12 Paź 2012, Pią 19:49, PID: 320351
Jak poszłam do nowej podstawówki (zmieniałam szkołę) to przez to, że byłam nieśmiała, zostałam odrzucona przez cała klasę -.- Dla ośmiolatki to raczej nie było nic przyjemnego, śmiali się ze mnie itd. - ja płakałam, czyli krótko mówiąc przez pierwszy rok byłam kozłem ofiarnym. Dopiero w następnej klasie się "odnalazłam" i do końca gimnazjum miałam prawie tą samą klasę - uczęszczałam do zespołu szkół i odbyło się to wszystko bezproblemowo. Miałam koleżanki, dobre kontakty z klasą, wszystko było okej. Jednak chciałam coś zmienić, idąc do Liceum chciałam się pozbyć nieśmiałości, więc wybrałam szkołę w większym mieście, gdzie nie znałam nikogo. Sama rzuciłam się na głęboką wodę, zaryzykowałam i nie powiem.. parę dni po złożeniu oryginalnego świadectwa do wybranego już liceum zaczęłam się wahać. Zaczęłam żałować, czytałam na gronie mojej nowej klasy, co ci ludzie pisali i się zaczęłam bać, że nie będę tam całkowicie pasowała. Ja, nieśmiała szara myszka, z małej wsi, wśród tych ludzi. Poszłam nawet na spotkanie integracyjne, bo wierzyłam, że może jednak będzie dobrze. Myliłam się, bo.. nie odezwałam się w ogóle w czasie całego spotkania, co z resztą było później powodem gnębienia mnie, przez pierwsze 2 miesiące w szkole Podczas tych 2 miesięcy tylko jedna dziewczyna, która usiadła ze mną na rozpoczęciu roku szkolnego ze mną rozmawiała. Reszta osób potrafiła podejść do mnie i do wyżej wymienionej koleżanki, jej powiedzieć cześć i rozmawiać tylko i wyłącznie z nią, jakby mnie obok nie było. To było naprawdę niemiłe? wredne? Wiem, że mnie obgadywali, widziałam to po ich minach, widziałam jak mnie obserwują i nie znając mnie (ba! nawet nie zamieniając ze mną słowa), z góry oceniali.. Czasem parę dziewczyn z klasy mnie "zaczepiało" i śmiały się ze mnie prosto w twarz. Nie wiedziałam co mam zrobić, kolegowałam się tylko z jedną osobą i nie czułam w niej takiego oparcia (zresztą co się dziwić, po znajomości 2-miesięcznej), by jakoś sobie z tym poradzić. Chciałam zmienić szkołę.. Zmieniło się wszystko po wyjeździe integracyjnym, kiedy nagle zaczęli mnie ni z gruchy ni z pietruchy lubić. Potem nagle wszyscy mnie polubili. Wiadomo, że poczułam ulgę, ale mimo wszystko nadal czuję urazę do osób, które po prostu z góry mnie oceniły i były dla mnie takie wredne. Teraz jest wszystko okej, ale mimo wszystko.. nigdy nie zrozumiem dokuczania ludziom w klasie.