29 Sty 2008, Wto 19:27, PID: 11202
Kiedyś medytowałem (codziennie ze trzy miesiące), potem przestałem, potem raz na jakiś czas mi się zdarzało, a teraz znowu (z siedem miesięcy już) tego nie robię. Chyba ponownie zacznę (ale regularnie, codziennie).
Metody są różne. Ta w linku Maren jest ok, ale wątpię, żeby ktoś bez żadnego przygotowania zdołał wpaść w prawdziwy trans, więc nie warto sobie robić nadziei (to i tak przyjdzie przy regularnych ćwiczeniach).
Najlepiej wybrać sobie jedną porę dnia i jej się trzymać. Usadzić się wygodnie, po turecku, na podłodze, czy na łóżku, zamknąć oczu i się skupić na czymś, na czymkolwiek. Na początek najlepszy jest oddech.
wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech
Oczywiście niekoniecznie oddech, chodzi o skupienie się i wywalenie wszelkich myśli z głowy. Mogą być dźwięki otoczenia. Można się gapić w jeden nieruchomy punkt. To trochę ciężkie na początku, bo myśli same się pchają, jak widzą puste miejsce ale nie aż tak ciężkie, żeby nie dać sobie z tym rady. I tak sobie oczyszczamy głowę ze śmieci - 10 minut na początek to w sam raz, dłużej ciężko wytrzymać (po dwóch miesiącach dochodziłem spokojnie do pół godziny, mięśnie trochę sztywnieją, heh)
Są też inne techniki, wizualizacje itp., aż po szeroko pojętą dalekowschodnią mistykę, w którą się za bardzo nie zagłębiałem mówiąc szczerze. W sumie nigdy nie wyszedłem poza siedzenie i niemyślenie (totalna pustka w głowie), ale mi to wystarczało No ok, interesującą rzeczą jest jeszcze obserwacja własnych myśli, pozwalanie im żeby sobie płynęły i obserwacja jak gdyby "z zewnątrz", coś jak patrzenie na rybki w akwarium.
Bardzo lubię medytację w plenerze, gdzieś na polu, czy w lesie, koncentrując się na dźwiękach otoczenia, próbując je złapać jako całość ( a nie skupiać się tylko na tym, co za mną, albo przede mną), a także starając się uchwycić jednocześnie ziemię pod sobą i powietrze (wtopić się w teren) - niestety w zimie to raczej odpada.
Ha, chyba znowu zacznę, co mi szkodzi.
EDIT: A jeszcze mi się coś przypomniało.
Cytat:Wydaje mi się, że medytacja pomaga ogólnie w relaksacji, podobnie trochę jak basen, czy masaż. Dobre samopoczucie "umysłu" na pewno ma korzystny wpływ na jego kondycję, a przez to na zmniejszenie w różnych problemów/dolegliwości go dotyczących.Tak to prawda, ale nie tylko. Poza ogólnym zrelaksowaniem i odświeżeniem, regularne sesje rozwijają koncentrację, a poza tym, uczą kontroli nad myślami, a to dla fobika jest bardzo użyteczną umiejętnością (zwłaszcza w stresowych sytuacjach). Warto jednak pamiętać, że to jak z pływaniem w górę rzeki - jeśli nie płyniesz, to się cofasz, więc regularne ćwiczenia to podstawa Brzmi groźnie, ale dziesięć minut dziennie (do pół godziny) nie jest ciężko wyskrobać (ha, zabawnie mi to brzmi w tym poście, bo przecież ja codziennie nie robię kompletnie NIC, a na medytację jakoś czasu ni ma, ciekawy paradoks).
Metody są różne. Ta w linku Maren jest ok, ale wątpię, żeby ktoś bez żadnego przygotowania zdołał wpaść w prawdziwy trans, więc nie warto sobie robić nadziei (to i tak przyjdzie przy regularnych ćwiczeniach).
Najlepiej wybrać sobie jedną porę dnia i jej się trzymać. Usadzić się wygodnie, po turecku, na podłodze, czy na łóżku, zamknąć oczu i się skupić na czymś, na czymkolwiek. Na początek najlepszy jest oddech.
wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech
Oczywiście niekoniecznie oddech, chodzi o skupienie się i wywalenie wszelkich myśli z głowy. Mogą być dźwięki otoczenia. Można się gapić w jeden nieruchomy punkt. To trochę ciężkie na początku, bo myśli same się pchają, jak widzą puste miejsce ale nie aż tak ciężkie, żeby nie dać sobie z tym rady. I tak sobie oczyszczamy głowę ze śmieci - 10 minut na początek to w sam raz, dłużej ciężko wytrzymać (po dwóch miesiącach dochodziłem spokojnie do pół godziny, mięśnie trochę sztywnieją, heh)
Są też inne techniki, wizualizacje itp., aż po szeroko pojętą dalekowschodnią mistykę, w którą się za bardzo nie zagłębiałem mówiąc szczerze. W sumie nigdy nie wyszedłem poza siedzenie i niemyślenie (totalna pustka w głowie), ale mi to wystarczało No ok, interesującą rzeczą jest jeszcze obserwacja własnych myśli, pozwalanie im żeby sobie płynęły i obserwacja jak gdyby "z zewnątrz", coś jak patrzenie na rybki w akwarium.
Bardzo lubię medytację w plenerze, gdzieś na polu, czy w lesie, koncentrując się na dźwiękach otoczenia, próbując je złapać jako całość ( a nie skupiać się tylko na tym, co za mną, albo przede mną), a także starając się uchwycić jednocześnie ziemię pod sobą i powietrze (wtopić się w teren) - niestety w zimie to raczej odpada.
Ha, chyba znowu zacznę, co mi szkodzi.
EDIT: A jeszcze mi się coś przypomniało.
Cytat:Jest ona pomocna w wyleczeniu fobii?Jako jeden z elementów to podejrzewam że tak, ale sama z siebie - nie sądzę. Na moje oko, to raczej pomoże radzić sobie z fobią i w złagodzeniu depresji, ale nie usunie samego problemu.