02 Maj 2015, Sob 21:38, PID: 443746
Odświeżam temat. Mało osób się wypowiedziało na ten temat a wyświetleń dość dużo Ale to chyba dość wstydliwy temat, zważając na to jak ludzie widzący takie zachowanie, na nie reagują.
Hmm... tak się zastanawiam czy to bujanie się naprawdę jest chorobą sierocą. Myślę nad tym i czytam w internecie o tej chorobie. Dużo ma objawów a bujanie się jest tylko jednym z tej długiej listy. To tylko moje myśli, jak coś zawsze mogę się mylić, ale chyba nie u każdego bujanie się jest oznaką choroby sierocej. Większość pisze, że gdy dziecko się buja, to może jest to jedna z reakcji na stres. Jeśli rodzice odpowiednio zareagują i powoli, stopniowo pokażą inne, lepsze sposoby na redukowanie stresu, to wszystko będzie dobrze. Szkoda, że najczęściej rodzice panikują i w obawie reagują zbyt gwałtownie. Mam wrażenie, że to pewnego rodzaju stereotyp, skoro dziecko się buja to musi mieć chorobę sierocą. Tak czy inaczej rodzice reagują jak reagują a my albo kontynuujemy nasz zwyczaj odreagowania stresu nawet gdy jesteśmy dorośli albo z powodu silnych emocji zaprzestajemy tak robić i pogłębiamy naszą nieumiejętność radzenia sobie ze stresem (chyba, że ktoś znajduję sobie wtedy dobry zamiennik, to naprawdę gratuluję i zazdroszczę ). Wtedy jest problem, zwłaszcza dla tych, którzy posiadają partnera/kę. Różnie to może być, jedni akceptują, to nasze zachowanie a inni nie za bardzo. Ja miałam to szczęście, że mój partner to zaakceptował, jednak w małej dawce (czyli, nigdy nie robić tego przy nim. Uważa też, że to zwykły nawyk po wcześniejszym radzeniu sobie z problemami rodzinnymi i ja się z nim po części zgadzam). Właśnie, u niektórych jest to po prostu nawyk, którego nie pozbyli się za dzieciństwa. Nigdy nie byłam u psychologa, więc nie wiem co o tym by powiedział. Zastanawia mnie co wam o tym mówił, gdy przedstawialiście mu sytuacje.
Niby są ciekawe zamienniki, jak ćwiczenia, joga, jogging, medytacja, czytanie książek, gry komputerowe, ciepłe kąpiele itd. Chyba najlepiej kilka po trochu, ponieważ jeśli zagłębimy się tylko w jeden z nich, to możemy mieć z nim większy problem niż z samym bujaniem się Jednak czemu tak trudno się na to przerzucić? Ja zrobiłam sobie jeszcze większy problem a zarazem małą pomoc (szukam pozytywów). Połączyłam bujanie się, ze słuchaniem muzyki i wymyślaniem sobie długich historyjek ze mną w roli głównej (wybujała wyobraźnia). Z drugiej strony aby tak intensywnie się bujać muszę być sama w domu i mieć słuchawki na uszach. Dzięki temu (lub przez to, jak kto woli) tego rodzaju bujanie się pomaga mi i to bardzo, dodatkowo wygodnie mi z tym i nie chce mi się zmieniać tego przyzwyczajenia. Nie czuję się gorsza przez to, że się bujam. Społeczeństwo od razu linczuje wszystko co odbiega od normy. Jeśli to jest nawyk, który nie przeszkadza w codziennym życiu to w porządku. Przeszkadza mi to, że mam kilka innych objawów, ale z tym to już muszę iść do psychologa.
Moim pierwszym sposobem było stopniowe zmniejszanie dawek bujania się a zwiększanie pozytywnymi myślami. Dużo rozmyślałam nad tym życiem gdy miałam depresje. poczytałam też kilka książek aby utwierdzić się w swoich przekonaniach. Udało mi się odpowiedzieć na część z nich.
W skrócie dla tych, którzy już znudzili się moim pisaniem napiszę, że sposobem na to jest pogodzenie się z tym co nas spotkało w przeszłości i wybaczenie osobom, które nas skrzywdziły. Niekoniecznie rodzina musiała przyczynić się do bujania się, mogło sprawić to otoczenie. Nie możesz dostać miłości? Próbuj dawać ją innym lub samemu sobie. W odpowiednim dla Twojego życia momencie, miłość zostanie Tobie zwrócona. Takie myślenie mi pomogło.
