01 Lis 2011, Wto 17:53, PID: 278216
Witam! Zaczęłam wczoraj przeglądać to forum i po przeczytaniu Twojego posta grycyl muszę powiedzieć, że w klasie maturalnej miałam dość podobne problemy do Twoich. Prawdopodobnie się nie doceniasz i tylko Ci się wydaje, że mówisz same głupoty. Też miałam o sobie takie zdanie i paradoksalnie właśnie matura sprawiła, że zaczęło się ono powoli zmieniać.
Mnie również chodziły mi po głowie myśli, żeby sobie sobie to wszystko odpuścić, ale na szczęście tego nie zrobiłam i ta decyzja jest jedną z niewielu, dzięki którym byłam z siebie autentycznie dumna. Jak to zwykle bywa - strach ma wielkie oczy.
Zawsze stresowały mnie odpowiedzi ustne - wyglądało to tak, jakbym nic nie umiała, choć zwykle było inaczej. Dodatkowo frustrujący był fakt, że często osoby, które naprawdę niewiele wiedziały, ale były bardziej elokwentne, dostawały dobre oceny a ja nie. Starałam się też unikać wszelkich ustnych konkursów, recytacji, czytania referatów. Matura ustna wydawała się koszmarem.
Chyba najważniejsze było: pogodzić się z tym, że mam problem, który sam nie minie no i spróbować go rozwiązać (co okazało się, wbrew obawom wcale nie takie trudne).
Moja rada: jeśli masz możliwość, poszukaj pomocy w przygotowaniu prezentacji u jakiejś polonistki (lepiej niż np. u studentki - będzie wiedziała, na co zwracają uwagę nauczycielki). Ja długo się przed tym wzbraniałam, bo sam pomysł korepetycji traktowałam jak klęskę, dowód że jestem głupia, mimo że zawsze uważałam się za raczej zdolną. Poza tym wiadomo - lęk przed nowo poznaną osobą. Okazało się, że zupełnie niepotrzebny, było bardzo miło. Te kilka spotkań naprawdę mi pomogło - w końcu zamiast panikować, rozmyślać o kompletnej kompromitacji na maturze i zastanawiać się, czy w ogóle do niej przystąpić, musiałam zmobilizować się, przygotować jakieś materiały i zacząć wreszcie to pisać. Gdy miałam całą prezentację napisaną, poczułam się dużo pewniej. Wybrałam sobie temat prezentacji, który wydał mi się ciekawy (nie związany zbytnio z rzeczami omawianymi na lekcjach), ale dość szybko uznałam że popełniłam błąd, bo ciężko będzie znaleźć odpowiednią literaturę (kolejny powód do zamartwiania się). Dało radę, ale musiałam sporo się naszukać w bibliotekach i księgarniach. Radzę zdecydować się na coś związanego z lekturami - łatwiej znajdziesz opracowania. Długo uczyłam się prezentacji na pamięć, myślałam że ze stresu się zatnę, ale okazało się że nie, jednak wszystko pamiętałam i wyrecytowałam płynnie, może trochę za szybko.
Większość pytań, może nawet wszystkie da się z góry przewidzieć - pewnie łatwiej Ci będzie, jeśli napiszesz sobie odpowiedzi i nawet nauczysz się ich na pamięć, bardzo dobrze jak przećwiczysz odpowiadanie z nauczycielką lub z jakąś zaufaną osobą. Czym wcześniej, tym lepiej.
Lepsze wrażenie zrobisz, jeśli będziesz miała jakieś plansze - nawet jeśli niezbyt potrzebne, wyjdzie bardziej profesjonalnie.
Język obcy - nie wiem jak to teraz wygląda. Ja zdawałam dwa - jeden na poziomie podstawowym, drugi na rozszerzonym, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo punkty z matury ustnej nie liczyły się przy rekrutacji na studia. Rozszerzony - trzeba było coś opowiedzieć na wylosowany temat i odpowiedzieć na kilka pytań. Na szczęście było kilka minut na przygotowanie się i ewentualne rozpisanie sobie podpowiedzi na kartce. Tu akurat ujawniło się pozytywne działanie stresu - nawijałam co mi ślina na język przyniesie, choć wydawało mi się, że niekoniecznie poprawnie. W tym samym czasie w sali czekała na swoją kolej inna dziewczyna - śmiała i lepsza ode mnie z tego języka. Bardzo się zdziwiłam, kiedy powiedziała mi, że stresujące było słuchanie mnie, bo świetnie odpowiadałam i ona bała się, że sama tak nie da rady.
