20 Lis 2018, Wto 17:23, PID: 772246
hej, wiecie co, tez tak miałam, do tego próbowałam sie tez do tych ludzi usmiechac, efekt- tragiczny, prawie zero odzewu albo nagle poważna mina tego/tej co się najpierw usmiechał/ła. Mysle sobie; krzywe zęby mam, to pewnie to, albo brzydota ogólna, albo żałosnośc ogólna.
A potem zrobiłam (nie raz tylko wiele razy i ciągle do tego wracam) cwiczenie z gatunku tych "jak poprawic swoją samoocene" - wyjśc z domu z nastawieniem, ze ludzie mnie lubią. Tak ogólnie i jakby domyślnie lubią. No i mi przeszło. tzn zauwazyłam róznicę, że juz się nie boję spojrzeć na innych z pozytywnym nastawieniem. Właśnie MOIM POZYTYWNYM NASTAWIENIEM, a nie ich nastawieniem do mnie (bo nie wiem jakie rzeczywiście jest, ale skoro pokazują pozytyw to biore za pozytyw)
Bo prawda jest taka ze wiecznie zmartwieni swoją osobą nawet jesli spotkamy kogos szczerze miłego to odbieramy to jako szyderę.
i poziom dalej: nawet jesli ktos się fałszywoe uśmiecha to jego sprawa nie moja.
Odnosi się to do obcych i znajomych, nie moja sprawa co siedzi w ich głowie; nie musze sie nad tym zastanawiać, ktoś się uśmiecha, robię to samo, koniec.
No ale to trzeba się nie poddawać czy po pierwszej osobie nas olewającej uznac ze do d*py to jest.
Aha no i - ostatnio nawet odważyłam sie dac zdjecie na fb gdzie usmiecham sie szeroko do obiektywu (krzywe zęby!) -odzew pozytywny. wcale nie uwazam ze fałszywie. Nie mam za wiele znajomych ale pare osób skomentowało to dobrze, nie interesuje mnie czy tak naprawde mówili co mysla czy szydzili. Ja się czuję dobrze z tym co napisali, tak jak z uśmiechem kogos obcego w autobusie. Bo moje nastawienie do ogółu ludzi jest pozytywne, uwazam/liczę ze domyślnie mnie lubią.
Nie jest to cos naturalnego, ale zadziałało. Chyba za bardzo sie chowam w sobie i spodziewam ciosów tam gdzie ich nie ma.
A potem zrobiłam (nie raz tylko wiele razy i ciągle do tego wracam) cwiczenie z gatunku tych "jak poprawic swoją samoocene" - wyjśc z domu z nastawieniem, ze ludzie mnie lubią. Tak ogólnie i jakby domyślnie lubią. No i mi przeszło. tzn zauwazyłam róznicę, że juz się nie boję spojrzeć na innych z pozytywnym nastawieniem. Właśnie MOIM POZYTYWNYM NASTAWIENIEM, a nie ich nastawieniem do mnie (bo nie wiem jakie rzeczywiście jest, ale skoro pokazują pozytyw to biore za pozytyw)
Bo prawda jest taka ze wiecznie zmartwieni swoją osobą nawet jesli spotkamy kogos szczerze miłego to odbieramy to jako szyderę.
i poziom dalej: nawet jesli ktos się fałszywoe uśmiecha to jego sprawa nie moja.
Odnosi się to do obcych i znajomych, nie moja sprawa co siedzi w ich głowie; nie musze sie nad tym zastanawiać, ktoś się uśmiecha, robię to samo, koniec.
No ale to trzeba się nie poddawać czy po pierwszej osobie nas olewającej uznac ze do d*py to jest.
Aha no i - ostatnio nawet odważyłam sie dac zdjecie na fb gdzie usmiecham sie szeroko do obiektywu (krzywe zęby!) -odzew pozytywny. wcale nie uwazam ze fałszywie. Nie mam za wiele znajomych ale pare osób skomentowało to dobrze, nie interesuje mnie czy tak naprawde mówili co mysla czy szydzili. Ja się czuję dobrze z tym co napisali, tak jak z uśmiechem kogos obcego w autobusie. Bo moje nastawienie do ogółu ludzi jest pozytywne, uwazam/liczę ze domyślnie mnie lubią.
Nie jest to cos naturalnego, ale zadziałało. Chyba za bardzo sie chowam w sobie i spodziewam ciosów tam gdzie ich nie ma.