kolegów poprosić się wstydziłem. A tak z marszu na kurs nigdy odwagi nie miałem iść.
Przeczytałem za to post Wojtka bez Portek i dodał mi duzo otuchy, chyba się przełamie, poprosze kogoś żeby mi się dal przejechać i niebawem zapisze na kurs. Kurde ta pieprzona fobia nei jest w końcu taka straszna i czuje pewien przypływ sił na tyle że chyba ją zniszcze. Szkoda że nie moge sobie jej spersonalizowac to wtedy otrzymałaby pare potężnych ciosów! Przy okazji gratuluje jak komuś się uda w całości te wynurzenia z mojej psychiki przeczytac
To się troche wiąże z moim dzieciństwem. Ojciec był wielkim fanem motoryzacji, wielokrotnie mi opowiadał ile to on miał różnych motorów (wtedy motor to było na prawdę coś ) I że pierwszy kupił jak miał ileś tam naście lat, nigdy nie jeździł na nim ale wsiadł od razu i dojechał sam do domu. Po prostu cud Noooo a ja się na głupim rowerze nie umiałem długo nauczyć jeździć i oczywiście mi wypominał że za jego czasów to nie było małych rowerów tylko brał taki duży rower dziadka pod ramą siedział i zjeżdżał z górki. Wywalił sie 20 razy ale za 21 już normalnie jechał i w ogóle to był wspaniały, nie to co ja Motory zmieniał często miał zawsze najlepsze z kolegów, wszyscy mu zazdrościli itd. Pamiętam też że jak miałem tak z 5-6 lat to pojechałem z ojcem i z mama na motorze na coś w stylu pikniku. A ten motor mial tak wysoko rure wydechową która się nagrzewała i mówił mi żebym jej nie dotykał ale było niewygodnie, dotkąłem jej i sie oparzylem
A jeszcze kiedyś jak u dziadka pomagałem przy pracach polowych przy zwożeniu słomy sprasowanej. To kierując ciągnikiem wyskoczył mi bieg, a że było z górki to ciągnik zaczął gwałtownie przyśpieszać, dziadek mało nie spadł i się nie zabił. A ja nie mogłem wcisnąć hamulca bo byłem bardoz mały a on ciężko chodził Skończyło sie płaczem
Kiedyś też tata naprawiał samochód, leżał pod nim a obok leżały klucze, które prosił żebym mu podawal ja miałem niewiele latek, a na tych kluczach liczby były duże, niekótrych nie znalem poza tym że nie wiedziałem co to jest klucz nasadowy itp. No i jak mnie o jakis poprosił, a ja mu podalem nie ten, kolejny nie ten, kolejny znowu zły to sie zezłościł na mnie i skrzyczał że sam już lepiej sobie poradzi. A ja oczywiście poszedłem z płaczem
Hahahaha no i tyle moich śmiesznych traumatycznych przeżyć z motoryzacją. Oczywiście nie ma tragedii jeżdze na rowerze, kiedyś jeździłem troche na motorze, ale poza miastem, bo bez prawka i z dala od ludzi. Samochodem na kolanach taty. Ale nigdy sam, nigdy tez nie poprosiłem go by mi dał samochód gdzieś na małouczęszczanej drodze bym się przejechał. Kolegów poprosić się wstydziłem. A tak z marszu na kurs nigdy odwagi nie miałem iść.
Przeczytałem za to post Wojtka bez Portek i dodał mi duzo otuchy, chyba się przełamie, poprosze kogoś żeby mi się dal przejechać i niebawem zapisze na kurs. Kurde ta pieprzona fobia nei jest w końcu taka straszna i czuje pewien przypływ sił na tyle że chyba ją zniszcze. Szkoda że nie moge sobie jej spersonalizowac to wtedy otrzymałaby pare potężnych ciosów! Przy okazji gratuluje jak komuś się uda w całości te wynurzenia z mojej psychiki przeczytac