Drugim sposobem są te zamienniki. W moim przypadku mniej prywatności i trochę mniej wolnego czasu zmusiły mnie do używania zamienników, ale nie wykorzystałabym ich gdybym nie wymyśliła w depresji pierwszego sposobu.
No dobrze, czas rozwinąć temat. Napiszę jak mi pomógł ten sposób. Tylko proszę się nie śmiać. Piszę tu coś, czego się troszkę wstydzę ^_^
Wrócę do tego, co wymieniłam jako ciekawe zamienniki. Ćwiczenia pomagają na zmęczenie i rozluźnienie organizmu. Ciepła kąpiel również (w moim przypadku gorąca). Ale mi najbardziej pomogły swego rodzaju medytacje. Wykonywałam je tylko wtedy, gdy się odbijałam, ponieważ tylko wtedy byłam wystarczając rozluźniona. Zazwyczaj tworzyłam sobie historyjki o podobnej fabule. Jedyną różnicą były moje reakcje. Wyobrażałam siebie jako anioła światłości przepełnionego miłością, mającego odmienić świat upadłych aniołów . Najczęściej wyobrażałam sobie walkę z innym aniołem, który przez swoją nienawiść i bezradność popadł w szaleństwo. Oczywiście wspierając moje ego musiałam dodać, że był jednym z najpotężniejszych archaniołów będącym w stanie zniszczyć pół świata Szczegółów walki nie będę podawać (wyda się, że w tych historyjkach jestem przekoksowana ). Otóż gdy byłam zła/wściekła/bezradna, moje reakcje polegały na szybkiej i brutalnej walce, ranieniu przeciwnika a na końcu oczyszczeniu go energią przy okropnym bólu z jego strony. Jednak, gdy próbowałam zmienić swoje myśli, moje reakcje polegały na opanowanym działaniu. Przeciwnik był zatrzymywany lub przeze mnie opóźniany a rany przez niego zdobyte nie były ani poważne ani zadane z nienawiści. Na końcu gdy miałam go oczyścić z jego nienawiści i bezradności, nie zadawałam mu bólu. Skoncentruję się teraz na tym jak go oczyściłam. Przywołałam jego wspomnienia, osoby które skrzywdził, ich ból gdy był krzywdzone i jego ból gdy je krzywdził. Później pokazywałam mu sytuacje, które go zraniły. Przyczyny jego nienawiści i bezradności. Mój przeciwnik odczuwał wtedy ból, jednak nie zadany przeze mnie, lecz przez jego decyzje, które odcisnęły swoje piętno na jego wspomnieniach i myślach. Różnicą również było to, że nie uważałam go za wroga i ból podzieliłam na pół, abym mogła go zrozumieć i wesprzeć. Na samym końcu tego oczyszczenia, pokazałam mu pozytywne strony jego doświadczeń, to co uzyskał (uważam, że przy każdym doświadczeniu tracimy i dostajemy coś cennego) i co dał innym ludziom. Wszystko to po to, aby mógł dostrzec obie strony tego wszystkiego, te dobre i te złe. Chciałam abyśmy zauważyli ,że nawet krzywdząc kogoś, mój przeciwnik bardzo cierpiał. Mimo naszych ciężarów oboje wytrzymaliśmy ten ból i gorycz, w jaki sposób? Przywołałam wspomnienia i doświadczenia pozytywne. Doświadczenia dotyczące nie tylko mnie, lecz innych ludzi. Wszystkie dobre gesty objawiające się troską, obawą, współczuciem, empatią, opieką, szczerą rozmową, uśmiechem, śmiechem. Piękno natury, to ile nam daje i jak w nim czujemy się silniejsi. Sytuacje, które powodują iż rośnie nam serce, takie jak (niekoniecznie u ludzi) narodziny dziecka, satysfakcja po nauce czegoś bardzo ważnego dotyczącego naszego życia, spotkaniu lub usłyszeniu o kimś, kto zrobił coś dobrego dla drugiego "człowieka" (niekoniecznie chodzi o człowieka) itd. I tutaj kuracja się zaczęła. Otóż zaczęłam szczegółowo myśleć o tych dobrych rzeczach, o tym, że wszystko ma swoją dobrą stronę, nawet te najgorsze sytuacje. Moim przeciwnikiem, równie dobrze mogłaby być część mnie, która nie potrafi pogodzić się z przeszłością jak i prześladowcą choć nie moim, który zranił wielu wokół siebie włącznie z nim samym (prześladowcą nie może być osoba, która mnie kiedyś mocno skrzywdziła, ponieważ wtedy "oczyszczenie nie byłoby