21 Sty 2020, Wto 21:36, PID: 814515
Miałam taki okres w życiu gdy byłam prawie całkiem sama. Przerwałam moje pierwsze studia i siedziałam prawie cały czas w domu nie widząc nikogo oprócz mojej mamy, kttóra jednak pracowała do późna, wracała wieczorem i nie do końca wiedziała co się ze mną dzieje. Miałam wtedy ciężką depresję i problem z ogarnięciem np jedzenia; robiłam je tylko żeby zrobić też obiad dla mojej mamy. Gdyby nie ona to chyba nie jadłabym wtedy. Myślała, że się uczę a ja spałam prawie cały dzień. Nie wiem czy moja depresja wynikała z braku zajęcia i pomysłu na przyszłość czy z samotności jednak był to okropny czas. Chyba najbardziej podtrzymywała mnie nadzieja, że coś wymyślę i że moja sytuacja się zmieni. Gdybym nie miała depresji ale miała coś co lubię i ogólnie fajne życie to może umiałabym być tak całkiem sama. Lubię być sama, lubię rozmyślać w samotności, obejrzeć film, iść na spacer; jednak żyjąc w całkowitej próźni łatwo mi zatracić realność więc jednak wolę jakichś ludzi znać, na ile to możliwe w moim przypadku. I tak z nikim nie udało mi się nawiązać relacji w 100% pozbawionej lęku (może coś takiego w ogóle nie istnieje?). Zbyt częsty kontakt z innymi mnie męczy - prawdopodobnie mam wysoki pozom introwertyzmu.