Poziom podstawowy - z pozoru wydawał się trudniejszy niż rozszerzony: opis rysunku (nie takie straszne) plus dialogi (brrr...). Ale myliłam się, tego się NIE DA nie zdać. Dialogi były tak banalne i krótkie, że naprawdę byłam zaskoczona, kiedy się skończyły. No i rzeczywiście jak ktoś tu wcześniej wspomniał, komisja to znudzone (i mało wymagające) panie. Na pewno nie będą Cię długo maglować. Poza tym, jeśli dobrze pamiętam, jedna z osób w komisji to Twój nauczyciel tego przedmiotu. Temu komuś będzie zależało, żebyś zdała, bo gdyby Ci się nie udało, to świadczyłoby o tym, że niczego Cię nie nauczył, to będzie dla niego osobista porażka.
Zresztą - matura ustna z języka obcego (przynajmniej za moich czasów) to kilka powtarzających się motywów, niemal identyczne rzeczy znajdziesz w repetytoriach.
Ogólnie maturę ustną i pisemną zdałam dobrze, dostałam się na wybrany kierunek studiów.
Osiemnastka - ja spędziłam ją tylko z rodziną. Wielu ludzi nie wyprawia w ogóle lub zaprasza tylko kilku znajomych. Wbrew temu, co teraz myślisz nie jest ważna, po kilku latach nikt o niej nie będzie pamiętał, no chyba że wydarzy się coś będącego raczej powodem do wstydu niż miłych wspomnień...
Studniówka - co prawda nie zostałam długo, ale cieszę się, że przyszłam. Sukienka, makijaż, biżuteria, fryzjer... Chyba pierwszy moment w moim życiu, kiedy wyglądałam naprawdę ślicznie. :-P Nikt się po mnie nie spodziewał. Usłyszałam dużo komplementów od mocno zdziwionych ludzi. Bardzo mnie to dowartościowało - na krótko, ale jednak. No i otrzymałam kolejny dowód na to, że zmiany na lepsze jednak są możliwe. Jeśli masz kompleksy, pójście na studniówkę jest wskazane. Tu jest większa szansa, niż w przypadku osiemnastki, że będziesz żałować, że Cię ominęła.
Podsumowując, zdarzenia które spędzały mi sen z powiek ostatecznie podniosły moją samoocenę. Już wiem, że jeśli dobrze się przygotuję do publicznego wystąpienia - po prostu się uda. Teraz większości ludzi trudno sobie wyobrazić, że mogłam mieć z tym kłopot. To na razie jedna z niewielu typowo "fobicznych" przypadłości, których udało mi się pozbyć.
W szkole często opuszczałam zajęcia - ale nie robiłam w tym czasie nic konstruktywnego, sądząc po Twoim poście robisz podobnie. Na studiach zdecydowałam się w końcu na urlop - nie było warto! Nie funduj sobie przerwy w nauce. Uczciwie sobie odpowiedz - czy będziesz wtedy robiła coś, co naprawdę lubisz lub co pomoże Ci uporać się z problemami? A może raczej będziesz tylko siedziała w domu i jeszcze bardziej odizolujesz się od ludzi?
Co do stosunków międzyludzkich w ogóle i niskiej samooceny, to nie chcę się wymądrzać, bo u mnie samej jest z tym średnio. Nadal towarzyszy mi okropny lęk przed opiniami innych. Jednak już wiem, że to nieprawda, że prawie nikt nie może mnie lubić i że nikomu się nie podobam.
Do poprawy własnego wizerunku pomocna może być zmiana środowiska. Dobrą okazją są studia. Nie wiem, czy to może coś Ci dać, ale ja od jakiegoś czasu, kiedy poznaję nowych ludzi, często udaję odważniejszą niż jestem w rzeczywistości. Na początku może być trudno i nienaturalnie, ale z czasem przyzwyczaisz się, że po prostu taka jesteś.
No i radziłabym Ci podjęcie jakiejś terapii. Może to groźnie brzmi, ale tak naprawdę to nic strasznego i przynosi ulgę. Jak Ci się nie spodoba, to po prostu zrezygnujesz. W każdym razie nie odkładaj niczego na później. Pracuj nad sobą, kłopoty nie przejdą same z siebie. Nie marnuj Swojej młodości.
Bardzo się rozpisałam, ale mam nadzieję, że to trochę podniesie Cię na duchu. Pozdrawiam
Mnie również chodziły mi po głowie myśli, żeby sobie sobie to wszystko odpuścić, ale na szczęście tego nie zrobiłam i ta decyzja jest jedną z niewielu, dzięki którym byłam z siebie autentycznie dumna. Jak to zwykle bywa - strach ma wielkie oczy.
Zawsze stresowały mnie odpowiedzi ustne - wyglądało to tak, jakbym nic nie umiała, choć zwykle było inaczej. Dodatkowo frustrujący był fakt, że często osoby, które naprawdę niewiele wiedziały, ale były bardziej elokwentne, dostawały dobre oceny a ja nie. Starałam się też unikać wszelkich ustnych konkursów, recytacji, czytania referatów. Matura ustna wydawała się koszmarem.
Chyba najważniejsze było: pogodzić się z tym, że mam problem, który sam nie minie no i spróbować go rozwiązać (co okazało się, wbrew obawom wcale nie takie trudne).
Moja rada: jeśli masz możliwość, poszukaj pomocy w przygotowaniu prezentacji u jakiejś polonistki (lepiej niż np. u studentki - będzie wiedziała, na co zwracają uwagę nauczycielki). Ja długo się przed tym wzbraniałam, bo sam pomysł korepetycji traktowałam jak klęskę, dowód że jestem głupia, mimo że zawsze uważałam się za raczej zdolną. Poza tym wiadomo - lęk przed nowo poznaną osobą. Okazało się, że zupełnie niepotrzebny, było bardzo miło. Te kilka spotkań naprawdę mi pomogło - w końcu zamiast panikować, rozmyślać o kompletnej kompromitacji na maturze i zastanawiać się, czy w ogóle do niej przystąpić, musiałam zmobilizować się, przygotować jakieś materiały i zacząć wreszcie to pisać. Gdy miałam całą prezentację napisaną, poczułam się dużo pewniej. Wybrałam sobie temat prezentacji, który wydał mi się ciekawy (nie związany zbytnio z rzeczami omawianymi na lekcjach), ale dość szybko uznałam że popełniłam błąd, bo ciężko będzie znaleźć odpowiednią literaturę (kolejny powód do zamartwiania się). Dało radę, ale musiałam sporo się naszukać w bibliotekach i księgarniach. Radzę zdecydować się na coś związanego z lekturami - łatwiej znajdziesz opracowania. Długo uczyłam się prezentacji na pamięć, myślałam że ze stresu się zatnę, ale okazało się że nie, jednak wszystko pamiętałam i wyrecytowałam płynnie, może trochę za szybko.
Większość pytań, może nawet wszystkie da się z góry przewidzieć - pewnie łatwiej Ci będzie, jeśli napiszesz sobie odpowiedzi i nawet nauczysz się ich na pamięć, bardzo dobrze jak przećwiczysz odpowiadanie z nauczycielką lub z jakąś zaufaną osobą. Czym wcześniej, tym lepiej.
Lepsze wrażenie zrobisz, jeśli będziesz miała jakieś plansze - nawet jeśli niezbyt potrzebne, wyjdzie bardziej profesjonalnie.
Język obcy - nie wiem jak to teraz wygląda. Ja zdawałam dwa - jeden na poziomie podstawowym, drugi na rozszerzonym, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo punkty z matury ustnej nie liczyły się przy rekrutacji na studia. Rozszerzony - trzeba było coś opowiedzieć na wylosowany temat i odpowiedzieć na kilka pytań. Na szczęście było kilka minut na przygotowanie się i ewentualne rozpisanie sobie podpowiedzi na kartce. Tu akurat ujawniło się pozytywne działanie stresu - nawijałam co mi ślina na język przyniesie, choć wydawało mi się, że niekoniecznie poprawnie. W tym samym czasie w sali czekała na swoją kolej inna dziewczyna - śmiała i lepsza ode mnie z tego języka. Bardzo się zdziwiłam, kiedy powiedziała mi, że stresujące było słuchanie mnie, bo świetnie odpowiadałam i ona bała się, że sama tak nie da rady.
