15 Lis 2009, Nie 21:07, PID: 185827
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Lis 2009, Nie 21:11 przez Ibof.)
Witam serdecznie!
Nie wiem czy dobrze trafilam, ale wierzę, że ktoś może mi pomóc.
Przeczytałam właśnie topic o "bojących się chodzenia do pracy".
Jeśli chodzi o mnie to nie boję się kontaktów z ludźmi w pracy, rozmawiania z nimi itp.
Ja przeżywam najgorsze lęki w niedziele... Nienawidzę niedziel, niedzielne wieczory są dla mnie najgorsze. W sumie sama nie wiem czego się tak naprawdę boję. Co niedzielę odczuwam ten sam lęk, gdy kiedyś bałam się matematyki i przed każdą tą lekcją miałam ból brzucha i paniczny lęk oraz chęć ucieczki nie wiadomo dokąd...
Ale może od początku:
wykonuje taki zawod, o ktorym marzylam, odczuwam satysfakcje z pracy - no moze nie zawsze, ale wiadomo - sa lepsze i gorsze dni. Z zarobkow tez jestem zadowolona.
To jest moja 2ga praca w zyciu. Od razu w 1szej pracy pracowalam w swoim zawodzie, ale te swoje leki tlumaczylam sobie tym, ze to nowa praca, nowe obowiazki, duzo sie musze nauczyc. Jednak z czasem, po 2 latach wcale syt. sie nie poprawila.
Poprawila sie wtedy, gdy postanowilam odejsc z powodu marnej placy i gdy podjelam te decyzje i bylam na 2tyg. wypowiedzeniu wszystko stalo sie prostsze i wrecz z usmiechem na twarzy szlam w niedziele spac. Jednak do czasu, gdy znalazlam nowa prace. Ciagle ta sama plyta: w niedziele tak od poludnia zaczynam o tym myslec - co bedzie w tygodniu, czy podolam, czy dam rade. Zazwyczaj daje sobie rade i co najsmieszniejsze... w srodku tygodnia juz sie przyzwyczajam i sadze, ze to juz taka ostatnia niedziela byla, ale gdzie tam... w niedziele zaczyna sie wszystko od poczatku... Od godzin popoludniowych w robocie jest waleriana, melissa. Czasami tez lykam fenactil, ale staram sie rzadko to robic, gdyz ten kompletnie oglupia, ale fakt faktem sprawia, ze czuje sie calkiem tak, jakbym nie miala zadnych problemow... ale pigula przeciez przestaje dzialac i nie mozna sie tak meczyc... W dodatku moj chlopak juz ma dosc tych wszystkcih niedzielnych placzy. Tak tak, bo czesto wtedy placze. Placze, bo jest we mnie jakis lek i nie umiem go teraz nazwac. Czasami ten lek jest dodatkowo podsycony tesknota za rodzina (nie mieszkam w rodzinnym miescie od czasow studiow).
Nakreslilam Wam tu jako taki obraz tego mojego leku. Nie wiem czy moze nie jest to zbyt chaotyczny zarys, ale licze, ze ktos mnie zrozumie...
Oczywiscie mamie wspominalam o tym - wiem, ze dobrze mi radzi, zeby isc i sie nie przejmowac , bo zycie jest za krotkie, ale ja wciaz nie moge zrozumiec czego tak naprawde sie boje??? Dlaczego np. ten lek nie powtarza sie codziennie w tygodniu, a tylkko w nd? (owszem, tez czasami czuje jakas obawe w tygodniu - we wt, sr, ale nie jest to tak ogromny ciezar jaki czuje przed zblizajacym sie tygodniem).
Noce z nd na pn tez spedzam niespokojnie... Probowalam juz roznych sposobow; wstawalam np. wczesnie rano w nd, chodzilam na spacery, zakupy, sprzatanie, zajmowalam sie wlasnym hobby zeby sie wiecie, tak zmeczyc zwyczajnie i chodzilam spac pozniej, ok 23ciej, ale to nic nie daje - z zasnieciem nie ma problemow - potrafie za to obudzic sie 3, 4 x w ciagu nocy i sprawdzac na budziku "ile mi jeszcze czasu zostalo" do porannej pobudki. Wstawanie przed budzikiem, 20, pol h to juz u mnie norma. Zwlaszcza w poniedzialki... Dodam, ze najgorzej to przezywam zima, gdy wstac musze, gdy jest calkiem ciemno.
Naprawde, cos ze mna jest nie tak i nie potrafie juz sobie pomoc. Mecze sie tak juz 3ci rok, to nie jest normalne
Dodam tez jeszcze, ze jak pomysle sobie, ze np. siedze w domu na polrocznym zwolnieniu to... mysle, ze wtedy bylabym szczesliwsza, mimo ze nie jestem typem kury domowej. Jednak na razie nie moge liczyc na takie zwolnienie, zreszta nie chce uciekac od tego problemu, bo wrocic do pracy kiedys bedzie trzeba.... Aaaa... jeszcze cos: im dluzszy mam urlop tym gorzej przezywam powrot do pracy, wtedy w niedziele mam ochote uciec do rodzinnego domu i ukryc sie pod koldra (jak juz ktos tu pisal na forum)...
