15 Wrz 2016, Czw 0:36, PID: 577173
kitty napisał(a):Od dawna chciałam zostać wolontariuszem w schronisku w Korabiewicach, jeździć raz-dwa w miesiącu i zajmować się tamtejszymi psami. Ale nie, nie pojadę sama, wstydzę się
Też miałem takie obawy. Nawet wysłałem swoje zgłoszenie mailowo, ale nikt nie odpowiedział. Pewnego weekendu jednak się zawziąłem i pojechałem osobiście. Okazało się, że w moim schronisku (w Zielonej Górze) nie trzeba być nawet wolontariuszem aby zajmować się zwierzętami. Wystarczy wpaść do biura i podpisać jeden papierek i już można działać.
Jednak to wszystko zależy od schroniska, a głównie od tego czy schronisko jest zarządzane przez urząd miasta (lub spółkę zależną), czy przez prywatne stowarzyszenie/fundację. W przypadku gdy zarządzającym jest urząd miasta to przygotuj się na masę biurokracji w stylu: "organizujemy nabory tylko 2 razy w roku. Każdy musi przejść szkolenie BHP, itd". Schroniska zarządzane przez prywatne organizacje zwykle nie mają takich ograniczeń.
Przykładowo oprócz Zielonej Góry (którym zarządza stowarzyszenie), byłem również w schronisku w Oświęcimiu i w schronisku w Pszczynie. One również są zarządzane "prywatnie" i będąc tam nie musiałem nawet nic podpisywać. Nawet już z boksów można było samemu pieski wyprowadzać (w Zielonej Górze to pracownik wypuszczał i przekazywał psa). Wystarczyło, że się zjawiłem. Mógłbym być jakiś rytualnym mordercą psów i nikt by mi nic mi tam nie udowodnił.
Natomiast będąc przejazdem, próbowałem też okazjonalnie odwiedzić schroniska w Szczecinie, Poznaniu lub Bielsku-Białym (zarządzane przez urzędasów) i tam są mega utrudnienia na każdym kroku.
Inna sprawa, jeżeli aplikujesz do schroniska zarządzanego przez urząd, to przygotuj się do tego, że może ono przypominać typową przechowalnię lub mordownię. Zwierzęta mogą być bardziej zabiedzone, chore mogą być usypiane (urzędasy nie chcą generować sobie dodatkowych kosztów, itp). Np. w Bielsku niedawno była afera. Dyrekcja kazała wywalić kilkadziesiąt kotów na wolność. Problem w tym, że wolontariusze alarmowali, że te koty, po wypuszczeniu, bez przerwy rozpaczliwie próbowały dostać się z powrotem na teren schroniska. Dyrekcja uzasadniła swą decyzję twierdząc, że to koty wolnobytujące... No coś musieli powiedzieć.
Mimo wszystko, gdziekolwiek trafisz, to polecam najbardziej wizyty w schronisku. Pieski będą wdzięczne, chociaż początkowo mogą traktować Cię, np. podczas spacerów, jako niepotrzebne "przedłużenie" smyczy. Dopiero z czasem człowiek staje się ich przyjacielem.