szczere. Prześladowcą jest kobieta, choć w moim doświadczeniu był to ojciec - mężczyzna. Zresztą na samym początku mojej historyjki te osoby albo się nie pojawiają albo umierają. Wtedy również mogę w jakimś stopniu dostrzec własne odczucia wobec nich). Tak więc dzięki temu zrobiłam sobie wstęp, do zrozumienia wszystkich ludzi, włącznie z sobą. Najpierw koncentrowałam się na tych pozytywach a później na tym co je łączy. Zawsze dochodziłam do wniosku, że łączy je miłość. Tak więc myślałam o miłości, wczułam się w nią. Dzięki temu rozluźniałam się coraz bardziej i uśmiechałam od ucha do ucha Jednak nie mogłam za długo przebywać w tym stanie, ponieważ z czasem on słabł. Tak więc, gdy czułam się gotowa i wiedziałam, że potrafię w miarę zrozumieć osoby, które mnie skrzywdziły, zaczęłam w myślach po kolei im wybaczać. Polegało to na tym, że wypowiadałam tego typu formułkę np. ".....rozumiem Cię i wybaczam Tobie, kocham Ciebie". Oczywiście musiałam wtedy czuć, że w jakieś mierze wybaczam tej osobie. Tak robiłam co kilka dni lub kilka razy dziennie, aby siebie rozluźnić. To przygotowało mnie po pewnym czasie, aby stopniowo zmniejszać ilość godzin spędzanych na bujaniu się (w depresji potrafiłam 10 godzin dziennie się bujać, nawet wtedy, gdy rodzina się ze mnie naśmiewała ).
Gdy mam kilka dni głębszego stresu to potrzeba tego jest nie do zniesienia. Nie wiem czy kiedykolwiek mi to przejdzie jeśli nie poszłam z tym ani razu do terapeuty ale wiem, że udało mi się zmniejszyć ilość bujania się do minimum
Ale muszę dodać mały minus. Nawet jeśli teraz rzadko kiedy się odbijam, to gdy się na czymś koncentruję mocno (np. przy pisaniu tego postu), słucham muzyki lub próbuję siebie uspokoić to bujam głową lub całą sobą na boki, czasami lekko czasami mocno. A przed snem gdy jestem zestresowana, majtam stopą w łóżku niemiłosiernie Więc założenie andrew_ace o tym, że bujanie się jest zaawansowaną wersją "telepania" nogą, według mnie jest prawdziwe w większości przypadków
Kto doczytał do końca, temu gratuluję :hamster_smile:
Hmm... tak się zastanawiam czy to bujanie się naprawdę jest chorobą sierocą. Myślę nad tym i czytam w internecie o tej chorobie. Dużo ma objawów a bujanie się jest tylko jednym z tej długiej listy. To tylko moje myśli, jak coś zawsze mogę się mylić, ale chyba nie u każdego bujanie się jest oznaką choroby sierocej. Większość pisze, że gdy dziecko się buja, to może jest to jedna z reakcji na stres. Jeśli rodzice odpowiednio zareagują i powoli, stopniowo pokażą inne, lepsze sposoby na redukowanie stresu, to wszystko będzie dobrze. Szkoda, że najczęściej rodzice panikują i w obawie reagują zbyt gwałtownie. Mam wrażenie, że to pewnego rodzaju stereotyp, skoro dziecko się buja to musi mieć chorobę sierocą. Tak czy inaczej rodzice reagują jak reagują a my albo kontynuujemy nasz zwyczaj odreagowania stresu nawet gdy jesteśmy dorośli albo z powodu silnych emocji zaprzestajemy tak robić i pogłębiamy naszą nieumiejętność radzenia sobie ze stresem (chyba, że ktoś znajduję sobie wtedy dobry zamiennik, to naprawdę gratuluję i zazdroszczę ). Wtedy jest problem, zwłaszcza dla tych, którzy posiadają partnera/kę. Różnie to może być, jedni akceptują, to nasze zachowanie a inni nie za bardzo. Ja miałam to szczęście, że mój partner to zaakceptował, jednak w małej dawce (czyli, nigdy nie robić tego przy nim. Uważa też, że to zwykły nawyk po wcześniejszym radzeniu sobie z problemami rodzinnymi i ja się z nim po części zgadzam). Właśnie, u niektórych jest to po prostu nawyk, którego nie pozbyli się za dzieciństwa. Nigdy nie byłam u psychologa, więc nie wiem co o tym by powiedział. Zastanawia mnie co wam o tym mówił, gdy przedstawialiście mu sytuacje.
