31 Sie 2017, Czw 17:41, PID: 710377
U mnie to chyba przyzwyczajenie. Nie chciałabym też stracić tej pracy, bo długo byłam bezrobotna i czuję, że jak na razie nie znajdę nic lepszego dla siebie niż to, co mam teraz. I na pewno łatwiej też wstać wiedząc, że idzie się do pracy, którą się lubi/która nie jest dla Ciebie katorgą i w której masz przyjemną atmosferę.
Oczywiście jadąc do pracy płaczę, myślę, żeby sobie pojechać gdzie indziej, wyobrażam sobie różne drastyczne sceny z moim udziałem (przecież jak będę miała wypadek to moje niepójście do pracy będzie usprawiedliwione).
Właściwie to nie wiem, co mnie motywuje. Chyba to, że chcę wreszcie mieć swoje pieniądze, chcę mieć możliwość wyprowadzenia się jeśli będzie taka potrzeba (mam dość napiętą sytuację z domownikami). Kiedyś mi pomagało kładzenie budzika z dala od łóżka - tak, żebym musiała wstać, żeby go wyłączyć. Teraz robię często w takiej okrojonej wersji to, co opisał @klocek - po przebudzeniu się leżę jeszcze chwilę, tak może z 5 sekund i jakoś udaje mi się wstać. Mam jednak ten problem, że jak już mi wpadnie do głowy myśl "a może dziś nie pójdę do pracy?" to zazwyczaj ta myśl wygrywa. Najczęściej tak jest, jak jestem po prostu wyczerpana i chcę się wyspać.
O, jeszcze coś mi się przypomniało. Zawsze nie lubiłam, gdy ktoś mi coś kazał robić - od razu mi się odechciewało. Wszelkie przymusy, nakazy strasznie mnie stresowały i demotywowały. W obecnej pracy mam bardzo elastyczne godziny, więc jak zaśpię to nikt mnie nie skrzyczy, po prostu zacznę pracę później. To mi chyba bardzo ułatwia wczesne wstawanie - to, że mogę sama decydować, że wstanę sobie o tej czwartej, żeby się wyszykować, być na 6 w pracy i o 14 wracać już do domu.
Oczywiście jadąc do pracy płaczę, myślę, żeby sobie pojechać gdzie indziej, wyobrażam sobie różne drastyczne sceny z moim udziałem (przecież jak będę miała wypadek to moje niepójście do pracy będzie usprawiedliwione).
Właściwie to nie wiem, co mnie motywuje. Chyba to, że chcę wreszcie mieć swoje pieniądze, chcę mieć możliwość wyprowadzenia się jeśli będzie taka potrzeba (mam dość napiętą sytuację z domownikami). Kiedyś mi pomagało kładzenie budzika z dala od łóżka - tak, żebym musiała wstać, żeby go wyłączyć. Teraz robię często w takiej okrojonej wersji to, co opisał @klocek - po przebudzeniu się leżę jeszcze chwilę, tak może z 5 sekund i jakoś udaje mi się wstać. Mam jednak ten problem, że jak już mi wpadnie do głowy myśl "a może dziś nie pójdę do pracy?" to zazwyczaj ta myśl wygrywa. Najczęściej tak jest, jak jestem po prostu wyczerpana i chcę się wyspać.
O, jeszcze coś mi się przypomniało. Zawsze nie lubiłam, gdy ktoś mi coś kazał robić - od razu mi się odechciewało. Wszelkie przymusy, nakazy strasznie mnie stresowały i demotywowały. W obecnej pracy mam bardzo elastyczne godziny, więc jak zaśpię to nikt mnie nie skrzyczy, po prostu zacznę pracę później. To mi chyba bardzo ułatwia wczesne wstawanie - to, że mogę sama decydować, że wstanę sobie o tej czwartej, żeby się wyszykować, być na 6 w pracy i o 14 wracać już do domu.