17 Mar 2019, Nie 11:16, PID: 785638
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17 Mar 2019, Nie 11:18 przez MissCthulhu.)
Nie miałam szczęścia do SSRI i pochodnych, ale mogę opowiedzieć o swoich dawniejszych doświadczeniach; jeszcze przed rozwinięciem się u mnie epilepsji polekowej po odstawieniu nieleczniczych dawek benzodiazepin, paroksetyna powodowała u mnie 'tiki", skurcze nóg w nocy, wtedy oczywiście tego nie wiązałam z napadami epileptycznymi. Było jeszcze uczucie mrowienia pod podstawą czaszki i takiego jakby uderzenia prądem, jak wtedy, gdy trafiamy na nerw albo uderzamy w coś łokciem.
To, który lek - jaka nazwa handlowa - nie ma znaczenia, różnią się barwnikiem, otoczką, sposobem rozpuszczania (to ma może minimalne znaczenie np. w szybko, ale krótko działających benzodiazepinach, takich "panic button" i tych z gatunku silnie uzależniających), a tu lek potrzebuje długiego czasu, by się rozbujać. U mnie niestety nie był to szczęśliwy traf, podobnie jak z escitalopramem. Ale lek z tematu musiałam przestać brać przez okropne bóle głowy, to było prawie jak migrena; nigdy nie wiedziałam, kiedy mnie dorwą, była lekka nadwrażliwość na światło. Odczuwałam pobudzenie, ale takie nachalne i mniej przyjemne niż z np. noopeptów do nauki, przyrównałabym je do wypchnięcia na siłę w światło monitorów (dnia), a wejścia tam energicznie z własnej woli.
Gdy spróbowałam po raz drugi, już po kilku epizodach grand-mal (zdążyły ewoluować), byłam czysta od innych używek i spróbowałam właśnie tego; niestety, strzał nietrafiony. Bo to, co kiedyś było mało irytującym ubokiem (te tiki i skurcze) przy stale obniżonym progu drgawkowym stały się czynnikiem prowokującym tak częste napady z utratą świadomości, że zaczynałam powoli odczuwać ich wpływ (po ataku, parę godzin po jest się nieswoim, ale u mnie to trwało parę dni) i neurolog też się martwił pomimo łączenia stale z klonazepamem 2mg/dzień, konsultował, aż w końcu podjęliśmy decyzję o odstawieniu paroksetyny. Zeszłam z niej bez problemu, może przez doświadczenie z o wiele cięższymi do zejścia substancjami, choć dyskomfort przez pierwszy tydzień i nadpobudliwość - lekką - przyjęłam jako coś normalnego, no nie histeryzowałam.
Występował też problem z libido, tzn. z libido i możliwością osiągnięcia orgazmu przy masturbacji.
Emocjonalnie wszystko wydawało się takie za szkłem, mniej mnie ruszające, ale trochę we śnie.
Nie jest to lek dla mnie, ale był pierwszym antydepem którego spróbowałam właśnie dlatego, że znam osobę, której odmienił życie o 180 stopni. Niestety, nie dla mnie.
Ale u niej efekty były spektakularne, a dawkę podnosiła raz czy dwa; pamiętam, że zmieniła godzinę brania leku, bo miała problemy z zaśnięciem i najlepiej było dla niej wziąć rano, u mnie najlepiej spisywało się popołudnie, bo prowadzę bardziej nocny tryb życia.
To, który lek - jaka nazwa handlowa - nie ma znaczenia, różnią się barwnikiem, otoczką, sposobem rozpuszczania (to ma może minimalne znaczenie np. w szybko, ale krótko działających benzodiazepinach, takich "panic button" i tych z gatunku silnie uzależniających), a tu lek potrzebuje długiego czasu, by się rozbujać. U mnie niestety nie był to szczęśliwy traf, podobnie jak z escitalopramem. Ale lek z tematu musiałam przestać brać przez okropne bóle głowy, to było prawie jak migrena; nigdy nie wiedziałam, kiedy mnie dorwą, była lekka nadwrażliwość na światło. Odczuwałam pobudzenie, ale takie nachalne i mniej przyjemne niż z np. noopeptów do nauki, przyrównałabym je do wypchnięcia na siłę w światło monitorów (dnia), a wejścia tam energicznie z własnej woli.
Gdy spróbowałam po raz drugi, już po kilku epizodach grand-mal (zdążyły ewoluować), byłam czysta od innych używek i spróbowałam właśnie tego; niestety, strzał nietrafiony. Bo to, co kiedyś było mało irytującym ubokiem (te tiki i skurcze) przy stale obniżonym progu drgawkowym stały się czynnikiem prowokującym tak częste napady z utratą świadomości, że zaczynałam powoli odczuwać ich wpływ (po ataku, parę godzin po jest się nieswoim, ale u mnie to trwało parę dni) i neurolog też się martwił pomimo łączenia stale z klonazepamem 2mg/dzień, konsultował, aż w końcu podjęliśmy decyzję o odstawieniu paroksetyny. Zeszłam z niej bez problemu, może przez doświadczenie z o wiele cięższymi do zejścia substancjami, choć dyskomfort przez pierwszy tydzień i nadpobudliwość - lekką - przyjęłam jako coś normalnego, no nie histeryzowałam.
Występował też problem z libido, tzn. z libido i możliwością osiągnięcia orgazmu przy masturbacji.
Emocjonalnie wszystko wydawało się takie za szkłem, mniej mnie ruszające, ale trochę we śnie.
Nie jest to lek dla mnie, ale był pierwszym antydepem którego spróbowałam właśnie dlatego, że znam osobę, której odmienił życie o 180 stopni. Niestety, nie dla mnie.
Ale u niej efekty były spektakularne, a dawkę podnosiła raz czy dwa; pamiętam, że zmieniła godzinę brania leku, bo miała problemy z zaśnięciem i najlepiej było dla niej wziąć rano, u mnie najlepiej spisywało się popołudnie, bo prowadzę bardziej nocny tryb życia.