Niby są ciekawe zamienniki, jak ćwiczenia, joga, jogging, medytacja, czytanie książek, gry komputerowe, ciepłe kąpiele itd. Chyba najlepiej kilka po trochu, ponieważ jeśli zagłębimy się tylko w jeden z nich, to możemy mieć z nim większy problem niż z samym bujaniem się Jednak czemu tak trudno się na to przerzucić? Ja zrobiłam sobie jeszcze większy problem a zarazem małą pomoc (szukam pozytywów). Połączyłam bujanie się, ze słuchaniem muzyki i wymyślaniem sobie długich historyjek ze mną w roli głównej (wybujała wyobraźnia). Z drugiej strony aby tak intensywnie się bujać muszę być sama w domu i mieć słuchawki na uszach. Dzięki temu (lub przez to, jak kto woli) tego rodzaju bujanie się pomaga mi i to bardzo, dodatkowo wygodnie mi z tym i nie chce mi się zmieniać tego przyzwyczajenia. Nie czuję się gorsza przez to, że się bujam. Społeczeństwo od razu linczuje wszystko co odbiega od normy. Jeśli to jest nawyk, który nie przeszkadza w codziennym życiu to w porządku. Przeszkadza mi to, że mam kilka innych objawów, ale z tym to już muszę iść do psychologa.
Moim pierwszym sposobem było stopniowe zmniejszanie dawek bujania się a zwiększanie pozytywnymi myślami. Dużo rozmyślałam nad tym życiem gdy miałam depresje. poczytałam też kilka książek aby utwierdzić się w swoich przekonaniach. Udało mi się odpowiedzieć na część z nich.
W skrócie dla tych, którzy już znudzili się moim pisaniem napiszę, że sposobem na to jest pogodzenie się z tym co nas spotkało w przeszłości i wybaczenie osobom, które nas skrzywdziły. Niekoniecznie rodzina musiała przyczynić się do bujania się, mogło sprawić to otoczenie. Nie możesz dostać miłości? Próbuj dawać ją innym lub samemu sobie. W odpowiednim dla Twojego życia momencie, miłość zostanie Tobie zwrócona. Takie myślenie mi pomogło.
Drugim sposobem są te zamienniki. W moim przypadku mniej prywatności i trochę mniej wolnego czasu zmusiły mnie do używania zamienników, ale nie wykorzystałabym ich gdybym nie wymyśliła w depresji pierwszego sposobu.
No dobrze, czas rozwinąć temat. Napiszę jak mi pomógł ten sposób. Tylko proszę się nie śmiać. Piszę tu coś, czego się troszkę wstydzę ^_^
Wrócę do tego, co wymieniłam jako ciekawe zamienniki. Ćwiczenia pomagają na zmęczenie i rozluźnienie organizmu. Ciepła kąpiel również (w moim przypadku gorąca). Ale mi najbardziej pomogły swego rodzaju medytacje. Wykonywałam je tylko wtedy, gdy się odbijałam, ponieważ tylko wtedy byłam wystarczając rozluźniona. Zazwyczaj tworzyłam sobie historyjki o podobnej fabule. Jedyną różnicą były moje reakcje. Wyobrażałam siebie jako anioła światłości przepełnionego miłością, mającego odmienić świat upadłych aniołów . Najczęściej wyobrażałam sobie walkę z innym aniołem, który przez swoją nienawiść i bezradność popadł w szaleństwo. Oczywiście wspierając moje ego musiałam dodać, że był jednym z najpotężniejszych archaniołów będącym w stanie zniszczyć pół świata Szczegółów walki nie będę podawać (wyda się, że w tych historyjkach jestem przekoksowana ). Otóż gdy byłam zła/wściekła/bezradna, moje reakcje polegały na szybkiej i brutalnej walce, ranieniu przeciwnika a na końcu oczyszczeniu go energią przy okropnym bólu z jego strony. Jednak, gdy próbowałam zmienić swoje myśli, moje reakcje polegały na opanowanym działaniu. Przeciwnik był zatrzymywany lub przeze mnie opóźniany a rany przez niego zdobyte nie były ani poważne ani zadane z nienawiści. Na końcu gdy miałam go oczyścić z jego nienawiści i bezradności, nie zadawałam mu bólu. Skoncentruję się teraz na tym jak go oczyściłam. Przywołałam jego wspomnienia, osoby które skrzywdził, ich ból gdy był krzywdzone i jego ból gdy je krzywdził. Później pokazywałam mu sytuacje, które go zraniły. Przyczyny jego nienawiści i bezradności. Mój przeciwnik odczuwał wtedy