18 Mar 2009, Śro 19:47, PID: 133210
Nienawidzę. Wf i chemia to przedmioty, których unikam, jak mogę.
W gimnazjum miałam fajnego nauczyciela, powiedziałam mu, że nie lubię ćwiczyć, jestem niewygimnastykowana, nie umiem grać w gry zespołowe (poza koszem), za to zaoferowałam, że mogę z nim rozmawiać. xD I przebierałam się tylko po to, żeby siedzieć z nim na ławce i oglądać, jak inne dziewczyny ćwiczą. Oczywiście zaliczałam wszystko tak jak rezta, ale facet przymykał oczy i łagodnie nas wszystkie oceniał.
W liceum sprawa się pokomplikowała, w wakacje przed rozpoczęciem szkoły zaczęły się moje problemu ze zdrowiem. Na wfie kobieta dawała nam wycisk. Mi ciągle było niedobrze, a po wfach to już masakra jakaś. Co chwila przynosiłam zwolnienia. To od mamy, to od higienistki szkolnej, to od lekarzy, to znowu braku stroju. I tak ćwiczyłam przez pierwszy semestr, na koniec dostałam 3. W drugim semestrze miałam zwolnienie. Załatwiane, bo załatwiane - żaden lekarz nie chciał mi wypisać długotrwałego zwolnienia bo nikt nie wiedział, na co jestem chora.
Powiedziałam kobiecie, że mam problemy z brzuchem, z tarczycą, że mam bolesne okresy, problem ze stawami (nie jestem w stanie zrobić skłonu do ziemii, siadów płotkarskich itp), i w tym roku muszę ćwiczyć, mama nie pozwoliła mi się zwolnić. Dalej, jak mam okację - to nie ćwiczę. Dalej noszę zwolnienia. Na semestr miałam 4. Może kobieta pojęła, że ja po prostu nie jestem w stanie wykonać wielu ćwiczeń. Teraz sobie ćwicze. Nie lubię, ale muszę.
Ale mam w klasie dziewczynę, która jest równie słaba z wfu, jak ja. Zawsze ćwiczymy razem. Zawsze się z siebie śmiejey, inni już przywykli, nauczycielka też. Więc jest spoko.
W gimnazjum miałam fajnego nauczyciela, powiedziałam mu, że nie lubię ćwiczyć, jestem niewygimnastykowana, nie umiem grać w gry zespołowe (poza koszem), za to zaoferowałam, że mogę z nim rozmawiać. xD I przebierałam się tylko po to, żeby siedzieć z nim na ławce i oglądać, jak inne dziewczyny ćwiczą. Oczywiście zaliczałam wszystko tak jak rezta, ale facet przymykał oczy i łagodnie nas wszystkie oceniał.
W liceum sprawa się pokomplikowała, w wakacje przed rozpoczęciem szkoły zaczęły się moje problemu ze zdrowiem. Na wfie kobieta dawała nam wycisk. Mi ciągle było niedobrze, a po wfach to już masakra jakaś. Co chwila przynosiłam zwolnienia. To od mamy, to od higienistki szkolnej, to od lekarzy, to znowu braku stroju. I tak ćwiczyłam przez pierwszy semestr, na koniec dostałam 3. W drugim semestrze miałam zwolnienie. Załatwiane, bo załatwiane - żaden lekarz nie chciał mi wypisać długotrwałego zwolnienia bo nikt nie wiedział, na co jestem chora.
Powiedziałam kobiecie, że mam problemy z brzuchem, z tarczycą, że mam bolesne okresy, problem ze stawami (nie jestem w stanie zrobić skłonu do ziemii, siadów płotkarskich itp), i w tym roku muszę ćwiczyć, mama nie pozwoliła mi się zwolnić. Dalej, jak mam okację - to nie ćwiczę. Dalej noszę zwolnienia. Na semestr miałam 4. Może kobieta pojęła, że ja po prostu nie jestem w stanie wykonać wielu ćwiczeń. Teraz sobie ćwicze. Nie lubię, ale muszę.
Ale mam w klasie dziewczynę, która jest równie słaba z wfu, jak ja. Zawsze ćwiczymy razem. Zawsze się z siebie śmiejey, inni już przywykli, nauczycielka też. Więc jest spoko.