16 Gru 2008, Wto 23:02, PID: 101753
Przypominam sobie, że około stycznia-lutego przywaliłem dosyć mocno w taki pręt wystający ze ściany. Moja(wtedy) dziewczyna chciała we mnie czymś rzucić a ja zrobiłem taki odruchowy unik i z całej siły walnąłem się w ten pręt. Parę centymetrów nad uchem. Depresja wtórna jedna sprawa. Ale coś mi mówi, że od tamtego czasu mam właśnie problemy z napadami złości. Taki wewnętrzny rozpie**alacz się włącza.
Dzisiaj znowu dostałem takiego czegoś. Trzyma mnie od południa. W tym momencie nie mogę opanować nogi. A jak ją opanuje, to zaraz chodzi mi coś innego. Co chwile zaciskam pięści i próbuje się hamować, żeby czegoś nie rozwalić. Z nikim nie gadam w domu, bo tylko mnie wku**iają. Wszystko tak na mnie działa...
Dzisiaj znowu dostałem takiego czegoś. Trzyma mnie od południa. W tym momencie nie mogę opanować nogi. A jak ją opanuje, to zaraz chodzi mi coś innego. Co chwile zaciskam pięści i próbuje się hamować, żeby czegoś nie rozwalić. Z nikim nie gadam w domu, bo tylko mnie wku**iają. Wszystko tak na mnie działa...