ból, jednak nie zadany przeze mnie, lecz przez jego decyzje, które odcisnęły swoje piętno na jego wspomnieniach i myślach. Różnicą również było to, że nie uważałam go za wroga i ból podzieliłam na pół, abym mogła go zrozumieć i wesprzeć. Na samym końcu tego oczyszczenia, pokazałam mu pozytywne strony jego doświadczeń, to co uzyskał (uważam, że przy każdym doświadczeniu tracimy i dostajemy coś cennego) i co dał innym ludziom. Wszystko to po to, aby mógł dostrzec obie strony tego wszystkiego, te dobre i te złe. Chciałam abyśmy zauważyli ,że nawet krzywdząc kogoś, mój przeciwnik bardzo cierpiał. Mimo naszych ciężarów oboje wytrzymaliśmy ten ból i gorycz, w jaki sposób? Przywołałam wspomnienia i doświadczenia pozytywne. Doświadczenia dotyczące nie tylko mnie, lecz innych ludzi. Wszystkie dobre gesty objawiające się troską, obawą, współczuciem, empatią, opieką, szczerą rozmową, uśmiechem, śmiechem. Piękno natury, to ile nam daje i jak w nim czujemy się silniejsi. Sytuacje, które powodują iż rośnie nam serce, takie jak (niekoniecznie u ludzi) narodziny dziecka, satysfakcja po nauce czegoś bardzo ważnego dotyczącego naszego życia, spotkaniu lub usłyszeniu o kimś, kto zrobił coś dobrego dla drugiego "człowieka" (niekoniecznie chodzi o człowieka) itd. I tutaj kuracja się zaczęła. Otóż zaczęłam szczegółowo myśleć o tych dobrych rzeczach, o tym, że wszystko ma swoją dobrą stronę, nawet te najgorsze sytuacje. Moim przeciwnikiem, równie dobrze mogłaby być część mnie, która nie potrafi pogodzić się z przeszłością jak i prześladowcą choć nie moim, który zranił wielu wokół siebie włącznie z nim samym (prześladowcą nie może być osoba, która mnie kiedyś mocno skrzywdziła, ponieważ wtedy "oczyszczenie nie byłoby szczere. Prześladowcą jest kobieta, choć w moim doświadczeniu był to ojciec - mężczyzna. Zresztą na samym początku mojej historyjki te osoby albo się nie pojawiają albo umierają. Wtedy również mogę w jakimś stopniu dostrzec własne odczucia wobec nich). Tak więc dzięki temu zrobiłam sobie wstęp, do zrozumienia wszystkich ludzi, włącznie z sobą. Najpierw koncentrowałam się na tych pozytywach a później na tym co je łączy. Zawsze dochodziłam do wniosku, że łączy je miłość. Tak więc myślałam o miłości, wczułam się w nią. Dzięki temu rozluźniałam się coraz bardziej i uśmiechałam od ucha do ucha Jednak nie mogłam za długo przebywać w tym stanie, ponieważ z czasem on słabł. Tak więc, gdy czułam się gotowa i wiedziałam, że potrafię w miarę zrozumieć osoby, które mnie skrzywdziły, zaczęłam w myślach po kolei im wybaczać. Polegało to na tym, że wypowiadałam tego typu formułkę np. ".....rozumiem Cię i wybaczam Tobie, kocham Ciebie". Oczywiście musiałam wtedy czuć, że w jakieś mierze wybaczam tej osobie. Tak robiłam co kilka dni lub kilka razy dziennie, aby siebie rozluźnić. To przygotowało mnie po pewnym czasie, aby stopniowo zmniejszać ilość godzin spędzanych na bujaniu się (w depresji potrafiłam 10 godzin dziennie się bujać, nawet wtedy, gdy rodzina się ze mnie naśmiewała ).
Gdy mam kilka dni głębszego stresu to potrzeba tego jest nie do zniesienia. Nie wiem czy kiedykolwiek mi to przejdzie jeśli nie poszłam z tym ani razu do terapeuty ale wiem, że udało mi się zmniejszyć ilość bujania się do minimum
Ale muszę dodać mały minus. Nawet jeśli teraz rzadko kiedy się odbijam, to gdy się na czymś koncentruję mocno (np. przy pisaniu tego postu), słucham muzyki lub próbuję siebie uspokoić to bujam głową lub całą sobą na boki, czasami lekko czasami mocno. A przed snem gdy jestem zestresowana, majtam stopą w łóżku niemiłosiernie Więc założenie andrew_ace o tym, że bujanie się jest zaawansowaną wersją "telepania" nogą, według mnie jest prawdziwe w większości przypadków
Kto doczytał do końca, temu gratuluję :hamster_smile: