19 Gru 2008, Pią 14:33, PID: 102548
Szkoła dla mnie była najbardziej traumatycznym przeżyciem - nie mówię o podstawówce w której oprócz w-fu jakoś sobie radziłem - paradoksalnie na wsi ludzie bardziej mnie tolerowali niż w mieście.
W wieku 15 lat po skończeniu 8 klasy, poszedłem do szkoły w mieście - mieszkałem na stancji (co mi się podobało - bo od zawsze byłem piekielnie niezależny), jednak koledzy w pierwszym liceum do którego chodziłem (hehe chyba nie myślicie że wytrzymałem w jednym liceum przez okres 4 lat ale o tym później) i koleżanki wyraźnie mnie nie polubili, na spotkaniu integracyjnym które poprzedzało pierwszy rok szkolny popełniłem "gafę" już na samym początku, zamiast iść do kolegów/koleżanek trzymałem się z dala, no i oczywiście standardowe pytania "nie lubisz nas?" "od nikogo nic nie chcesz, uważasz się za lepszego?" itp itd, znacie to chyba z własnego doświadczenia.
Nauczycielki też oczywiście kiwały głowami ze zdziwienia.
No ok. integracyjny biwak się skończył (na szczęście), zaczęła się szkoła.
Pomijając problemy w nauce - wynikające z mojego trudnego okresu dorastania - koledzy i koleżanki dołowali mnie tylko jak mogli, śmiejąc się ze mnie po cichu albo i trochę głośniej, dodatkowe porażki w nauce itp, myślałem by z sobą skończyć wówczas, ale nie odważyłem się.
Jak już sytuacja w szkole była bardzo zła, zamiast do szkoły szedłem na dworzec PKP który miałem po drodzę i voila! w Polskę! Np. do Torunia, Gdańska, Bydgoszczy, Ełku, gdzie mnie poniosło, oto był mój pierwszy rok liceum.
Jako że nie radziłem sobie w tym liceum byłem zmuszony przenieść się do innego.
Poszedłem do liceum które miało opinie - mniej prestiżowego i dobrze, bo z nauką radziłem sobie już o.k, ludzie mnie też jakoś bardziej zaakceptowali, ale... no właśnie... jako że w moim życiu kiedy jest różowo zwykle należy spodziewać się ciosu, w końcu ktoś sobie mnie upatrzył - pewien chłopak dosyć silny no i wiadomo zaczał mnie gnoić (Do dziś mi się to śni), musiałem uciekać z tego liceum, prawie gdy zaczynał się rok szkolny przeniosłem się do kolejnego (wówczas byłem w 2 liceum), ale dowiedziałem się że ten chłopak idzie do ośrodka odwykowego (był ćpunem) i wróciłem znów do liceum poprzedniego - niestety przeniósł się tam również pewien Mateusz - sytuacja ta sama oczywiście.
Jakoś wytrzymałem rok, w międzyczasie przeprowadziliśmy się więc miałem również okazję zmienić szkołę, oczywiście w nowej szkole znowu nowe problemy (byłem w 3 klasie), no i wreszcie mądra decyzja - chyba nigdy bym nie ukończył liceum gdyby nie ona - przeniesienie (wynegocjowane z rodzicami - nie łatwo było) do zaocznego liceum dla dorosłych, tam się odnalazłem, były osoby nawet po 50-tce, byłem tam traktowany dobrze i wyrozumiale - to ostatnie moje liceum wspominam wyjątkowo pozytywnie, tam też zdałem maturę, na studiach sytuacja jednak znowu zmusiła mnie do wzięcia dziekanki by nie być w tej grupie w której jestem, ale chaotycznie to opisałem, mam nadzieje że coś zrozumiecie
W wieku 15 lat po skończeniu 8 klasy, poszedłem do szkoły w mieście - mieszkałem na stancji (co mi się podobało - bo od zawsze byłem piekielnie niezależny), jednak koledzy w pierwszym liceum do którego chodziłem (hehe chyba nie myślicie że wytrzymałem w jednym liceum przez okres 4 lat ale o tym później) i koleżanki wyraźnie mnie nie polubili, na spotkaniu integracyjnym które poprzedzało pierwszy rok szkolny popełniłem "gafę" już na samym początku, zamiast iść do kolegów/koleżanek trzymałem się z dala, no i oczywiście standardowe pytania "nie lubisz nas?" "od nikogo nic nie chcesz, uważasz się za lepszego?" itp itd, znacie to chyba z własnego doświadczenia.
Nauczycielki też oczywiście kiwały głowami ze zdziwienia.
No ok. integracyjny biwak się skończył (na szczęście), zaczęła się szkoła.
Pomijając problemy w nauce - wynikające z mojego trudnego okresu dorastania - koledzy i koleżanki dołowali mnie tylko jak mogli, śmiejąc się ze mnie po cichu albo i trochę głośniej, dodatkowe porażki w nauce itp, myślałem by z sobą skończyć wówczas, ale nie odważyłem się.
Jak już sytuacja w szkole była bardzo zła, zamiast do szkoły szedłem na dworzec PKP który miałem po drodzę i voila! w Polskę! Np. do Torunia, Gdańska, Bydgoszczy, Ełku, gdzie mnie poniosło, oto był mój pierwszy rok liceum.
Jako że nie radziłem sobie w tym liceum byłem zmuszony przenieść się do innego.
Poszedłem do liceum które miało opinie - mniej prestiżowego i dobrze, bo z nauką radziłem sobie już o.k, ludzie mnie też jakoś bardziej zaakceptowali, ale... no właśnie... jako że w moim życiu kiedy jest różowo zwykle należy spodziewać się ciosu, w końcu ktoś sobie mnie upatrzył - pewien chłopak dosyć silny no i wiadomo zaczał mnie gnoić (Do dziś mi się to śni), musiałem uciekać z tego liceum, prawie gdy zaczynał się rok szkolny przeniosłem się do kolejnego (wówczas byłem w 2 liceum), ale dowiedziałem się że ten chłopak idzie do ośrodka odwykowego (był ćpunem) i wróciłem znów do liceum poprzedniego - niestety przeniósł się tam również pewien Mateusz - sytuacja ta sama oczywiście.
Jakoś wytrzymałem rok, w międzyczasie przeprowadziliśmy się więc miałem również okazję zmienić szkołę, oczywiście w nowej szkole znowu nowe problemy (byłem w 3 klasie), no i wreszcie mądra decyzja - chyba nigdy bym nie ukończył liceum gdyby nie ona - przeniesienie (wynegocjowane z rodzicami - nie łatwo było) do zaocznego liceum dla dorosłych, tam się odnalazłem, były osoby nawet po 50-tce, byłem tam traktowany dobrze i wyrozumiale - to ostatnie moje liceum wspominam wyjątkowo pozytywnie, tam też zdałem maturę, na studiach sytuacja jednak znowu zmusiła mnie do wzięcia dziekanki by nie być w tej grupie w której jestem, ale chaotycznie to opisałem, mam nadzieje że coś zrozumiecie