Poziom podstawowy - z pozoru wydawał się trudniejszy niż rozszerzony: opis rysunku (nie takie straszne) plus dialogi (brrr...). Ale myliłam się, tego się NIE DA nie zdać. Dialogi były tak banalne i krótkie, że naprawdę byłam zaskoczona, kiedy się skończyły. No i rzeczywiście jak ktoś tu wcześniej wspomniał, komisja to znudzone (i mało wymagające) panie. Na pewno nie będą Cię długo maglować. Poza tym, jeśli dobrze pamiętam, jedna z osób w komisji to Twój nauczyciel tego przedmiotu. Temu komuś będzie zależało, żebyś zdała, bo gdyby Ci się nie udało, to świadczyłoby o tym, że niczego Cię nie nauczył, to będzie dla niego osobista porażka.
Zresztą - matura ustna z języka obcego (przynajmniej za moich czasów) to kilka powtarzających się motywów, niemal identyczne rzeczy znajdziesz w repetytoriach.
Ogólnie maturę ustną i pisemną zdałam dobrze, dostałam się na wybrany kierunek studiów.
Osiemnastka - ja spędziłam ją tylko z rodziną. Wielu ludzi nie wyprawia w ogóle lub zaprasza tylko kilku znajomych. Wbrew temu, co teraz myślisz nie jest ważna, po kilku latach nikt o niej nie będzie pamiętał, no chyba że wydarzy się coś będącego raczej powodem do wstydu niż miłych wspomnień...
Studniówka - co prawda nie zostałam długo, ale cieszę się, że przyszłam. Sukienka, makijaż, biżuteria, fryzjer... Chyba pierwszy moment w moim życiu, kiedy wyglądałam naprawdę ślicznie. :-P Nikt się po mnie nie spodziewał. Usłyszałam dużo komplementów od mocno zdziwionych ludzi. Bardzo mnie to dowartościowało - na krótko, ale jednak. No i otrzymałam kolejny dowód na to, że zmiany na lepsze jednak są możliwe. Jeśli masz kompleksy, pójście na studniówkę jest wskazane. Tu jest większa szansa, niż w przypadku osiemnastki, że będziesz żałować, że Cię ominęła.
Podsumowując, zdarzenia które spędzały mi sen z powiek ostatecznie podniosły moją samoocenę. Już wiem, że jeśli dobrze się przygotuję do publicznego wystąpienia - po prostu się uda. Teraz większości ludzi trudno sobie wyobrazić, że mogłam mieć z tym kłopot. To na razie jedna z niewielu typowo "fobicznych" przypadłości, których udało mi się pozbyć.
W szkole często opuszczałam zajęcia - ale nie robiłam w tym czasie nic konstruktywnego, sądząc po Twoim poście robisz podobnie. Na studiach zdecydowałam się w końcu na urlop - nie było warto! Nie funduj sobie przerwy w nauce. Uczciwie sobie odpowiedz - czy będziesz wtedy robiła coś, co naprawdę lubisz lub co pomoże Ci uporać się z problemami? A może raczej będziesz tylko siedziała w domu i jeszcze bardziej odizolujesz się od ludzi?
Co do stosunków międzyludzkich w ogóle i niskiej samooceny, to nie chcę się wymądrzać, bo u mnie samej jest z tym średnio. Nadal towarzyszy mi okropny lęk przed opiniami innych. Jednak już wiem, że to nieprawda, że prawie nikt nie może mnie lubić i że nikomu się nie podobam.
Do poprawy własnego wizerunku pomocna może być zmiana środowiska. Dobrą okazją są studia. Nie wiem, czy to może coś Ci dać, ale ja od jakiegoś czasu, kiedy poznaję nowych ludzi, często udaję odważniejszą niż jestem w rzeczywistości. Na początku może być trudno i nienaturalnie, ale z czasem przyzwyczaisz się, że po prostu taka jesteś.
No i radziłabym Ci podjęcie jakiejś terapii. Może to groźnie brzmi, ale tak naprawdę to nic strasznego i przynosi ulgę. Jak Ci się nie spodoba, to po prostu zrezygnujesz. W każdym razie nie odkładaj niczego na później. Pracuj nad sobą, kłopoty nie przejdą same z siebie. Nie marnuj Swojej młodości.
Bardzo się rozpisałam, ale mam nadzieję, że to trochę podniesie Cię na duchu. Pozdrawiam