Przepraszm jeszcze raz za te chaotyczne mysli, ale wiece... jest niedziela....
Nie wiem czy dobrze trafilam, ale wierzę, że ktoś może mi pomóc.
Przeczytałam właśnie topic o "bojących się chodzenia do pracy".
Jeśli chodzi o mnie to nie boję się kontaktów z ludźmi w pracy, rozmawiania z nimi itp.
Ja przeżywam najgorsze lęki w niedziele... Nienawidzę niedziel, niedzielne wieczory są dla mnie najgorsze. W sumie sama nie wiem czego się tak naprawdę boję. Co niedzielę odczuwam ten sam lęk, gdy kiedyś bałam się matematyki i przed każdą tą lekcją miałam ból brzucha i paniczny lęk oraz chęć ucieczki nie wiadomo dokąd...
Ale może od początku:
wykonuje taki zawod, o ktorym marzylam, odczuwam satysfakcje z pracy - no moze nie zawsze, ale wiadomo - sa lepsze i gorsze dni. Z zarobkow tez jestem zadowolona.
To jest moja 2ga praca w zyciu. Od razu w 1szej pracy pracowalam w swoim zawodzie, ale te swoje leki tlumaczylam sobie tym, ze to nowa praca, nowe obowiazki, duzo sie musze nauczyc. Jednak z czasem, po 2 latach wcale syt. sie nie poprawila.
Poprawila sie wtedy, gdy postanowilam odejsc z powodu marnej placy i gdy podjelam te decyzje i bylam na 2tyg. wypowiedzeniu wszystko stalo sie prostsze i wrecz z usmiechem na twarzy szlam w niedziele spac. Jednak do czasu, gdy znalazlam nowa prace. Ciagle ta sama plyta: w niedziele tak od poludnia zaczynam o tym myslec - co bedzie w tygodniu, czy podolam, czy dam rade. Zazwyczaj daje sobie rade i co najsmieszniejsze... w srodku tygodnia juz sie przyzwyczajam i sadze, ze to juz taka ostatnia niedziela byla, ale gdzie tam... w niedziele zaczyna sie wszystko od poczatku... Od godzin popoludniowych w robocie jest waleriana, melissa. Czasami tez lykam fenactil, ale staram sie rzadko to robic, gdyz ten kompletnie oglupia, ale fakt faktem sprawia, ze czuje sie calkiem tak, jakbym nie miala zadnych problemow... ale pigula przeciez przestaje dzialac i nie mozna sie tak meczyc... W dodatku moj chlopak juz ma dosc tych wszystkcih niedzielnych placzy. Tak tak, bo czesto wtedy placze. Placze, bo jest we mnie jakis lek i nie umiem go teraz nazwac. Czasami ten lek jest dodatkowo podsycony tesknota za rodzina (nie mieszkam w rodzinnym miescie od czasow studiow).
Nakreslilam Wam tu jako taki obraz tego mojego leku. Nie wiem czy moze nie jest to zbyt chaotyczny zarys, ale licze, ze ktos mnie zrozumie...
Oczywiscie mamie wspominalam o tym - wiem, ze dobrze mi radzi, zeby isc i sie nie przejmowac , bo zycie jest za krotkie, ale ja wciaz nie moge zrozumiec czego tak naprawde sie boje??? Dlaczego np. ten lek nie powtarza sie codziennie w tygodniu, a tylkko w nd? (owszem, tez czasami czuje jakas obawe w tygodniu - we wt, sr, ale nie jest to tak ogromny ciezar jaki czuje przed zblizajacym sie tygodniem).
Noce z nd na pn tez spedzam niespokojnie... Probowalam juz roznych sposobow; wstawalam np. wczesnie rano w nd, chodzilam na spacery, zakupy, sprzatanie, zajmowalam sie wlasnym hobby zeby sie wiecie, tak zmeczyc zwyczajnie i chodzilam spac pozniej, ok 23ciej, ale to nic nie daje - z zasnieciem nie ma problemow - potrafie za to obudzic sie 3, 4 x w ciagu nocy i sprawdzac na budziku "ile mi jeszcze czasu zostalo" do porannej pobudki. Wstawanie przed budzikiem, 20, pol h to juz u mnie norma. Zwlaszcza w poniedzialki... Dodam, ze najgorzej to przezywam zima, gdy wstac musze, gdy jest calkiem ciemno.
Naprawde, cos ze mna jest nie tak i nie potrafie juz sobie pomoc. Mecze sie tak juz 3ci rok, to nie jest normalne
Dodam tez jeszcze, ze jak pomysle sobie, ze np. siedze w domu na polrocznym zwolnieniu to... mysle, ze wtedy bylabym szczesliwsza, mimo ze nie jestem typem kury domowej. Jednak na razie nie moge liczyc na takie zwolnienie, zreszta nie chce uciekac od tego problemu, bo wrocic do pracy kiedys bedzie trzeba.... Aaaa... jeszcze cos: im dluzszy mam urlop tym gorzej przezywam powrot do pracy, wtedy w niedziele mam ochote uciec do rodzinnego domu i ukryc sie pod koldra (jak juz ktos tu pisal na forum)...
Przepraszm jeszcze raz za te chaotyczne mysli, ale wiece... jest niedziela....