08 Lis 2016, Wto 23:05, PID: 593447
w pewnym momencie mojej fs, po kilku latach wycofania się z życia społecznego, obwiniania się, zamartwiania, flashbacków i długich bezsennych nocy doszedłem do etapu ucieczki od swoich emocji i myśli związanych z moim stanem. O ile nigdy nie pociągał mnie świat fantazji, to inne rozpraszacze miały zastosowanie... Zdawałem sobie sprawę, że to forma ucieczki przed bólem psychicznym, ale jednak była to kojąca odmiana od codziennego wystawiania sobie rachunków za popieprzone życie.
raczej nie polecam, bo rachunek i tak się w końcu zapłaci, a człowiek staje się coraz bardziej odrealniony, a pustka sprawia, że po kilku latach takiej zabawy zaczyna tracić się jakiekolwiek poczucie tożsamości.
Pamiętam, że odkrycie iż "jestem zainteresowany bardziej własną psychiką, nie rzeczywistością" tj. że mój strach przed ludźmi, to może być bardziej strach przed moimi wyobrażeniami na ich temat, niż przed rzeczywistością, było moją eureką. Bo to zaczęło wstawiać klin pomiędzy moimi wyobrażeniami, a tym jaka (choćby przypuszczalnie) mogła być rzeczywistość. To pozwoliło wkraść się myślom, które pytały czy to co czuje i doświadczam w codziennym życiu, bierze się z rzeczywistości, czy raczej z mojej głowy? Być może mój dryf w stronę szaleństwa, kiedy już nie wiedziałem czy ludzie śmiejący się ze mnie i poniżający mnie na ulicach i w autobusach istnieją naprawdę, przyczynił się w końcu do zadania sobie najważniejszego wtedy pytania "czy mogę ufać strachowi, który pojawia się w mojej głowie?"
raczej nie polecam, bo rachunek i tak się w końcu zapłaci, a człowiek staje się coraz bardziej odrealniony, a pustka sprawia, że po kilku latach takiej zabawy zaczyna tracić się jakiekolwiek poczucie tożsamości.
Cytat:Trochę też jest tak jakbym bardziej był zainteresowanym własną psychiką, a nie rzeczywistością. Jakby psychika i jej stan, czy stan emocjonalny to coś nad czym najbardziej się koncentruję...a resztę, czyli życie podpasowuję pod stan psychicznynie wiem czy miałeś na myśli, to co przyszło mi właśnie do głowy, ale jakby co, to sorry za luźnie skojarzenie.
Pamiętam, że odkrycie iż "jestem zainteresowany bardziej własną psychiką, nie rzeczywistością" tj. że mój strach przed ludźmi, to może być bardziej strach przed moimi wyobrażeniami na ich temat, niż przed rzeczywistością, było moją eureką. Bo to zaczęło wstawiać klin pomiędzy moimi wyobrażeniami, a tym jaka (choćby przypuszczalnie) mogła być rzeczywistość. To pozwoliło wkraść się myślom, które pytały czy to co czuje i doświadczam w codziennym życiu, bierze się z rzeczywistości, czy raczej z mojej głowy? Być może mój dryf w stronę szaleństwa, kiedy już nie wiedziałem czy ludzie śmiejący się ze mnie i poniżający mnie na ulicach i w autobusach istnieją naprawdę, przyczynił się w końcu do zadania sobie najważniejszego wtedy pytania "czy mogę ufać strachowi, który pojawia się w mojej głowie?"