25 Lis 2015, Śro 14:26, PID: 490426
Przez całe swoje życie tańczyłam może ze trzy razy i to nie z własnej woli:
1. Kiedyś jak byłam ze znajomymi ze studiów w klubie, kolega wyciągał mnie na parkiet, ale ja się konsekwentnie nie dawałam. W końcu, za którymś razem, podszedł do mnie, wziął mnie na ręce, zaniósł na parkiet i postawił przed sobą. Nie miałam wyjścia. Wytrzymałam może ze 30 sek., jak mi się wydaje, i uciekłam. Po jakimś czasie (kilku dniach), w jakiejś tam rozmowie, twierdził, że przecież tańczył ze mną i wszystko było w porządku. A dla niego to pewnie tez był wysiłek wystawić koleżankę na parkiet, bo sam jest niski i drobny-niższy ode mnie. Zle się czułam w tamtej sytuacji-to nie dla mnie.
2. Jednego sylwestra spędziłam ze znajomymi ze studiów, którzy mieli fantazję, aby na ten czas wynająć cały pensjonat i urządzić tam imprezę. Ja oczywiście podpierałam parapet, z czego postanowił mnie uratować jeden z kolegów. Ludzie!! Jak on wywijał!! Ten z kolei był bardzo wysoki i pewnie tutaj miały zastosowanie prawa fizyki-bo dużemu łatwo wywijać mniejszym i słabszym. Z tego wywyijania nie miałam jak uciec, bo przy próbie ucieczki mogłam wylądować na ścianie, z resztą trzymał mnie mocno dosyć.
3. Raz na jakiejś imprezie branżowej, ktoś poprosił mnie do tańca i poprowadził to w starym stylu-tzn pozycja wyjściowa prawie jak do walca, no i to on prowadził. Na początku czułam że połknęłam tyczkę od mikrofonu i miałam spięte mięśnie. Myślę, że czuł to jak mnie obejmował, ale, że zabawiał mnie rozmową, to jakoś nie uciekłam.
Kolejność przypadkowa
aaa i raz z wujkiem tańczyłam na weselu, na które się trochę spózniłam, bo musiałam dojechać na nie do centralnej Polski, a tutaj miałam jakąś sprawę do dokończenia, na której mi zależało. Jak już się pojawiłam na imprezie, to oczywiście zabawa trwała w najlepsze, a wujo, jak mnie zobaczył, to od razu mnie porwał.
Ostatecznie stwierdzam, ze taka aktywność jest nie dla mnie. Nie będę z tym walczyć.
1. Kiedyś jak byłam ze znajomymi ze studiów w klubie, kolega wyciągał mnie na parkiet, ale ja się konsekwentnie nie dawałam. W końcu, za którymś razem, podszedł do mnie, wziął mnie na ręce, zaniósł na parkiet i postawił przed sobą. Nie miałam wyjścia. Wytrzymałam może ze 30 sek., jak mi się wydaje, i uciekłam. Po jakimś czasie (kilku dniach), w jakiejś tam rozmowie, twierdził, że przecież tańczył ze mną i wszystko było w porządku. A dla niego to pewnie tez był wysiłek wystawić koleżankę na parkiet, bo sam jest niski i drobny-niższy ode mnie. Zle się czułam w tamtej sytuacji-to nie dla mnie.
2. Jednego sylwestra spędziłam ze znajomymi ze studiów, którzy mieli fantazję, aby na ten czas wynająć cały pensjonat i urządzić tam imprezę. Ja oczywiście podpierałam parapet, z czego postanowił mnie uratować jeden z kolegów. Ludzie!! Jak on wywijał!! Ten z kolei był bardzo wysoki i pewnie tutaj miały zastosowanie prawa fizyki-bo dużemu łatwo wywijać mniejszym i słabszym. Z tego wywyijania nie miałam jak uciec, bo przy próbie ucieczki mogłam wylądować na ścianie, z resztą trzymał mnie mocno dosyć.
3. Raz na jakiejś imprezie branżowej, ktoś poprosił mnie do tańca i poprowadził to w starym stylu-tzn pozycja wyjściowa prawie jak do walca, no i to on prowadził. Na początku czułam że połknęłam tyczkę od mikrofonu i miałam spięte mięśnie. Myślę, że czuł to jak mnie obejmował, ale, że zabawiał mnie rozmową, to jakoś nie uciekłam.
Kolejność przypadkowa
aaa i raz z wujkiem tańczyłam na weselu, na które się trochę spózniłam, bo musiałam dojechać na nie do centralnej Polski, a tutaj miałam jakąś sprawę do dokończenia, na której mi zależało. Jak już się pojawiłam na imprezie, to oczywiście zabawa trwała w najlepsze, a wujo, jak mnie zobaczył, to od razu mnie porwał.
Ostatecznie stwierdzam, ze taka aktywność jest nie dla mnie. Nie będę z tym walczyć.