18 Cze 2019, Wto 23:19, PID: 796040
Najgorsze są chyba prace na produkcji w tych wielkich molochach. Na sali kilkanaście albo kilkadziesiąt linii i na każdej po kilka osób, w sumie ok 100 na samym zakładzie albo i więcej. Towarzystwo różne. Od lizodupów, obgadywaczy, wyśmiewaczy, leserów, głupków, patoli po całkiem fajne osoby. Ja zawsze w robocie dawałem z siebie ponad 100% i mnie krew zalewała jak miałem takie towarzystwo. Pierwsza myśl, co ja tu kurła robie? Ja grzeczny, spokojny, miły, pomocny, pracowity wśród ludzi gdzie 80% maja jakieś odjazdy. To nie moja bajka. Dziwnie się czułem. No ale tak to jest jak agencje zatrudniają do takich firm a pracodawca ma wywalone byle robota zrobiona była. Spokojnej osobie też ciężko się wbić już w towarzystwo które dość długo już se sobą pracuje. I jeszcze taki co się o+ ma dobrze a ten co pracuje jest wykorzystywany. Pamiętam jak mnie operator linii dał do mycia jakiejś maszyny[produkcja szamponów] bo się wylało ze zbiornika. Sam klej, tragedia. Dwie godziny pucowałem..a żeby ktoś przyszedł i pomógł jak inne linie stoją? Zapomnij! Sam poszedł w , murzyn zrobi przecież Prędzej śmieszki usłyszysz. Ja mam nerwicę dokładności więc czyściłem jakbym mieszkanie sprzątał u siebie Takie typowe produkcje molochy to już nie dla mnie, towarzystwo wykańcza i sama robota. Chyba, że jakieś zakłady bardziej kameralne. To może jeszcze nie ma tragedii.