11 Lip 2009, Sob 19:49, PID: 163103
EDYCJA:
Daleko odbiegałem od wątku tematu w poprzedniej wersji postu, więc edytuję go.
Straciłem panowanie nad emocjami, kiedy po latach izolacji i niewynagradzanych trudów, zacząłem bezkompromisowo dążyć w poszukiwaniu jak najbardziej harmonijnej drogi życia, pozwalającej zachować trzeźwość umysłu i opanowanie wewnętrzne na co dzień. Ten zew emocjonalny sprawiał, że nie umiałem nie przejawaić siebie w spoób kontrastowy, będąc stosunkowo ograniczony w emocjonalnym rozwoju. Nie miałem więc przez długi czas sprawności intelektualnej niezbędnej do np. stylu wywodzenia naukowego badź czytania, ale niebywały zmysł orientacji w czasie i przestrzeni oraz oceny ideologii postępowania i rzeczywistych motywów ludzkich, które wyznaczają kolejne konwencje społeczne, określają jego nastroje.
W mojej opinii nastrój społeczny i klimat rywalizacji o status materialny odbiera nam równowagę emocjonalną i skazuje na częściowe intelektualne upośledzenie, dlatego by zapanować nad sobą musiałem określić niefizyczny lęk przed bezkrytycznym przyjmowaniem bardzo niecnotliwego stylu bycia. Aby to zrobić, poddałem się bezkrytycznie próbie pogodzenia wszystkich standardów społecznych, by stwierdzić, że nie mogę ich uzyskać, nie płacąc za to ceny zrujnowanego zdrowia fizycznego bądź braku równowagii. Za bezzasadnymi obciążeniami ponad siły idzie owy niematerialny ból, jako zapowiedź gniewnych pobudek.
Skoro jednak "być" w świecie oznacza podążać za planem ogółu, to próbowałem zminimalizować zjawisko gniewnych pobudek występujących naprzemiennnie z fizyczną astenią, dlatego poprzez ascezę i kontrastowe porywy emocjonalne odnalazłem mniej destrukcyjny styl bycia. Zależny jest on jednak od trybu życia i napięć społecznych, które są raczej bardziej natury filozoficznej, czyli egzystencjalnej. Dlatego poza niemal udokumentowaniem natury problemu i możliwością jego dowodzenia, udało mi się uzyskać znacznie bardziej optymalne warunki do życia. To co robiłem do tej pory można oddać przypowieścią ewangelijną o bukłakach, które są stare, a wlewa się do niego młode wino. Będąc młodym winem rozrywam bukłaki i sam się zatracam jak wyciekające z nich wino. To natomiast, do czego mnie dotychczas sposobiono, czego symbolem są bukłaki, przepada. Choć poznałem jak smakuje stare wino, którym jest jak standaryzacja życia społecznego, jego technicyzacja, to jednak potrzebuję czasu, by idea postępu nie pozostała, jak do tej pory, utopijną i bardzo nieżyciową. W innym wypadku skrajne emocje będą nie tylko moim wypadku na porządku dziennym spektaklarnie manifestowane jako absurdy rzeczywistości.
Daleko odbiegałem od wątku tematu w poprzedniej wersji postu, więc edytuję go.
Straciłem panowanie nad emocjami, kiedy po latach izolacji i niewynagradzanych trudów, zacząłem bezkompromisowo dążyć w poszukiwaniu jak najbardziej harmonijnej drogi życia, pozwalającej zachować trzeźwość umysłu i opanowanie wewnętrzne na co dzień. Ten zew emocjonalny sprawiał, że nie umiałem nie przejawaić siebie w spoób kontrastowy, będąc stosunkowo ograniczony w emocjonalnym rozwoju. Nie miałem więc przez długi czas sprawności intelektualnej niezbędnej do np. stylu wywodzenia naukowego badź czytania, ale niebywały zmysł orientacji w czasie i przestrzeni oraz oceny ideologii postępowania i rzeczywistych motywów ludzkich, które wyznaczają kolejne konwencje społeczne, określają jego nastroje.
W mojej opinii nastrój społeczny i klimat rywalizacji o status materialny odbiera nam równowagę emocjonalną i skazuje na częściowe intelektualne upośledzenie, dlatego by zapanować nad sobą musiałem określić niefizyczny lęk przed bezkrytycznym przyjmowaniem bardzo niecnotliwego stylu bycia. Aby to zrobić, poddałem się bezkrytycznie próbie pogodzenia wszystkich standardów społecznych, by stwierdzić, że nie mogę ich uzyskać, nie płacąc za to ceny zrujnowanego zdrowia fizycznego bądź braku równowagii. Za bezzasadnymi obciążeniami ponad siły idzie owy niematerialny ból, jako zapowiedź gniewnych pobudek.
Skoro jednak "być" w świecie oznacza podążać za planem ogółu, to próbowałem zminimalizować zjawisko gniewnych pobudek występujących naprzemiennnie z fizyczną astenią, dlatego poprzez ascezę i kontrastowe porywy emocjonalne odnalazłem mniej destrukcyjny styl bycia. Zależny jest on jednak od trybu życia i napięć społecznych, które są raczej bardziej natury filozoficznej, czyli egzystencjalnej. Dlatego poza niemal udokumentowaniem natury problemu i możliwością jego dowodzenia, udało mi się uzyskać znacznie bardziej optymalne warunki do życia. To co robiłem do tej pory można oddać przypowieścią ewangelijną o bukłakach, które są stare, a wlewa się do niego młode wino. Będąc młodym winem rozrywam bukłaki i sam się zatracam jak wyciekające z nich wino. To natomiast, do czego mnie dotychczas sposobiono, czego symbolem są bukłaki, przepada. Choć poznałem jak smakuje stare wino, którym jest jak standaryzacja życia społecznego, jego technicyzacja, to jednak potrzebuję czasu, by idea postępu nie pozostała, jak do tej pory, utopijną i bardzo nieżyciową. W innym wypadku skrajne emocje będą nie tylko moim wypadku na porządku dziennym spektaklarnie manifestowane jako absurdy rzeczywistości.